W życie weszła ustawa o Odnawialnych Źródłach Energii (OZE), która umożliwia każdemu produkowanie i sprzedawanie prądu. By spełnić unijne wymagania, państwo będzie dotować budowę przydomowych elektrowni i skupować wyprodukowaną w ten sposób energię po preferencyjnych cenach. Powstaje jednak pytanie - kto ostatecznie za to zapłaci?
200 tys. uprzywilejowanych za pieniądze wszystkich?
Sporo kontrowersji wzbudza obecnie wsparcie dla prosumentów – czyli jednoczesnych producentów i konsumentów energii w małych instalacjach, np. z paneli fotowoltaicznych czy wiatraków. Ustawa przewiduje, że będą mieli oni gwarantowaną stałą cenę skupu, wyższą niż rynkowa, przez 15 lat.
Producentem energii może być zarówno osoba fizyczna jak i spółdzielnia mieszkaniowa. Od 24 kwietnia BOŚ Bank przyjmował wnioski o kredyty na preferencyjnych warunkach z dotacjami. Do piątego maja złożono ich ponad 1000, a ich łączna wartość przekroczyła 44 miliony złotych. To ponad dwukrotnie więcej niż wynosi pierwsza transza, którą bank otrzymał od Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. W tym roku w budżecie programu „Prosument” do wykorzystania ma być maksymalnie 200 mln zł. Z wcześniejszych szacunków wynika, że łącznie może być chętnych około 200 tys. osób.
Do zwiększenia udziału odnawialnych źródeł energii w gospodarce zmuszają nas zobowiązania wobec Unii Europejskiej. To jeden z priorytetów wspólnoty w polityce energetyczno-klimatycznej. Celem dla Polski jest 15 proc. udziału OZE w ogólnym bilansie. Niestety na razie, chociaż cały czas tanieje, to zielona energia jest droższa od tradycyjnej, dlatego biznes ten wymaga dotacji. By osiągnąć cel i wyklarować zasady wsparcia finansowego, przygotowano wspomnianą wcześniej ustawę. Wprowadza ona m.in. aukcje OZE i system taryf gwarantowanych dla mikroinstalacji.
Krytyka pod adresem prosumentów
Poprawkę wprowadzającą wsparcie wprowadził Sejm wbrew zaleceniom rządu, który sceptycznie podchodził do zapisów prosumenckich. Tuż przed głosowaniem Andrzej Czerwiński z PO, szef komisji nadzwyczajnej ds. energetyki i surowców energetycznych, próbował przekonywać, że zapis wprawdzie może pomóc właścicielom mikroinstalacji, ale na tę pomoc ma się złożyć ogół obywateli. Z mównicy sejmowej stawiał pytanie, jaką rolę ma pełni w tej sytuacji państwo. Czy ma tworzyć warunki dla osób, które „będą robić interes, dlatego, że wszyscy się na to złożą”?
Takich głosów krytycznych jest więcej. Wielu nie podoba się to, że z budżetu, czyli pieniędzy reszty społeczeństwa, ma być finansowane pokrycie tych kosztów. Jednak z takim podejściem nie zgadza się profesor Krzysztof Żmijewski, były wiceminister budownictwa, ekspert ds. strategicznego zarządzania i infrastruktury.
Jedyna droga?
Ekspert zaznacza jednocześnie, że inną kwestią jest to, czy mamy rozwijać energię odnawialną w Polsce, czy nie. Prawda jest taka, że wchodząc do Unii Europejskiej zgodziliśmy się na jej pewne formy działania. Teraz będąc członkiem wspólnoty Polska musi realizować umowy na warunkach, które zostały wynegocjowane.
– Oczywiście można próbować być jedną nogą w unii, a drugą nie. Jednak ja bym odradzał takie podejście. Praktyka pokazuje, że jest wiele mechanizmów, które skutecznie karzą za opóźnienia. Odchodzenie od ustaleń unijnych się nie opłaca – po prostu. Swoją drogą, jesteśmy liderami, jeśli chodzi o poślizgi, co z kolei nie pomaga nam podczas negocjacji – komentuje profesor Żmijewski.
Zdaniem profesora model prosumencki jest i tak najmniej kosztownym rozwiązaniem spełnienia celu, jakim jest 15 proc. udziału OZE w energetyce. Jest on najkorzystniejszy z punktu widzenia społeczeństwa i prywatnych inwestorów i to właśnie tutaj potrzebne jest najmniej publicznego wsparcia. Istotna jest jeszcze jedna kwestia, o której mało się mówi.
Będą zmiany w OZE
Mówi się jednak wprost o tym, że dotacje dla prosumentów mają zostać zmniejszone do 80 proc. ceny rynkowej, a nie więcej niż ona wynosi, jak do tej pory zakładano. W dodatku od przyszłego roku w rachunkach za prąd widoczna miałaby być dodatkowa opłata od OZE.
Zwolennicy prosumenckości są przekonani, że jeśli wsparcia zostanie zmniejszone, to ten nietypowy sektor się nie rozwinie. Wygląda na to, że w najbliższych miesiącach czeka nas walka o kształt polskiej energetyki z ekologicznymi ideami w tle.
Nie mówiąc teraz konkretnie o OZE trzeba zaznaczyć, że każdy program, w którym, w jakikolwiek sposób zaangażowane jest państwo prowadzi do redystrybucji środków. To w końcu podstawowa funkcja państwa. W takiej sytuacji zawsze można wyciągnąć argument tego rodzaju, ale jest on demagogią.
Prof. Krzysztof Żmijewski
Na ogromnym obszarze kraju komfort energetyczny odbiorców energii jest w dalszym ciągu postsowiecki. Są takie miejsca, gdzie suma przerw w dostawach prądu przekracza 1000 minut rocznie na obywatela, przy średniej rzędu 420 minut. Tymczasem np. w Szwajcarii ten czas wynosi 25 minut. Rozpiętość jak między epoką kamienia łupanego, a czasami współczesnymi.