Dwóch łysych i dwóch z brodą - jak sami o sobie mówią - wyjeżdża do USA ze swoim startupem. Tworzą platformę społecznościową, opartą na kręceniu jednosekundowych klipów i łączeniu ich w dłuższe kompilacje. Zamiast jednak pchać się do zatłoczonej Doliny Krzemowej, wyruszyli do Phoenix na program akceleracyjny High Tide+Luhrs City Center. Nam opowiadają o benefitach pracowania nad projektem w USA.
Jednosekundowe filmiki? Schodzicie poniżej wszelkich ustanowionych wcześniej granic!
Elly.io: Stawiamy na jedną sekundę, ponieważ łączy ona najlepsze cechy filmu i zdjęcia (szybkość nagrywania, dynamiczność, ruch i dźwięk) i jako stream ogląda się to po prostu bardzo przyjemnie. Na razie wystartowaliśmy z wersją alfa na trzy platformy, a teraz skupiamy się na wersji na iOS. Pod koniec czerwca odpalamy wersję beta, którą następnie będziemy sukcesywnie rozbudowywać o kolejne funkcjonalności.
USA marzy się wielu startupowcom - z różnych względów. Dlaczego Wy postanowiliście wyjechać?
Ponieważ na tym rynku przede wszystkim się skupiamy. To nie przypadek, że wszystkie największe serwisy społecznościowe wywodzą się właśnie ze Stanów. Tamtejszy rynek jest bardzo chłonny, ale również niezwykle konkurencyjny, a o powodzeniu lub porażce projektu często przesądzają szczegóły. Postanowiliśmy więc wyjechać, by jak najlepiej poznać upodobania amerykańskich konsumentów i aktualne trendy w branży.
No dobra, ale jak już się wyjeżdża - to zazwyczaj do Doliny.
Myśmy zaczęli wysyłać wnioski do aktualnie przyjmujących akceleratorów w USA (zależało nam na czasie), a że Phoenix leży niecałe dwie godziny drogi samolotem od San Francisco i Doliny Krzemowej, to daliśmy mu szansę. No i się okazało, że ono dało szansę również nam.
Jak pierwsze wrażenia?
Nie żałujemy. Tallwave Team (ludzie z którymi współpracujemy tu, na miejscu) sporo nam pomagają w niemal każdej dziedzinie - od doprecyzowania storytellingu i core values firmy, przez podrasowanie pitch decka na udostępnianiu kontaktów i dawaniu intro do inwestorów kończąc.
Jak wygląda współpraca z Tallwave?
Tallwave składa się w dużej części ze specjalistów danej dziedziny (zespół można zobaczyć na tallwave.com), do tego współpracują z ekspertami w wielu aspektach. Tech, UX, Design, Marketing, Business Dev, Presentation, Testing - praktycznie wszystko.
Właśnie stwierdziliśmy, że potrzebujemy mentora marketingowego i Tallwave będzie nam w znalezieniu go mocno pomagał. A szkolenia z nimi wyglądają mniej więcej jak wszędzie - duży stół, przedstawiciel każdego startupu biorącego udział w warsztacie i prezentacja po której następują rozmowy i wymiana wizytówek.
A sam program akceleracyjny - jak to wygląda od środka?
Program jest nastawiony z jednej strony na przygotowanie produktu do wyjścia na market (konsultacje designerskie, UX, user testing&validation, go-to-market strategy etc.), z drugiej - na profesjonalne przygotowanie do rozmów z inwestorami (pokrycie wszystkich niezbędnych elementów składających się na prezentację całości biznesu). Akcelerator pokrywa nam w całości zakwaterowanie (hotel biznesowy), przestrzeń biurową, wyżywienie, dodatkowo dostajemy
1 000 dolarów miesięcznie na podstawowe wydatki.
Spotykamy się często, praktycznie zawsze w biurze można znaleźć kogoś z przydzielonego do naszego projektu teamu. Raz w tygodniu mamy podsumowania działań, szkolenia z ekspertem od danej dziedziny, dodatkowo co jakiś czas są organizowane eventy (od spotkań robionych w celu zdobycia "wejść" do interesujących nas osób po zwykłe wypady z zespołem na mecz baseballu).
Okej. To teraz kilka słów na temat waszego teamu - czy to tylko "dwóch łysych i dwóch z brodą"?
To tylko nazwa naszego bloga, gdzie relacjonujemy przygodę! Nasz team jest stosunkowo duży jak na startup przed pierwszą rundą finansowania, ale jak się ma świetnych ludzi wkoło, którzy są akurat dostępni i chętni do współpracy - nie ma co się długo zastanawiać. Głównymi foudersami w Elly są Doman Gaul – CEO, Business, ja, jako COO, Graphic Designer oraz Adam Cellary – Head of Tech Department. Prócz tego jako co-founderów mamy jeszcze Kamila Goliszewskiego (CFO i Attorney), Marcina Gryko (Android / iOS dev), Tomka Kuźmę (iOS dev), Krzyśka Sobczaka (WP / Web dev) i Mateusza Gintrowskiego (Business Development).
Ciekawi mnie, czym miejsce, w którym aktualnie jesteście, różni się od Doliny Krzemowej.
Dolina Krzemowa dalej pozostaje najbardziej znanym zagłębiem startupowym, ale przy obecnym dostępie do technologii i możliwościach komunikacyjnych inne miasta zaczynają jej deptać po piętach.
Los Angeles, Nowy Jork, Boston czy właśnie Phoenix również dorobiły się swoich programów akceleracyjnych, które niekoniecznie muszą odbiegać jakością od swoich odpowiedników z Palo Alto.
Zresztą, najbardziej znane akceleratory same zaczęły otwierać swoje oddziały w innych miastach, a nawet krajach, by rozszerzyć i pogłębić siatkę kontaktów (chociażby 500startups czy TechStars).
To jak dokonać wyboru? Uderzać w standardowe kierunki, czy może tam, gdzie "próg wejścia" jest nieco niższy, niż w przypadku Doliny?
Przede wszystkim dany startup musi ustalić, na jakich rzeczach mu najbardziej zależy. Czy będzie to wsparcie finansowe akceleratora, czy położenie blisko rynku w który celuje? Następnie warto przygotować listę akceleratorów, które umożliwią wyjazd (z rozpiską według dat, kiedy przyjmują) i wtedy można zacząć składać aplikacje (szerzej pisaliśmy o tym na naszym blogu).
Nam najbardziej zależało na rozwijaniu aplikacji w USA, natomiast nie zależało nam zbytnio na kasie (bo żaden akcelerator i tak nie oferuje takich pieniędzy, o jakich myślimy). Stąd mieliśmy stosunkowo dużą dowolność w wyborze programu.
Możecie powiedzieć, czym różni się w takim razie, tak na co dzień, Phoenix od Doliny Krzemowej?
W oczy rzuca się przede wszystkim „natężenie ruchu”. Mówi się, że w Palo Alto masz 50% szansy, że osoba siedząca obok w kinie również prowadzi startup. Młodzi przedsiębiorcy pitchują ci swój pomysł w klubie na imprezie, meetupów jest tyle, że nie da się wszystkich zaliczyć, a w kawiarniach co chwila słyszy się rozmowy o najnowszych technologiach lub o tym, kto w kogo ostatnio zainwestował.
W Phoenix jest tego mniej. Nie wiem, czy to ze względu na pustynny klimat, czy rozpiętość miasta (jest prawie trzykrotnie większe od Warszawy przy podobnej ilości mieszkańców) - generalnie, okolica jest raczej „senna”. Flow jest tak płynny i spokojny, jakby wszyscy palili tutaj trawę – która, tak się składa, w formie medycznej jest w Arizonie legalna.
Natomiast w rozmowach z inwestorami, pozostałymi startupami czy przypadku ogólnej różnorodności przekazywanej wiedzy przez program akceleracyjny - różnic nie stwierdziliśmy.
Oczywiście polski a amerykański ekosystem startupowy to niebo i ziemia i pewnie różni się mnóstwem rzeczy. Ciekawi mnie jednak, co Wam rzuciło się w oczy najbardziej - co Polaków odróżnia od Amerykanów robiących startupy?
Przede wszystkim w oczy rzuca się łatwość nawiązywania kontaktów i realna chęć pomocy. W Polsce pod tym względem jest coraz lepiej, ale Amerykanie osiągnęli w tym wyższy poziom. Small talki są wszechobecne i bardzo często uda się wyciągnąć z nich ciekawe informacje dotyczące dowolnych tematów.
Jeśli jesteś na spotkaniu Biz Dev czy Meetupie, podchodzisz do wybranej osoby, 2-3 minuty pitchujesz, a następnie jasno określasz, co ci jest potrzebne i czego szukasz (no i obowiązkowa wymiana wizytówek).
Rozumiem, że nie jest to odbieranie jako "brak grzeczności", że tak od razu o interesach?
Absolutnie! Nikt się nie obrazi, że nachodzisz znienacka i od razu zgłaszasz prośby. Zwłaszcza, że ta zasada działa w dwie strony. Warto jednak pamiętać, że funkcjonowanie w Stanach wymaga szybkiego przyswojenia asertywności.
A kwestie formalno-prawne?
W Polsce podpisanie pierwszej umowy z inwestorem to z reguły papierkowa droga przez mękę - poprzedzona długimi negocjacjami. W USA, jeśli pomysł się spodobał i padła już decyzja o seedowej inwestycji, wystarczy jedno dłuższe spotkanie, na którym ustalacie kilka podstawowych cyferek (amount of financing, cap, interest rate, maturity date) i voila – term sheet gotowy.
Zwłaszcza, że 90% umów seedowych jest podpisywanych w formie Convertible Notes, co w praktyce powoduje odłożenie w czasie momentu wyceny spółki (jeden z najbardziej zapalnych punktów umowy) - aż do zamknięcia Rundy A.
Amerykański rynek startupowy względem polskiego można podsumować jako – więcej, mocniej, bardziej. Więcej pieniędzy do zdobycia, mocniejsza konkurencja, bardziej otwarci i przebojowi ludzie (co nie znaczy, że bardziej inteligentni czy uzdolnieni – czasem wręcz odwrotnie).
Co w takim razie poradziłbyś teamowi, który wybiera się do Stanów - jak przygotować się przed wylotem, co można zorganizować na miejscu, by nie tracić cennego czasu Za Oceanem?
Tak naprawdę nie ma rzeczy, których nie można zrobić już po przyjeździe. Wszystko zależy od tego, ile ma trwać poby. Jeśli jedziesz na 3-6 miesięcy, jak my, wszystko spokojnie ogarniesz na miejscu. Jeśli masz 1-2 tygodnie - wtedy kilka rzeczy można ogarnąć wcześniej, by jak najefektywniej wykorzystać czas już w Stanach.
Na pewno warto przygotować harmonogram meetupów i eventów startupowych w których chciałbyś uczestniczyć. Później i tak zastąpią je indywidualne spotkania, ale przynajmniej na początku warto wiedzieć, gdzie iść.
Obowiązkowo należy uruchomić LinkedIn, bo nigdy nie wiadomo, czy któryś z twoich znajomych nie ma kontaktu w USA, mogącego wprowadzić do mentorów czy inwestorów.
W przypadku, gdy jeszcze nie sformalizowaliście działalności, warto zastanowić się nad założeniem spółki w USA (jeśli tam startup chce walczyć o finansowanie). My postawiliśmy na stan Delaware ze względu na praktycznie zerowe podatki i znacznie łatwiejszą papierologię przy podpisywaniu rundy inwestycyjnej.
A kluczowe umiejętności, jakie należy przećwiczyć przed wyjazdem?
Kluczowe jest kompleksowe przygotowanie merytoryczne (+ dokumentacja) do rozmów z inwestorami. Bez jednozdaniówki, 3-minutówki, 10-minutówki, pitch decka w PDF-ie, strategii marketingowej, wyliczeń finansowych, kluczowych wskaźników charakteryzujących rynek docelowy, informacji o teamie - nie ma szans na znalezienie finansowania.
Przez to, że jesteśmy z Polski (czyli z innego rynku), na starcie podchodzą do nas niepewnie, dlatego trzeba wykazać się profesjonalizmem, by odnieść sukces.
Postanowiliście też opisywać swoją przygodę.
Tak! Zaczęliśmy prowadzić bloga, na którym mówimy o naszych doświadczeniach dotyczących wyjazdu oraz życia w USA, a także na temat samego udziału w programie akceleracyjnym. Można nas śledzić pod tym adresem. Tworzymy nasz kanał i dzielimy się wiedzą, by ci, którzy chcą wyruszyć na podbój Stanów, mogli uniknąć pewnych błędów, które zdarzają się młodym firmom na ich wczesnym etapie egzystowania tam.
Poruszymy też wiele tematów dotyczących życia startupu w USA (a także w Polsce), pozyskiwania inwestora, rozwoju produktu, będziemy pisać o ważnych aspektach przy budowaniu międzynarodowej firmy!