
7. czerwca to dzień, który przejdzie do historii polskiego crowdfoundingu – właśnie wtedy zakończyła się kampania, podczas której udało się uzbierać zawrotną kwotę ponad 600 tys. złotych i przekroczyć zakładany cel o ponad 1,8 tys. proc. Ta największa jak do tej pory akcja poprowadzona w portalu wspieram.to umożliwi zrealizowanie trasy Hejtbusters, mającej na celu „oczyszczenie polskich miast z hejtu”. – Akcja z podobnym rezultatem 2 lata temu byłaby niemożliwa. To znak, że rynek crowdfoundingu rośnie coraz szybciej – twierdzi Marek Cieśla, który do tej pory zebrał blisko 2,5 mln złotych w kilku różnych kampaniach.
Miesiąc temu Wawrzyniak uruchomił akcję reklamową swojej drugiej książki, „Hejtoholik”, która opowiada o radzeniu sobie z internetowym zjawiskiem - hejtingiem. W ramach akcji na platformie Wspieram.to postanowił zebrać kwotę 30 tys. złotych na trasę promocyjną pod hasłem: „Oczyszczamy polskie miasta z hejtu”.
Czy chodliwy temat wystarczy, by osiągnąć tak duży sukces w kampanii crowdfoundingowej? – Decydujące w powodzeniu każdej akcji jest zbudowanie zaplecza w mediach społecznościowych. W przypadku Hejtbusters mamy do czynienia ze świetnie wykreowaną marką osobistą – wyjaśnia Marek Cieśla. – Wawrzyniak, jeszcze zanim rozpoczął zbiórkę, potrafił ściągnąć na swoje imprezy tysiące ludzi i sprawić, że wszyscy uwierzyli, iż to, co robi, jest ważne – dodaje specjalista od crowdfoundingu.
Inny niedawny sukces na portalu PolakPotrafi.pl odniósł startup shuttout, platforma do organizacji konkursów fotograficznych z nagrodami pieniężnymi. Choć jej autorzy nie posiadali silnego sieciowego tzw. „social proof”, udało im się zrealizować akcję (i przekroczyć zakładany wynik o 20 tys. złotych) dzięki opinii liczących się w środowisku osób, takich jak Michał Sadowski (szef Brand24). – Oni poświadczają wykonanie projektu z należytą starannością. To działa przekonująco – podkreśla Cieśla.
Choć zjawisko tłumu może wydawać się wpisane w finansowanie społecznościowe – w końcu nazywa się „crowdfounding” – to w gruncie rzeczy takich zbiórek nie można rozpatrywać w tych kategoriach. Crowdfounding działa raczej zgodnie z logiką sieci, która wykorzystywana jest do tworzenia grup wsparcia, w tym przypadku – przedsięwzięć komercyjnych. To część sharing economy, chęć dzielenia się i bycia częścią większej społeczności.
Profesor zauważa, że finansowanie społecznościowe może funkcjonować zarówno dzięki oferowanej gratyfikacji w formie prezentów, jak i satysfakcji moralnej z tego, że pomogliśmy zrealizować bliską nam akcję.
W przypadku Hejtoholika udało się spiąć wszystkie puzzle, które zadecydowały o ogromnym sukcesie. Ale to wszystko jest do zaplanowania i skrupulatnej realizacji. Efekt, jaki udało się osiągnąć, w ogóle mnie nie zaskoczył, spodziewałem się tego.
Z czym tak naprawdę chce zmierzyć się zespół Hejtbusterów z Wawrzyniakiem na czele? Jak twierdzi medioznawca, tłumaczenie hejtu na „mowę nienawiści” jest nie do końca trafne. – Uważam, że polski odpowiednik angielskiego słowa jest za mocny. Hejt reprezentuje całą paletę pewnych postaw – dodaje prof. Krzysztofek.
