W Europie czekamy na wprowadzenie jednolitego rynku cyfrowego, ale cały świat jest obecnie jednym, wielkim i wspólnym rynkiem. Internet i powszechne kanały dystrybucyjne sprawiły, że ze swoim produktem można dotrzeć niemal wszędzie. Jednak nie wszędzie produkt przyjmie się równie dobrze.
Myśl globalnie, działaj lokalnie. Taką mantrę usłyszeć można co i raz od mentorów na biznesowych konferencjach. Nawołują w ten sposób przedsiębiorców do „glokalizacji”. Czym jest glokalizacja? To połączenie słów „globalizacja” i „lokalny”. To trend, który zmienić ma podejście do biznesu i międzynarodowej ekspansji spółek.
Twory językowe, twory biznesowe
Glokalizacja nie jest jednak wcale nowym zjawiskiem. Po raz pierwszy zaczęto o niej mówić głośniej jeszcze w latach '90. kiedy trafiła do dużych korporacji, które miały problemy na nowych rynkach. Zrozumiały wtedy, że sukces osiągną dopiero, gdy zaczną odwoływać się do kultury i wartości danego miejsca. Dlatego zaczęły zmieniać swoje oferty lub kampanie marketingowe zależnie od regionu świata.
Jednym z najlepszych przykładów tego działania jest McDonald's, który zmienia swoją ofertę zależnie od kraju. W Kanadzie serwuje kanapki z homarem, w USA z żeberkami, na Filipinach McSpaphetti, w Niemczech serwuje piwo, a we Francji wino. Danone przygotował specjalne jogurty ubogie w laktozę na chiński rynek. Z kolei MasterCard wypuścił na rynkach muzułmańskich specjalne karty kredytowe z wbudowanym kompasem, który wskazuje Mekkę.
Facebook na Wschodzie
Jak glokalizacja ma się jednak do firm internetowych i startupów, które zazwyczaj od początku myślą o globalnym działaniu i przygotowują swój produkt tak, by mógł służyć wszystkim jednocześnie?
O tym, że taki problem istnieje, przekonał się Facebook po wkroczeniu na japoński rynek. Posiadanie wielu znajomych w Stanach Zjednoczonych, i ogólnie na Zachodzie, jest nie tylko akceptowalne, co dobrze widziane. W Japonii jest wręcz przeciwnie. Uważa się, że ktoś kto ma więcej niż kilkudziesięciu znajomych jest sztuczny. Dlatego w Japonii większą popularnością przez długi czas cieszył się serwis Mixi, który nie pokazuje, ilu użytkownik ma znajomych, i w którym nie było przycisku „like”. Nie było w nim również publicznych tablic.
Tworząc produkt, wizję i kampanię, które trafić mają do całego świata, każdy zespół musi zastanowić się nad tym, jak funkcjonować będzie na różnych rynkach, w różnych językach i kulturach. Nawet w świecie technologii nie działa zasada uniwersalności. Wagę trzeba przykładać nawet do tłumaczeń i identyfikacji marki.
Przemysłowy "playbook"
Takie problemy stoją przed każdym startupem, o którym mówi się, że tworzy „skalowalny” biznes. Steve Blank, autor m.in. „The Startup Owner's Manual” twierdzi, że każdy startup, który myśli o rozwinięciu się globalnie, musi najpierw poznać dobrze lokalne rynki. Co więcej, uważa, że każda odrębna dziedzina biznesu powinna mieć swój poradnik na temat tego w jakiej kolejności odwiedzać rynki i jakie kroki podejmować, by lepiej je zrozumieć. Takie poradniki miałyby ułatwić rozwój przyszłym startupom.
Globalny rynek nie oznacza wyłącznie Zachodu. Myśląc o skutecznym wejściu z produktem do Indii, Chin lub Japonii trzeba nie tylko dobrze poznać te regiony, ale czasem zmienić odpowiednio produkt lub usługę.