Naukowiec, jeśli już nawet wymyśli coś przełomowego, to i tak musi sprzedać pomysł korporacji. Mamy za mało kapitału by samodzielnie wprowadzić dobre leki na rynek. To dlatego od 70 lat nie powstał w Polsce żaden innowacyjny lek. O trwającym na świecie wyścigu: kto wynajdzie najskuteczniejszą cząsteczkę leku przeciwnowotworowego, opowiada dr Dominik Ziętkowski, szef działu badań i rozwoju spółki Blirt.
Na pewno mógłby być, bo coś takiego jak jeden uniwersalny lek na raka nie istnieje. Zbyt wiele jest rodzajów, odmian chorób nowotworowych mechanizmów ich powstania, aby dało się je wyleczyć uniwersalnym zastrzykiem czy tabletką. Dziś trwa wyścig wielu zespołów naukowych na opracowanie wielu różnych wyspecjalizowanych terapii.
Czym w takim razie jest wasz pomysł na lek na raka?
Część chorych na nowotwory umiera, bo okazuje się, że nowotwór potrafi się bronić przed lekami i chemioterapią. Najczęściej walczymy z rakiem podając leki zapobiegające podziałowi komórek nowotworowych. Pozbawiony możliwości rozrostu nowotwóri słabnie lub ginie. Tymczasem istnieje mechanizm nazywany lekoopornością, który pozwala komórce nowotworowej dosłownie wypompować na zewnątrz wszystkie substancje obce, czyli cząsteczki leku, w efekcie nie można osiągnąć odpowiedniego stężenia terapeutycznego. To główny mechanizm oporności.
Jak pojawił się ten mechanizm?
Ponieważ ludzie przyjmują coraz więcej leków i żyjemy w coraz bardziej zanieczyszczonym środowisku, komórki naszego organizmu nauczyły się rozpoznawać różne chemiczne substancje i pozbywać tych, które uznają za niepotrzebne czy wrogie. To problem, który zaprząta dziś głowy wielu szefów zespołów naukowych. Nagle okazuje się, że pierwsze starcie z rakiem pacjent od razu przegrywa. Po co ludziom lek, który komórka odrzuca? W Blirtie, wspólnie z Agencją Rozwoju Pomorza, Instytutem Farmaceutycznym i Politechniką Gdańską (Wydział Chemiczny) rozwijamy taką cząsteczkę leku przeciwnowotworowego, która nie jest rozpoznawana przez główne mechanizmy lekooporności.
Już wiedzie że działa?
Jesteśmy na etapie bardzo pozytywnych wyników testów laboratoryjnych.
Jak to właściwie wygląda?
Wszczepiliśmy myszom wyhodowane ludzkie komórki nowotworowe – tzw. guzy lite, czyli raka piersi, raka szyjki macicy, jelita czy płuc oraz białaczki (rak krwi) i wielu innych. Rozumiem, że to może wzbudzać pewne kontrowersje, ale innego sposobu nie ma. Robimy te badania według ścisłych wymogów etycznych i przyjętych standardów. Wyniki są obiecujące. Zaaplikowaliśmy nasz lek i obserwujemy co się dzieje. Zapewniam, że czasem towarzyszą temu emocje jak przy oglądaniu sensacyjnego filmu, tyle że akcja dzieje się na poziomie jednej komórki, bądź tkanki.
A co po myszach?
To, co opracujemy, to będzie dopiero kandydat na lek. I dalej zaczynają się coraz większe schody. Badania kliniczne trwają 3-6 lat i to już inwestycja liczona w dziesiątkach milionów. Na tym etapie mogą pojawić się u ludzi efekty uboczne albo okazuje się, że lek nie spełnia pokładanych w nim nadziei. Tylko jedna do kliku substancji na sto przechodzi ten etap.
Czy Polacy mają szansę na samodzielne stworzenie od początku do końca takiego nowego leku?
Oczywiście, że mają szansę, mamy świetnych naukowców, innowacyjne pomysły. Niedawno dyskutowaliśmy na ten temat podczas organizowanej przez nas konferencji „Polskie innowacje na światowych salonach – amerykański sen czy polska szansa?”, której głównym bohaterem był polski profesor Ryszard Andruszkiewicz z Rady Naukowej naszej firmy. W amerykańskim zespole prof. Richarda Silvermana w Chicago profesor był jedną z głównych postaci odpowiedzialnych za opracowywanie innowacyjnej substancji tzw. pregabaliny, która ma działanie przeciwpadaczkowe, uspokajające oraz łagodzące ból neuropatyczny. Dziś ta substancja jest składnikiem jednego z najlepiej sprzedających się leków globalnego koncernu.
Jednak w samej Polsce od czasu II wojny światowej nie powstał innowacyjny lek opracowany w oparciu o polską myśl naukową. Większość powstających leków to tzw. generyki, „leki odtwórcze”, oparte na aktywnych substancjach, na które wygasły patenty.
Samodzielne prace nad rozwojem innowacyjnych substancji – kandydatów na lek - są nie do udźwignięcia np. przez uniwersytety. Nasza firma otrzymała dotację z Agencji Rozwoju Pomorza, oraz ze środków Narodowego Centrum Badań i Rozwoju w ramach programu Innotech, mamy pieniądze także z bieżących wpływów z prowadzonej działalności usługowej. Na dalszym etapie prac, w kolejnej fazie badań przedklinicznych chcielibyśmy znaleźć partnera, który współuczestniczyłby m.in. finansowo w rozwoju cząsteczki przeciwnowotworowej.
Odsprzedacie projekt komuś innemu?
Tak to już działa. Na tym przedklinicznym etapie rozwoju perspektywiczny „kandydat na lek” może być warty nawet 5-10 mln euro. Koncerny farmaceutyczne chcą kupować tylko najlepsze, zaawansowane projekty dopasowane do ich strategii. Rocznie odbywa się kilkaset transakcji. Dochodzi do nich na zasadzie budowania relacji często przy pomocy inicjowanych przez „szybkie randki” z inwestorami, gdzie półgodzinna prezentacja decyduje o zainteresowaniu proponowaną substancją. Dalej już koncern bierze na siebie badania kliniczne oraz rejestrację i wprowadzanie leku na rynek. Kluczowe są cztery: USA, Unia Europejska i Chiny z racji liczby ludności i starzenia się społeczeństwa oraz również starzejąca się lecz bogata Japonia.
Nie będzie panu żal jeśli ktoś inny będzie zarabiał?
Przecież nie chodzi tylko o biznes. W terapiach onkologicznych trwa niesamowity wyścig zespołów naukowych. Nawet jeśli największe firmy doprowadzą do końca tylko część prac badawczych, to być może za kilka lat będziemy mogli z dumą ogłosić, ze rak jest chorobą przewlekłą, a nie wyrokiem. A swój wkład będą w to mieli polscy naukowcy.
To prof. Ryszard Andruszkiewicz z Gdańska, przyczynił się do powstania nowego leku Lyrica stosowanego przy padaczce i bólach neuropatycznych. Opakowanie z 14 kapsułkami (kosztuje w Polsce 15 zł) jest najlepiej sprzedającym się farmaceutykiem koncernu Pfizer. W 2013 roku sprzedaż osiągnęła 4,5 mld dolarów. Polak pracę nad substancją aktywną leku - pregabliną rozpoczął w 1989 roku, okazała się 3-10 razy lepsza niż wcześniej stosowany lek. Badania kliniczne, opracowanie produkcyjne leku i procedura rejestracji trwała 15 lat.