Na pomysł stworzenia pierwszej w Polsce Pracowni Szybkiego Prototypowania dwójka pracowników uniwersyteckich wpadła po programie 500 Innovators, realizowanym na Uniwersytecie Stanforda. Jedna z fundamentalnych metod stosowana w najbardziej innowacyjnych startupach w Dolinie Krzemowej, z pomocą miliona złotych od Unii Europejskiej, przeszczepiona została nad Wisłę. Jak się sprawdza?
Metodologia design thinking dotyczy - najogólniej mówiąc - rozwiązywania problemów w ściśle określonych krokach. Pierwszym jest stworzenie interdyscyplinarnego zespołu, który łącząc różne umiejętności - inżynierskie, technologiczne, marketingowe, projektowe, psychologiczne - przeanalizuje świadome i nieświadome potrzeby użytkownika.
Ich dokładne określenie pozwoli uniknąć tworzenia rozwiązań, które są jedynie realizacją "widzi mi się" twórców, a realnie odpowiadają na problemy klientów. Celem zespołu jest wygenerowanie oryginalnego rozwiązania oraz sprawdzenie jego działania na etapie prototypowania.
Jeśli nie przejdzie testu w formie stworzonego prototypu, zespół cofa się do wcześniejszych faz projektu, redefiniując problem albo grupę docelową.
Przychodzi biznesmen na uczelnię
Projekt zrodził się w głowach dwóch pracowników Uniwersytetu Technologiczno-Przyrodniczego w Bydgoszczy po programie TOP 500 Innovators. To największa rządowa inicjatywa wspierania innowacyjności w nauce, w którą inwestuje się każdego roku 35 milionów złotych.
W ramach projektu, uczestnicy wyjeżdżają na 9-tygodniowe pobyty stażowo-szkoleniowe na najlepszych uczelniach świata, z czołówki rankingu szanghajskiego (Academic Ranking of World Universities).
Dzięki zajęciom prowadzonym przez wybitnych praktyków, wizytom studyjnym i stażom w najbardziej innowacyjnych przedsiębiorstwach uczestnicy programu uczą się, jak skutecznie komercjalizować wyniki badań naukowych.
W 500 Innovators uczestniczyli właśnie Radosław Ratajczak i Piotr Szewczykowski z UTP, na Uniwersytecie Stanforda w Kalifornii. Uczelnia ta jest kolebką design thinkingu, gdzie powstają najlepsze na świecie projekty na zlecenie innowacyjnych firm z całego świata i to tam Bydgoszczanie wpadli na pomysł, by zrealizować swoją pracownię na uniwersytecie w Polsce.
Milion na start
Na projekt dostali milion złotych ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego. SHOPA działa tak: zgłasza się do nich biznesmen lub przedsiębiorca z konkretnym problemem. Na przykład chce poprawić funkcjonalność stworzonego przez siebie urządzenia, ulepszyć doświadczenie użytkownika z aplikacją czy zrealizować produkt zgodnie ze swoim pomysłem.
SHOPA organizuje potrzebny do realizacji zespół i korzystając z metodologii design thinking, prototypuje, testuje i poprawia. W zeszłym roku w ten sposób opracowano 15 projektów, część z nich zgłoszona została do urzędu patentowego, kilka będzie wdrożonych do masowej produkcji.
SHOPA jest więc swojego rodzaju działem badawczo-rozwojowym, w którym firmy mogą zlecać opracowywanie nowych technologii czy ulepszać już istniejące. - Jak ktoś mówi, że coś mu przeszkadza, to idziemy zobaczyć, dlaczego, jak wygląda cały proces użytkowania, jak wsiada do samochodu, jak wysiada z samochodu, czy zawadza o kierownicę, czy zawadza o siedzenie - tłumaczy Radek Ratajczak z Pracowni Design Thinking w Bydgoszczy.
Przyszłość dla biznesu
Design thinking jest tak cenionym rozwiązaniem na świecie, bo pozwala zaoszczędzić czas i pieniądze. Prototypowanie odbywa się za pomocą ogólnie dostępnych produktów czy z wykorzystaniem drukarek 3D, dlatego - zanim firma zleci szerokie badania problemu przed rozpoczęciem produkcji w fabrykach - może błyskawicznie uzyskać informację zwrotną, czy jej działanie ma w ogóle sens.
Z racji swojej specyfiki, wycena testów jest bardzo zróżnicowana i może wynosić od kilkunastu tysięcy do kilku milionów złotych. Pomysłodawcy SHOP-y przekonują jednak, że to inwestycja, która może pomóc zaoszczędzić oraz zarobić znacznie większą ilość pieniędzy.
Jednym z projektów, w ulepszaniu którego uczestniczył bydgoski zespół, był toruński Torqway, przypominający Segway'a, ale napędzany siłą mięśni użytkownika, środek transportu. To efekt wieloletniej pracy Andrzeja i Beaty Sobolewskich, którzy zgłosili się do SHOP-y po to, by udoskonalić pojazd. Małżeństwo założyło spółkę wspólnie z funduszem inwestycyjnym, który wspiera startupy z segmentu life science - JCI Venture - a pojazd przygotowywany jest do światowej premiery.
[b]Pierwsze badania SHOP-y wykazały, że do torqwaya przydałyby się urządzenia dodatkowe, jak GPS czy uchwyt na telefon. Ale testy z docelową grupą potencjalnych klientów pokazały, że to bez sensu - producent dzięki temu zaoszczędził na niepotrzebnych elementach peryferyjnych, a dodatkowo dowiedział się, że poprawa designu uchwytu i inaczej zaprojektowana platforma na stopy znacznie zwiększa komfort używania pojazdu.
SHOPA zakładana była przez dwóch pracowników uniwersytetu - dziś tworzy ją kilkanaście osób z wydziałów Budownictwa, Architektury i Inżynierii Środowiska, Hodowli i Biologii Zwierząt, Inżynierii Mechanicznej, Technologii i Inżynierii Chemicznej, Telekomunikacji, Informatyki i Elektrotechniki oraz Zarządzania.
Do końca roku pracownia finansowana będzie ze środków UE, zaś od 2016 r. chce sama na siebie zarabiać.