Niedawno zakończyła się konferencja Digital-Life-Design w Monachium. To miejsce, w którym spotykają się przedsiębiorcy i największe fundusze venture capital i dyskutują na temat różnic między Stanami Zjednoczonymi i Europą, a także przygotowują się do Światowego Forum Ekonomicznego. John Gapper zauważył na łamach „Financial Times”, że podczas tegorocznej edycji skupiono się przede wszystkim na kwestii destrukcyjnego aspektu postępu technologicznego i tego, czy dosięgnie on wszystkich, niezależnie od tego gdzie mieszkają lub pracują.
Innowacja zakłócająca
W 1995 Clayton M. Christensen wprowadził po raz pierwszy termin innowacji zakłócającej (ang. disruptive innovation). Tego typu innowacje tworzą nowy rynek dla danej usługi wykorzystując nowe możliwości i wartości, wymuszając zmianę lub niszcząc poprzedni model. Kiedyś zrobiły to np. maszyny parowe lub Model T Forda, a niedawno Airbnb lub Uber. Pierwszy zagraża branży hotelarskiej, drugi przewoźnikom.
– Pan Kalanick (założyciel Ubera, przyp. red.) twierdzi, że Uber jednocześnie tworzy miejsca pracy, zwiększa wpływy z miejscowych podatków, uwalnia ludzi od potrzeby posiadania własnego samochodu i zmniejsza emisję dwutlenku węgla. Musi jeszcze przekonać ludzi na całym świecie, że jego platforma faktycznie stanowi postęp – pisze Gapper.
Bo czy o postępie możemy mówić w przypadku, gdy coraz więcej ludzi za coraz mniejsze pieniądze pracuje dla wirtualnych, międzynarodowych platform, które zazwyczaj pomijają lokalne opodatkowanie? Takie działanie ma ogromny wpływ zarówno na globalną jak i lokalną ekonomię, a także bardzo bezpośrednio na samych ludzi.
Uberyzacja i automatyzacja
– Ktoś, kto wynalazł maszynę parową miał taki sam wpływ na społeczeństwa jak założyciel Ubera. Postęp technologiczny jest nieunikniony. Zazwyczaj te innowacyjne rozwiązania poprawiają jednak jakość życia – mówi Arkadiusz Hajduk, przedsiębiorca i konsultant. – Uberyzacja i automatyzacja zwolni wiele osób z dotychczasowych obowiązków – dodaje. Z obowiązków i pensji. Na postępie technologicznym zazwyczaj nie zyskują pracownicy, ale konsumenci.
– [Start-upy] zrozumiały właśnie, że pojawienie się w mieście i sianie zamętu nie jest najlepszym sposobem na zdobycie popularności, nawet jeśli szczerze wierzysz, że kreatywna destrukcja jest dobra dla konsumentów i społeczeństwa. Zamieszanie miesza w końcu w ludzkich życiach – pisze Gapper.
Artur Kurasiński w rozmowie z INNPoland wspomina, że największe rozwarstwienie społeczne widział w San Francisco w okolicach Doliny Krzemowej. – Tam tworzy się mikrokosmos – stwierdza. Największym problemem jest nie to jak powstrzymać postęp, ale jak odpowiednio go ukierunkować. Krokiem naprzód byłyby mniej emocjonalne dyskusje na temat innowacji: Jill Lepore w zeszłorocznym artykule w „The New Yorker” zauważyła, że słowo „innowacja” ma wokół siebie ochronną bańkę, a każda krytyka „postępu” spotyka się z agresywną odpowiedzą.
– Dolina Krzemowa i inne miasta na całym świecie, w których rosną start-upy, pełne są mądrych ludzi. Ich umysły mogłyby zostać wykorzystane do ułatwiania pracy zamiast jej eliminowania, i do przeciwstawiania się stagnacji płac. To dopiero byłoby zamieszanie – kończy swój artykuł w „Financial Times” Gapper.