
I są to prawdopodobnie jedyne dwa miejsca w Polsce, gdzie spięty i zestresowany po całym tygodniu pracownik korporacji może iść legalnie i bezkarnie rzucić w coś siekierą.
Rzucanie siekierą to sport
Mogłoby się wydawać, że to plebejska rozrywka, ale wspólnicy twierdzą, że to popularny na świecie sport. A w Kanadzie, miejscu słynącym ze spokoju istnieje profesjonalna liga miotaczy siekier. Uzyskali zresztą autoryzację kanadyjskiej National Axe Throwing Federation.
Zasady tej… gry są ponoć proste. Siekierą miota się zza głowy, jeśli ostrze się wbije, to dostajemy punkty. W zasadzie to tyle, ale wymiętolonym po dziesiątkach godzin pracy korpoludkom tego chyba właśnie trzeba. Nieskomplikowana rozrywka, uwalniająca pierwotne instynkty. Każdy może poczuć w sobie geny pierwotnego drwala, ciskającego ostrym żelastwem we wroga lub coś, co chce zabić i zjeść.
Na początku trudno mi było uwierzyć, że ktoś chce wydać 250 zł za możliwość rzucenia kilka razy siekierą. Ale przecież zamiast atakującego niedźwiedzia, można sobie zwizualizować równie groźne sytuacje – rozmowę o podwyżkę (taka pogadanka po kilku rzutach siekierą jest skazana na sukces), deadline projektu. Wtedy to ma sens. A na koniec można jeszcze stworzyć w Excelu tabelkę i regularnie zapisywać wyniki swoje i kolegów z biura.