Centrum Cyklotronowe Bronowice to jedno z siedmiu miejsc w Europie, gdzie prowadzona jest protonowa terapia nowotworowa. Cyklotron produkuje wiązki protonów, którymi później lekarze strzelają w raka. Na razie w CCB można leczyć tylko pacjentów z guzami gałki ocznej.
Już za kilka miesięcy będą jednak gotowe stanowiska Gantry i ruszy Cyklotron Proteus-235. Co będzie wtedy? To ma mi pokazać mój trzeci przewodnik po CCB - Tomasz Kajdrowicz, kierownik pracowni Gantry. - Przejdźmy drogę, jaką będzie pokonywał pacjent - proponuje.
Zatem chodźmy.
Drzwi graniczne
Wyobraźmy sobie, że jest jesień przyszłego roku. Część medyczna Centrum już działa. Pacjent wchodzi na recepcję i.. małe zaskoczenie, recepcja podzielona jest szklanymi drzwiami na dwie części. - Musieliśmy tak zrobić - wzdycha mój przewodnik.
To przez Unię Europejską. Nie, nie chodzi o nowy wymysł dzielenia rejestracji szpitalnych. Po prostu Centrum Cyklotronowe Bronowice zostało sfinansowane z dwóch dotacji z programu Innowacyjna Gospodarka. Szklane drzwi rozdzielają części zbudowane z jednego i drugiego grantu. - Nie dało się inaczej - tłumaczy Kajdrowicz. Wolę nie pytać, z której dotacji kupiono drzwi graniczne.
Najbezpieczniejsze protony w leczeniu raka
Gdybym była chora, zapewne nie zwróciłabym uwagi na "graniczne drzwi". Ale na pewno przyciągnęłaby mój wzrok poczekalnia dla dzieci. Kolorowe ściany, w środku mały plac zabaw. - Głównymi pacjentami będą dzieci - tłumaczy Kajdrowicz.
- W wypadku dzieci jest większe prawdopodobieństwo pojawienia się popromiennych skutków: zniekształceń kości, deformacji albo nowotworów wtórnych. Przy terapii protonowej jak najbardziej minimalizujemy to ryzyko - wyjaśnia.
Jeśli porównać terapię protonową do tradycyjnej radioterapii, ta pierwsza okazuje się bezpieczniejsza i skuteczniejsza. Choć obie wykorzystują ten sam mechanizm (cząsteczki rozrywają nici DNA nowotworu), to naukowcy i lekarze potrafią tak ustawić wiązkę protonów, aby cząsteczki uderzały tylko w nowotwór, a tkankę przed i za guzem zostawiały prawie nietkniętą.
W modelarni
By precyzyjnie trafić w guz i nie zniszczyć tkanki dookoła, chory musi być nieruchomy w trakcie zabiegu. Dlatego pacjent, po konsultacji lekarskiej, idzie do modelarni. Tu dla każdego powstają indywidualne modele unieruchamiające. Gdyby ich nie było i pacjent poruszyłby się w trakcie naświetlania, wtedy nowotwór nie zostałby odpowiednio napromieniowany, a zamiast tego zniszczone zostałyby zdrowe tkanki.
Zeskanować pacjenta
Z modelarni pacjent trafia do bunkra tomografu komputerowego - większego, niż te zwykle spotykane w szpitalach. - Bo to tomograf przeznaczony do planowania radioterapii. Otwór ma szerokość 80 cm, tak, żeby zmieścił się nawet otyły pacjent, bądź taki, który musi mieć do badania uniesione ręce - tłumaczy mój przewodnik.
Skanowanie jest potrzebne, aby lekarze i fizycy mogli przygotować rekonstrukcję guza i obszaru wokół. Najpierw radioterapeuci definiują, gdzie jest tkanka nowotworowa, a gdzie narządy krytyczne, na które trzeba szczególnie uważać. Następnie skany wędrują do specjalistów, którzy na podstawie rekonstrukcji opracowują plan terapii. Czyli decydują, z jakich kierunków, na jaką głębokość i z jaką intensywnością trzeba będzie bombardować protonami nowotwór. Średnio chorzy w Centrum Cyklotronowym Bronowice będą spędzać od około 4 do 7 tygodni. Tyle ma zajmować terapia.
Później plan leczenia wędruje do weryfikacji dozymetrycznej. - Zespół fizyków przy użyciu macierzy komór jonizacyjnych weryfikuje, czy plan jest prawidłowy, czy rzeczywiście tak będzie wyglądało promieniowanie, czy nie nastąpił błąd ludzki lub w oprogramowaniu - mówi Kajdrowicz.
Gdy wszystko jest w porządku, można w końcu przejść do najważniejszego pomieszczenia - do sal Gantry.
Gantry: niesamowicie precyzyjny kolos
Ten kolos na zdjęciu to Gantry - urządzenie, które pozwala skierować wiązkę protonów bezpośrednio na komórki nowotworowe. Ważąca 120 ton maszyna obraca się wokół własnej osi po 180 stopni w jedną i drugą stronę z precyzją do pół milimetra! - Jeśli zdefiniujemy, gdzie wiązka ma dotrzeć do pacjenta, to tam dotrze z dokładnością do pół milimetra - mówi Tomasz Kajdrowicz.
Do urządzenia protony z cyklotronu docierają rurą jonowodu. W samym Gantry seria magnesów zakrzywia kilka razy wiązkę, a później, też przy pomocy magnesów, kolejne serie protonów strzelają w nowotowór. Gdy urządzenie naświetli nowotwór na jednej głębokości, lekarze zmieniają parametry - wtedy protony docierają do kolejnej warstwy. I tak, punkt po punkcie, cały obszar guza zostaje zbombardowany protonami.
Gantry rusza się na prawo i lewo. Jak zatem trafić w guzy, które pochowały się w trudno dostępnych miejscach? Wystarczy odpowiednio ustawić pacjenta w stosunku do wiązki. Do tego służą specjalne łóżko terapeutyczne i ramię robotyczne. Ramię jest takie samo, jak na przykład w fabrykach samochodów. - Ale ma zmienione oprogramowanie, żeby pracowało wolno i było bezpieczne - zapewnia Kajdrowicz.
Sam zabieg napromieniowania zajmuje około jednej do dwóch minut. Jeśli trzeba go powtórzyć, wychodzi 6 minut, ale przygotowanie pacjenta trwa ponad dwa razy dłużej. Chorego trzeba najpierw unieruchomić na stole (do tego potrzebne są wcześniej przygotowane modele). Potem przy pomocy umieszczonych wokół laserów i lamp rentgenowskich sprawdzić położenie pacjenta i dopiero wtedy można zacząć atak na nowotwór.
Docelowo jedno Gantry ma leczyć około 350 osób rocznie. W Centrum Cyklotronowym Bronowice takie urządzenia są dwa. Razem daje to 700 chorych co roku. Pierwsi pacjenci pojawią się w CCB jesienią 2015 roku.