
Gastronomia online dzieli się na trzy segmenty: listing, dostawę i rezerwacje. W każdym kraju rynek rozwija się stopniowo, zaczynając właśnie od listingu, czyli katalogowania i prezentowania restauracji w danym mieście na stronie internetowej. – W Polsce wszystko zaczęło się w 2007 roku, kiedy Ola Lazar założyła Gastronautów – wspomina Piotr Łagowski, dyrektor zarządzający Quandoo na Europę Wschodnią, Bliski Wschód. Quandoo to platforma do dokonywania rezerwacji w lokalach, które współpracują z firmą. To najpopularniejszy system tego typu w naszym regionie, wywodzący się z Berlina.
Mówiłam ci już, że mimo iż jestem bałaganiarą to lubię porządek? Stworzenie Gastronautów wynikło właśnie z potrzeby ładu. Dzisiaj może się to wydawać niesamowite, ale kiedyś nie było miejsca w sieci, gdzie można byłoby znaleźć następujący wykaz: to są wszystkie knajpy hinduskie w Warszawie, a tu powstała nowa restauracja. Jako krytyczce kulinarnej bardzo mi tego brakowało. A znałam zagraniczne serwisy, które robiły takie zestawienia.
Czytaj więcej
Po listingu w branży przychodzi kolej na działkę dostaw. – Duże miasta potrzebują skondensowanej w jednym miejscu oferty zamówienia jedzenia. Bez konieczności dzwonienia, z płatnością online – mówi Łagowski. W Polsce zaczęło się od PizzaPortal, potem przyszła kolej na Pyszne.pl, a na końcu pojawiła się Foodpanda. Foodpandę współzakładał i zarządzał nią przez ponad dwa lata w Polsce sam Łagowski. Platformę kupił w końcu PizzaPortal i stał się na rynku liderem.
Trzecim elementem są rezerwacje online. Ponownie tutaj pierwszym, kluczowym graczem okazała się Ola Lazar. – Stoliczku.pl to dobry projekt, ale pojawił się za wcześnie i miał za małe finansowanie – mówi Łagowski. Dlatego, gdy na rynku pojawiło się Quandoo, bardzo szybko zyskało o wiele większą bazę restauracji. – W ciągu trzech pierwszych miesięcy zatrudniliśmy 25 osób i pozyskaliśmy 200 restauracji – wspomina Łagowski. Za przykład idealnie dopasowanego w czasie polskiego, internetowego biznesu, Łagowski podaje Naszą Klasę, która pojawiła się dokładnie wtedy, gdy starsze pokolenie zaczęło wchodzi w rynek internetu. – Dwa lata wcześniej lub kilka lat później pomysł okazałby się niewypałem – mówi.
Rynek wygląda tak, że jeżeli do kraju wchodzi zagraniczny gracz, ma potrzebne środki, stać go na najlepszych ludzi i ma dobry produkt, to rozjeżdża każdego lokalnego gracza.
Najmocniejsi na rynku mogą przez wiele lat utrzymać swoją pozycję lub ewentualnie zostać wykupieni. PizzaPortal trafiła do niemieckiego Delivery Hero, ale wciąż funkcjonuje ze swoją kadrą i pod własną nazwą. Tak samo zresztą jak Pyszne.pl, którego właścicielem jest holenderskie Takeaway,com. Quandoo, wraz z całym zarządem i pracownikami kupił japoński Recruit Holdings. Gastronauci trafili z kolei w ręce indyjskiego Zamato.
Dążenie do tego, by być najważniejszym w danym miejscu sprawia, że ginie konkurencja, a na rynku nie ma miejsca dla nowych graczy. Najwięksi zdobywają największe finansowanie od inwestorów. Delivery Hero i Just Eat są na pierwszym i trzecim miejscu w historii największych europejskich inwestycji. – Trudno chyba nazwać startupem firmę, która zdobyła 1,3 miliarda dolarów – mówi Łagowski.
Jedyną, realną szansę na przejęcie części, a nawet dużej części, rynku mają największe korporacje, które działają w innym biznesie. Google wprowadza opcję zamówienia jedzenia lub zarezerwowania stolika w lokalu, który znajdziemy w wyszukiwarce. – Wszystko napędzane jest już istniejącymi silnikami, czyli np. OpenTable. Google lubi niskim kosztem podpiąć czyjąś platformę, zarobić na tym setki milionów, ale z drugiej strony napędzić też platformie klientów – komentuje Łagowski.
Gastronomia on-line jest dzisiaj obok sharing economy (UBER, BlaBlaCar czy Airbnb) jedną z bardziej sexy branż wśród globalnych jak i lokalnych inwestorów Venture Capital, Private Equity czy Business Angels.
Napisz do autora: adam.turek@innpoland.pl