Rok 2014 obfitował w liczne, spektakularne ataki cybernetyczne. Mogą one być tylko wstępem do jeszcze większych konfliktów. W komputerowym wyścigu zbrojeń bierze udział również nasz kraj.
Poszukując nowych gier, młody haker nieświadomie włamuje się do wojskowej sieci komputerowej. Przez przypadek uruchamia program, który stawia armię USA w stan gotowości, a tym samym cały świat w obliczu wojny nuklearnej. To scenariusz klasycznego już filmu „Gry wojenne”, który był hitem kinowym przeszło trzy dekady temu.
Ten czarny scenariusz nigdy się nie spełnił. Wydaje się jednak, że żyjemy u progu epoki, która przeniesie konflikty i wojny właśnie do cyberprzestrzeni - a wizja z filmu stanie się bardzo bliska. Również dla Polaków.
Nowa doktryna wojenna
Już w 2007 r. maleńka Estonia padła ofiarą zmasowanego ataku hakerskiego, który spowodował wielotygodniowe wyłączenie należących do rządu witryn internetowych. Estoński premier Andrus Ansip był przekonany, że ataki przeciwko jego krajowi nie są efektem nieodpowiedzialnej zabawy młodych informatyków, lecz "nowym rodzajem wojny". Nie miał też wątpliwości, że stoi za tym Rosja.
Latem kolejnego roku w podobny sposób została zaatakowana Litwa. W sierpniu 2008 r. tuż przed realnym rosyjskim atakiem zablokowana została część stron rządu gruzińskiego. Wielu komentatorom fakt ten uzmysłowił, że ataki cybernetyczne mogą być narzędziem do paraliżowania systemów przeciwnika i poprzedzać realny atak.
W ciągu kilku kolejnych lat do obrony przed tego rodzaju zagrożeniem zaczęło przygotowywać się NATO. W kwietniu 2012 roku cyberobrona została uwzględniona w procesie planowania obronnego sojuszu (Defence Planning Process). Nieco później brytyjski „Guardian” informował, że rząd Wielkiej Brytanii tworzy arsenał środków do odpowiedzi w przypadku wielkiego cyberataku. Dziennik twierdzi również, że cyberbronią dysponuje też NATO i w razie ataku na jego członków dokonałoby przygniatającej odpowiedzi, porównywalnej do cyfrowego ataku nuklearnego. Strony potencjalnego konfliktu przygotowują się więc do ewentualnego starcia już od kilku lat.
2014: technologia w służbie ideologii
Gdy wiosną 2014 r. kontynent europejski po raz pierwszy od dwóch dekad stanął w obliczu realnego konfliktu zbrojnego, na nowo przypomniano sobie o konieczności wzmocnienia obrony państw NATO. Myślano o tym w kontekście wojny na Ukrainie, ale okazało się, że cyber-zagrożenie nie przyszło ze strony Rosji, a... Korei Północnej.
Najgłośniejszy ostatnio przypadek ataku na serwery firmy Sony pokazał, że motywy takich działań nie muszą się opierać na korzyściach finansowych. Do tej pory wyobrażano sobie, że obiektem ataków mogą być banki i inne instytucje finansowe. Atak, o który oskarżana jest Korea Płn. był prawdopodobnie reakcją na film „Wywiad ze Słońcem Narodu”. Łatwo sobie wyobrazić tragiczne skutki podobnego ataku, ale przeprowadzonego na szpitale czy urzędy.
Ofiarami tego typu ataków ideologicznych mogą paść również firmy. Według raportu tygodnika "Bloomberg Businessweek" wiele amerykańskich firm zwiększa budżety na obronę przed atakami hakerów. Do swoich strategii włączają również założenie minimalizowania ewentualnych strat spowodowanych atakiem. Firmy zwracają również uwagę na PR-ową stronę obrony przed atakami. Kluczowe jest wówczas szybkie informowanie klientów o wycieku ich danych. Zwiększałoby to nadszarpnięte włamaniem zaufanie klientów do korporacji.
Polska obrona ze wsparciem NCBR
Polska armia też szykuje się do obrony przed cyberatakami. Ministerstwo Obrony Narodowej tworzy od kilku miesięcy Centrum Operacji Cybernetycznych. Ma ono zacząć działać najpóźniej do końca 2015 r. Plan ma szansę powieść się dzięki zwiększeniu finansowania sił zbrojnych.
Tarczą obronną naszej armii ma być tak zwana polska enigma. Projekt od 2010 r. wspiera Narodowe Centrum Badań i Rozwoju. Do tej pory przeznaczono na ten cel 120 mln zł. W konsorcjum budującym urządzenia szyfrujące jest Wojskowa Akademia Techniczna oraz Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Według dziennika „Rzeczpospolita” prace nad nowymi metodami zabezpieczenia polskiej armii przyspieszyły po aferze podsłuchowej. Nagranie kilkudziesięciu prominentnych polityków obnażyło bardzo słaby poziom zabezpieczeń informatycznych, jakimi dysponuje między innymi Biuro Ochrony Rządu.
Cyfrowe plany polskiej armii prawdopodobnie obejmują również działania ofensywne. Na stronie NCBR już jesienią 2013 r. można było znaleźć ogłoszenie o konkursie na projekt systemu zwanego przez informatyków „botnetem”. Projekt ma służyć do przejmowania kontroli nad urządzeniami sieciowymi, takimi jak routery, komputery i serwery. System miałby również możliwość zainfekowania sieci stacjonarnych i mobilnych.
Autorzy strony Niebezpiecznik.pl przeprowadzili śledztwo w sprawie konkursu. Zauważyli, że większość zastosowanych w ogłoszeniu terminów to kalki terminów angielskich przyjętych w terminologii NATO.
Projekt kosztować miał 6,6 mln. zł. Nieznane są jednak dalsze losy "polskiego wirusa". Niebezpiecznik.pl zauważył, że nie ma go na listach projektów rekomendowanych do finansowania i odrzuconych. NCBR wyjaśnił, że projekt ten nie został jeszcze rozstrzygnięty. Dodajmy do tego, że według rozporządzenia Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego projekty naukowe znaczące dla obronności Polski nie są omawiane publicznie. Jasno jednak widać, że Polska także szykuje się do cyberwojny.
Atak trolli
Rok 2014 pokazał, że walka cybernetyczna może mieć również aspekt psychologiczny. Mogą ją prowadzić pozornie zwyczajni internauci na popularnych forach internetowych. Według informacji polskich i zachodnich mediów władze rosyjskie stworzyły tzw. armię trolli.
Zadaniem szkolonych w sztuce retoryki i posługujących się wieloma językami trolli jest atakowanie i spamowanie we „wrogich mediach zachodnich”. Ich działania mają stwarzać wśród opinii publicznej wrażenie masowego poparcia dla prowadzonej przez Kreml polityki.
Działania „armii trolli” można było zauważyć również w polskim internecie. Według tygodnika „Do Rzeczy” na celowniku polskich służb specjalnych znalazł się między innymi aktywny na forach wielu portali Polski Komitet Słowiański. W zamieszczanych wpisach zdecydowanie popierał działania Kremla na Ukrainie i krytykował polskich polityków. W świetle tych doniesień własne wirusy i systemy obrony na pewno się Polsce przydadzą.