Komputery lepiej od ludzi oceniają osobowość - do takich wniosków doszli naukowcy z Uniwersytetu Stanforda i Cambridge. Jednym z badaczy był Polak, dr Michał Kosiński, który pracował na obu uczelniach. Jak wyjaśnia, zbieranie danych to nie tylko oceny charakteru - dzięki temu niedługo, być może, znikną... reklamy z billboardów. Zastąpi je spersonalizowana reklama.
W badaniu wzięło udział 86220 osób. Każda z nich wypełniła stupunktową ankietę dotyczącą charakteru. Bazując wyłącznie na facebookowych „polubieniach” (artykułów, filmów czy stron), komputer trafniej od kolegów i rodziny ocenił osobowość badanych. By pokonać znajomego z pracy program potrzebował wyłącznie dziesięciu polubień do analizy, dobry kolega lub współlokator to pułap 70 lajków, członek rodziny 150, a partner 300.
– Okazuje się, że maszyny mogą poznać nas lepiej niż sądziliśmy – mówi dr Michał Kosiński w rozmowie z InnPoland. Badania sugerują, że w przyszłości komputery będą mogły reagować na bieżąco na nasz stan, co jest koniecznym krokiem do powstania społecznie uzdolnionych maszyn. – Relacje między człowiekiem i komputerem pokazane w filmie „Ona” wydają się nie być poza naszym zasięgiem – dodaje naukowiec.
Psychologia sieciowa
Kosiński zainteresował się psychologią głównie ze względu na prowadzony przez siebie start-up. – Firma zajmowała się zakupami w internecie i całkiem nieźle funkcjonowała. Studiowałem wtedy matematykę na Uniwersytecie Warszawskim. Doszedłem jednak do wniosku, że aby wiadomości z tego wydziału zaaplikować w praktyce, musiałbym studiować przez pięć lat i odbyć jeszcze dużo praktyki.
Psychologia dała mu możliwość natychmiastowego wykorzystania jej w życiu lub biznesie. A był to rok 2000, początki e-commerce i wciąż kilka lat przed powstaniem Facebooka. – Dzisiaj jestem przekonany, że psychologia jako taka nie ma wspaniałej przyszłości. Przede wszystkim mamy tu neurobiologię. Naukowcy monitorują mózg w czasie rzeczywistym przy użyciu elektrod, skanerów i innej nowoczesnej technologii – stwierdza Kosiński i dodaje, że dzięki informatyce społecznej nie trzeba już przeprowadzać badań na małej grupie i w sztucznym, laboratoryjnym środowisku. Łatwo poddać badaniom komunikację międzyludzką przez Skype'a, czat Facebooka czy telefon albo komentarze na blogu lub w mediach społecznościowych.
Dobra inwigilacja
Zakupy w internecie, płatność kartą, miejsca, z których dzwonimy – wszystkie te informacje są gdzieś zapisywane. – Usługi są obecnie tak dobre właśnie dlatego, że nasze ślady są obserwowane. Ludzie oburzają się, że Google zapisuje historie naszych wyszukań, ale przecież ich narzędzie opiera się na usprawnieniu wyszukiwania innym. Dzielenie się danymi to pewnego rodzaju prace społeczne – stwierdza nasz rozmówca. I dodaje, że powinniśmy cieszyć się ze zbierania naszych danych przez korporacje, bo odpowiednio użyte, mogą nam ułatwić życie.
By uzasadnić swą tezę, podaje przykład sprawdzania natężenia ruchu w mapach Google, które korzystają z geolokalizacji: aplikacja może szybko i sprawnie wytyczyć alternatywną, mniej używaną trasę. – Niedługo może pozbędziemy się również reklam na billboardach, bo czekają nas spersonalizowane rekomendacje produktów. Rozumiem jednak, że nie wszystkim podoba się dostęp do jego danych. Nie mamy wtedy poczucia kontroli. Jesteśmy pozbawieni możliwości decyzji.
Cyfrowe obnażenie
Sielanka się jednak skończy, gdy dostęp do danych otrzymują nieodpowiednie osoby. – Dzięki przetwarzaniu informacji można dowiedzieć się o nas naprawdę wielu rzeczy: czy nasi rodzice się rozwodzili, jaką wyznajemy religię, a także jakiej jesteśmy orientacji seksualnej. Prawidłowości w śladach internetowych pozwalają w Stanach bardzo łatwo rozróżnić czy ktoś ma prawicowe czy lewicowe poglądy. By dowiedzieć się, że ktoś jest homoseksualistą, nie musimy wcale dotrzeć do informacji o tym, że odwiedzał strony z odpowiednią pornografią. Wystarczy na przykład... prześledzić jakiej słucha muzyki – mówi Kosiński.
Stasi w Niemieckiej Republice Demokratycznej zatrudniało kilkadziesiąt tysięcy osób. Do inwigilacji jednej osoby potrzebny był czasami cały zespół ludzi. – Teraz sąsiad z dołu może włączyć odpowiedni program, by dowiedzieć się o panu naprawdę wielu rzeczy – stwierdza naukowiec. Dzięki danym komputery znają nas niemal od urodzenia.
– Proszę wyobrazić sobie, że hipotetyczna aplikacja GayRadar pojawia się w Iranie, gdzie homoseksualizm karany jest śmiercią. Ale przykładów nie trzeba szukać tak daleko. Równie niebezpieczne byłoby, gdyby program trafił do szkoły w niezbyt liberalnym miasteczku w Polsce – dodaje.