Jovago to największy portal do rezerwacji hoteli w Afryce - firma ma przedstawicielstwa w 17 afrykańskich krajach, umożliwia rezerwacje online w ponad 20 tysiącach hoteli na całym kontynencie i zatrudnia 200 osób. Przedsięwzięciem zarządza nasz rodak z siedziby w Nigerii, uznany za jednego z 20 najważniejszych przedsiębiorców w Afryce. W rozmowie z INNPoland zdradza, jak wygląda robienie startupu w Afryce i czy to rynek, którym powinni zainteresować się polscy przedsiębiorcy.
Z Polski do Nigerii - przez Niemcy i Francję
W swoim niedawnym artykule, Harvard Business Review stwierdza, że centrum "cyfrowej gospodarki" dywersyfikuje się coraz dynamiczniej, a największy potencjał e-commerce drzemie w rynkach (błyskawicznie) wschodzących.
Firmą, która dostrzega tę możliwość, jest między innymi Rocket Internet. To niemiecka "fabryka startupów", która swój cel określa jasno - chce być największą platformą internetową na świecie poza USA i Azją. Najbardziej interesującym ich rynkiem jest Afryka.
- W 2013 roku, po sprzedaniu udziałów w swoich polskich projektach internetowych, zastanawiałem się nad kolejnym biznesem. Nie ukrywam, że po spędzeniu całości swojego życia prywatnego i zawodowego o w Polsce, miałem apetyt na biznes skali międzynarodowej. Panowie z Rocket dowiedzieli się, że szukam czegoś nowego, zadziałał networking, i zaprosili mnie na spotkanie do ich paryskiej siedziby - wyjaśnia Marek Zmysłowski.
Jak mówił, pierwsze doświadczenia na rynku afrykańskim Rocket Internet zbierał przy budowie odpowiednika Amazonu - Jumia.com. - Na rozmowie zaprezentowano mi sektory, które mają największy potencjał rozwoju na tym kontynencie. Padło na online traveling - reszta to już historia - opowiada szef portalu.
Dziś Jovago ma w ofercie ponad 20 tysięcy hoteli na całym kontynencie, a każdy z nich został zweryfikowany osobiście przez pracownika Jovago. Głównym inwesotrem przedsięwzięcia jest Africa Internet Group. Rocket Internet jest jednym z jej udziałowców, obok MTN, największego operatora komórkowego w Afryce (ponad 200 mln klientów), oraz Millicomu, także firmy telekomunikacyjnej (ponad 50 mln abonentów), operującej pod nazwa „Tigo” w Afryce.
- Diagnoza Harvard Business Review wydaje mi się trafna. Popyt wewnętrzny Afryki eksploduje, a bolączki tych krajów stają się obszarem do wprowadzania innowacji. Dla przykładu: słabo rozwinięta infrastruktura drogowa i korki na ulicach zachęcają do zakupów wysyłkowych - tłumaczy Zmysłowski.
Handel uliczny dokonuje żabiego skoku bezpośrednio do strefy online, z pominięciem nieistniejących jeszcze za bardzo centrów handlowych. Telefonia komórkowa i spadające ceny smartfonów pomagają penetrować rynek z niespotykaną nigdzie indziej prędkością, bez potrzeby budowy infrastruktury kablowej.
Mobile first
Kwestia dostępu do sieci jest oczywiście kluczowa do rozwijania przedsięwzięć internetowych - w Afryce nowego znaczenia nabiera określenie "mobile first". W zeszłym roku Facebook wystartował z inicjatywą internet.org, mającą na celu zmniejszać bariery w dostępnie do sieci - opracowywać nowe protokoły, mające minimalizować ilość zużywanych danych czy dawać dostęp do szeregu portali za darmo. Ostatecznym celem będzie stworzenie floty dronów, zasilanych panelami słonecznymi, które krążąc na wysokości suborbitalnej mają dostarczać sygnał internetu w najodleglejsze zakątki świata.
Apetyt rośnie w miarę jedzenia
Niedawno południowoafrykański portal technologiczny ogłosił, że Zmysłowski wesprze startup, mający być afrykańskim odpowiednikiem PayPala. - SimplePay to platforma do płatności mobilnych. Wspierana jest przez szwajcarski fundusz Seedstars oraz nigeryjski odpowiednik BGK - tłumaczy.
Według przedsiębiorcy, choć globalni gracze już są "na miejscu"; Microsoft, Google i inni mają w Nigerii swoje placówki i pracują nad zdobywaniem rynku i edukowaniem go, nie znaczy to, że mniejsze podmioty nie mogą się tu rozwijać. - Wręcz przeciwnie! - twierdzi Zmysłowski. - Jest tu dla nich mnóstwo nisz do zagospodarowania - dodaje.
Rzecz w tym, że Afryka stanowi specyficzny rynek, a strategie rozwoju z rynków europejskich czy USA nie sprawdzają się. - Różnice pomiędzy krajami afrykańskimi są o wiele głębsze niż w Europie. Mało tego - z uwagi na to, w jak sztuczny sposób powstawały te państwa, nawet w obrębie jednego kraju mamy niesamowite różnice kulturowe - podkreśla Zmysłowski. Ale dodaje: - Ta specyfika daje dużą przewagę na starcie lokalnym graczom, gdy duże koncernu palą gotówkę, kręcąc się w miejscu.
W ostatnim raporcie grupa producentów komórek zrzeszona w grupie GSMA Middle East & Africa prognozuje, że w ciągu najbliższych 5 lat 80 proc. z 800 mln mieszkańców Afryki Subsaharyjskiej będzie mieć dostęp do telefonów.
W zależności od statystyk wiadomo, że już dziś ok. 30 proc. mieszkańców Afryki korzysta ze smartfona. Przy spadających cenach tych urządzeń w obecnym tempie (gdzie prym wiodą urządzenia chińskich producentów, nieznanych w Polsce, jak Tecno czy Injoo, o osiągach iPhone'a 4 w cenie od 100 dolarów), ilość urządzeń mobilnych podwoi się w ciągu najbliższych kilku lat.
Zmysłowski zauważa, że już dziś na co dzień z Internetu korzysta ok 80 milionów Nigeryjczyków, a przy strukturze demograficznej tego kraju, za 15 lat, Nigeria będzie w pierwszej piątce najliczniejszych krajów... na Świecie. - To pobudza wyobraźnię - mówi polski biznesmen.
Boko Haram
Gdy przeciętny Europejczyk myśli o Afryce, przed oczami ma kraje ogarnięte terrorystyczną pożogą. Jak zauważa Zmysłowski, nie dotyczy to całej Nigerii. - Boko Haram obecny jest w Nigerii od kilkudziesięciu lat, to nie jest kwestia nowa, jak ISIS. O ile Wschodnie Wybrzeże Afryki żyje głównie z turystyki wypoczynkowej, to rynek hotelarski w Nigerii napędzany jest podróżami biznesowymi, a te już dawno uodporniły się na zagrożenia związane z Boko Haram, które w praktyce występują tylko w trzech północno-wschodnich stanach kraju - tłumaczy.
Problemy, które doskwierają każdemu na co dzień, są bardziej przyziemne. Najtrudniej jest przystosować się do wszechobecnego hałasu, szczególnie w dużych miastach, kompletnie odmiennego pojmowania czasu i traktowania elektryczności jako produktu nadal deficytowego.
Jednak polski biznesmen podkreśla szereg pozytywnych zmian zachodzących w tym kraju - ogłoszenie Nigerii największą gospodarką Afryki, czy pierwsze historyczne zwycięstwo opozycyjnego kandydata w wyborach prezydenckich, które pomagają odbudować wizerunek Nigerii. To z kolei wpływa pozytywnie na nastroje międzynarodowych inwestorów, którzy pobudzają gospodarkę, w tym hotelarstwo. - W ciągu ostatnich miesięcy Boko Haram jest raczej w odwrocie. Zatem trend jest dla Jovago pozytywny - zaznacza Zmysłowski.
Startup w Afryce? Jak najbardziej!
Niektóre rejony tego kontynentu są faktycznie mocno zacofane i wymagają bardzo głębokich reform, zanim będzie można w nich myśleć o rozwoju gospodarki cyfrowej, ale większość z nich rośnie w niesamowitym tempie i doganiają resztę. Szef Jovago zwraca uwagę zwłaszcza na duże miasta, które coraz mniej różnią się już od tych europejskich.
Upowszechnianie internetu staje się decydującym bodźcem dla sceny startupowej. Zmysłowski twierdzi, że branża ta dziś przypomina... polską, sprzed kilku lat.
Zmysłowski wyjawia, że nie tylko w niektórych kwestiach tamtejsza scena startupowa ma coś z tej polskiej, ale także ogólne podejście do robienia biznesu. - Stosunkowo niski poziom zaufania w biznesie, ale i silny duch przedsiębiorczości. Ciężko jest podpisać kontrakt z poważnych partnerem bez nieformalnego spotkania wieczornego, gdzie w luźniejszej atmosferze można poznać się lepiej - podsumowuje.
Młodzi startupowcy braki w edukacji, która i tak nie jest na najwyższym poziomie i nie każdego na nią stać, nadrabiają wrodzoną smykałką do biznesów. Dzięki internetowi mają dostęp do tej samej wiedzy, co przedsiębiorcy w Polsce. Życie w Nigerii, które do najłatwiejszych nie należy, nierzadko lepiej przygotowuje ich do prowadzenia firmy, niż niejeden uniwersytet. Coraz częściej dowiaduję się o inwestycjach europejskich czy amerykańskich funduszy w lokalne firmy - z lokalnymi założycielami.