Aleksandra Przegalińska, naukowiec pracujący nad sztuczną inteligencją na najbardziej prestiżowej uczelni technicznej na świecie, Massachusets Institute of Technology, opowiedziała w emocjonalnym wpisie o tym, jak została potraktowana przez TVN.
Przegalińska jest z wykształcenia filozofem, jej prace nad sztuczną inteligencją budzą spory odzew na całym świecie. Niedawno została poproszona o konsultacje nad odcinkiem programu Martyny Wojciechowskiej, który miał być poświęcony właśnie sztucznej inteligencji. Swoją przygodę z przedstawicielką stacji TVN opisała na Facebooku.
Aleksandra Przegalińska
Panie realizują dla niniejszej stacji program, w którym zajmować się będą m.in. zagadnieniami sztucznej inteligencji. Dziedzina nie jest im znana. Oczekiwały wobec tego mojego merytorycznego wkładu oświadczając, że nie mogą niestety tego wkładu uwzględnić ani w napisach końcowych, ani w żadnej innej formie, bo widz musi wiedzieć, że prowadząca do wszystkiego doszła sama {wymogi formuły programu!}. Powiedziałam miłej Pani, że jeśli nie zaczniemy w kraju nad Wisłą nawzajem sie szanować i honorować swojej pracy zamiast hodować prekariat, to nie wydobędziemy się z żadnej pułapki średniego rozwoju i będziemy klepać biedę, skręcając pralki dla tych, którzy te pralki będą wymyślać. Pani było przykro, ale nic nie mogła z tym zrobić.
Według jej słów stacja, która prosiła ją o wkład merytoryczny do programu, nie miała zamiaru jej zapłacić. Ba, nie chciała nawet umieścić jej nazwiska wśród osób, które zajmowały się przygotowaniem materiału. Gdyby nie to, że mówimy o jednej z większych sław polskiej nauki, można by to skwitować krótkim: "Będzie pani miała do portfolio".
Aleksandra Przegalińska w rozmowie z INN:Poland tłumaczy, że jej zamiarem nie było wywoływanie burzy. Dodaje też, że szanuje Martynę Wojciechowską, która zresztą odezwała się do niej i wytłumaczyła, że nie miała pojęcia o tej sytuacji, mimo, że jest osobą decyzyjną.
– Jestem zdumiona, że ten wpis tak się poniósł. Może mam szczęście, bo występowanie w mediach to nie jest moja praca zarobkowa. Ale odezwało się bardzo dużo osób, których dotyczy ten problem. Wielu naukowców czy popularyzatorów nauki godzi się na takie traktowanie. Część z nich boi się odmówić. Tymczasem jest to wykorzystywanie ich ciężko zdobytej wiedzy i doświadczenia za darmo. Zresztą nawet nie o pieniądze chodzi, ale o uznanie autorstwa, wkładu intelektualnego – mówi nam Przegalińska.
Dodaje, że problem dotyczy jej tylko w minimalnym stopniu. Ale jest zadowolona, że udało się jej poruszyć ważny problem niepłacenia za pracę. Za studenckie staże, za wystąpienia na konferencjach, za pomoc w tworzeniu programów telewizyjnych.
– Nie mam problemu z występowaniem na konferencjach za darmo, jeśli cel jest szczytny, jeśli wydarzenie jest dla mnie ważne albo sama będę mogła się czegoś nauczyć. Ale są przecież płatne konferencje, których organizatorzy nie przewidują honorariów dla prelegentów – mówi nam.
Przegalińska podkreśla, że nie potrzebuje sławy czy pieniędzy, po prostu propozycja wydała się jej oderwana od rzeczywistości.
Aleksandra Przegalińska
Myślę jednak o wszystkich tych, których takie rzeczy spotykają nieustannie. Dotyczy to zwłaszcza sektora edukatorów, nauczycieli, popularyzatorów, naukowców, także artystów, których praca nie jest doceniana, którym nie płaci się za transmisję wiedzy, których nazwisk się nie wymienia i ukrywa ich za plecami celebrytów. Ludzie, nie róbmy sobie tego. Serio.
Dodaje również, że w propozycji stacji telewizyjnej nie chodziło o udzielenie wywiadu, ale udzielenie konsultacji merytorycznych, "suflowanie z tylnego siedzenia, bez nazwisk, bez umowy" – jak sama to określiła.
Pracowniczka MIT zauważa również, że takie traktowanie równoznaczne jest z brakiem szacunku do pracy, którą wykonuje. – To darmowy transfer wiedzy, a problem dotyka wielu osób wykonujących pracę intelektualną – tłumaczy.
Do wpisu dr Przegalińskiej na Facebooku odniosła się Martyna Wojciechowska. Jak twierdzi, naukowiec została poproszona o udzielenie komentarza ws znaczenia botyki i lalek w kulturze Japonii.
Do tej odpowiedzi odniosła się Aleksandra Przegalińska:
Aleksandra Przegalińska
Może po prostu opublikujemy całość mojej korespondencji z Pani Asystentką oraz treść jej tłumaczeń, a także teksty w stylu "proszę nam nie robić problemów"? Droga Pani, wydaje się, że Pani doskonale wie, jak przebiega "research" do Pani programów. Rozmowa trwała 20 minut, bo słysząc warunki, w jakich jest prowadzona postanowiłam dalej nie udzielać komentarza. Ale zapewne trwałaby dwie godziny, gdybym nie zapytała (po raz drugi!) o to w jakiej formie uwzględnicie Państwo mój wkład.
Pierwotna wersja tego artykułu nie zawierała wypowiedzi Martyny Wojciechowskiej. Dlatego zdecydowaliśmy się na odpublikowanie artykułu do momentu uzyskania komentarzy wszystkich stron.
Reklama.
Udostępnij: 5523
Martyna Wojciechowska
Nie ma w redakcji programu kogoś, kto pełni funkcję mojej „asystentki”. Pracują ze mną od wielu lat na zmianę dwie doświadczone dokumentalistki, które pomagają mi w realizacji wielu trudnych tematów z zachowaniem należytej etyki, wysokiej kultury osobistej i poufności (czasem przecież chodził o bezpieczeństwo naszych bohaterek). Standardem naszej pracy jest rzetelność dziennikarska i wielokrotne weryfikowanie uzyskanych z różnych źródeł informacji. W tym celu w ciągu miesięcy (czasem nawet lat) przygotowywania tematu kontaktujemy się z licznymi specjalistami z prośbą o komentarz. Dziennikarz nie zawsze cytuje swoich rozmówców w publikowanym tekście czy materiale filmowym – taki jest standard pracy w tym zawodzie. Nie jest to prawda, że „nigdy nie podpisujemy” naszych ekspertów, bo wielokrotnie to robimy – łatwo to zweryfikować. Zależy to od samych rozmówców – niektórzy wręcz sobie tego nie życzą np. podczas pracy nad tematami kontrowersyjnymi, takimi jak handel ludźmi czy mordowanie osób chorych na albinizm w Tanzanii.
Czym innym jest natomiast wkład merytoryczny w program i praca nad nim – każda z takich osób ma podpisaną umowę, która reguluje warunki naszej współpracy. Jestem dziennikarzem i nie posiadam wiedzy na każdy temat – nie mam powodu, by mówić inaczej, wielokrotnie podkreślam, że pozyskuję informacje z najbardziej wiarygodnych źródeł. Dlatego to bardzo krzywdzące i nie w porządku, że oskarża mnie Pani o to pisząc na swoim profilu "widz musi wiedzieć, ze prowadząca do wszystkiego doszła sama {wymogi formuły programu!}”. Bo to po prostu nieprawda.