Magazyn "Forbes" przygotował listę pięciu miejsc w Europie, które ze startupami się nie kojarzą, a dużo w nich się dzieje. Na liście są m.in. Węgry czy Litwa. Czemu nie ma na tej liście Polski i pod jakim względem wyprzedzają nas inne kraje regionu?
Wielkie centra dla rozwoju startupów kojarzą się z Londynem, Berlinem czy miastami w USA. To miejsca, w których obecny jest niezbędny do rozwoju branży kapitał i inwestorzy rozumiejący, że czasem trzeba zaryzykować, by odnieść sukces. Według "Forbes'a" jest też wiele innych miejsc w Europie, które oferują świetne warunki młodym firmom technologicznym.
Pierwsze na liście znalazło się holenderskie Eindhoven. Dalej są stolice Litwy, Portugalii oraz Estonii. To ostatnie nie powinno nikogo szczególnie dziwić - Tallinn jest ważnym startupowym hubem. Wystarczy wspomnieć, że stamtąd pochodzi Skype, zaś do rozwoju darmowego dostępu do sieci Wi-Fi przyczyniło się ustawodawstwo, które określiło dostęp do Internetu jako jedno z podstawowych praw człowieka.
Jednak skąd na tej liście Budapeszt, stolica kraju, którego premier Viktor Orbán w Europie przedstawiany jest raczej jako człowiek psujący to państwo, niż je rozwijający? I czym ustępuje tym miastom Warszawa, że nie załapała się na listę?
Skąd tam Węgry?
Węgry zostało wymienione m.in. jako miejsce narodzin CrypTalk, serwisu szyfrowania połączeń, założonego przez Szwedów. Swoją działalność CrypTalk rozpoczął siedem lat temu właśnie w Budapeszcie. Chociaż kwaterę główną przeniesiono do Sztokholmu, to jego oddział rozwojowo-badawczy wciąż pozostaje tam gdzie powstała firma.
Według "Forbes'a" za sukces Budapesztu, jako hubu dla startupów, w dużej mierze odpowiada Peter B. Záboji i stworzona przez niego Europejska Fundacja Przedsiębiorczości (European Entrepreneurship Foundation). Przez ostatnie siedem lat wprowadzała ona w życie programy akceleracyjne i organizowała wydarzenia inwestorskie, które zaowocowały powstaniem nowej generacji węgierskich przedsiębiorców.
Maciej Sadowski, prezes fundacji Startup Hub Poland, przyznaje, że faktycznie kraj ten wykonał wielką pracę w ciągu ostatnich kilku lat na rzecz rozwoju sceny startupowej.
Warto podkreślić, że Polska ma bardzo mocny rynek VC (kapitał wysokiego ryzyka) i coraz lepsze interwencje ze strony pieniędzy publicznych, które pomagają wypełnić lukę kapitałową i kompetencyjną - zmorę większości startupów na w tej części świata.
Do nadrobienia jeszcze trochę mamy
Oczywiście to, że jest nieźle, nie oznacza, że nie mogłoby być jeszcze lepiej. Jest kilka mankamentów, które Polska może i powinna korygować.
– Jednym z istotniejszych hamulców jest podwójne opodatkowanie tzw. wehikułów inwestycyjnych. Dziś jeśli mam nadwyżkę pieniędzy i razem ze znajomym chcę zainwestować ją w startupy, co dla gospodarki jest lepsze, niż inwestycje np. w dzieła sztuki, to zapłacimy podwójny podatek. Raz jako spółka venture capital, a drugi raz zwykłym podatkiem PIT. To z pewnością nie zachęca do inwestowania i utrudnia nam rywalizację z sąsiednimi krajami, które pobierają podatek raz – zauważa Sadowski.
W Polsce, jeśli chcemy być międzynarodowym hubem, w którym także przedstawiciele innych krajów rozwijają swoje pomysły, przydałby się odważny program typu „soft landing”. Najlepiej w postaci stypendiów, czy tanich, ale nowoczesnych miejsc do spania i pracy dla tych, którzy chcieliby rozpocząć swój biznes w Polsce, ale z różnych powodów nie stać ich na ryzyko porażki. Sadowski twierdzi, że dzięki takiemu programowi "piękne umysły" mogłoby przyjechać tu zapoznać się z otoczeniem biznesowym, inwestorami i to bez ponoszenia dużych kosztów.
Kultura, głupcze!
Zdaniem Sadowskiego Polska z sąsiadami mogłaby także powalczyć stawiając na tolerancyjność i akceptację inności. Taka postawa to jedna z charakterystycznych cech Doliny Krzemowej i powód, dla którego przyciąga ona tylu ludzi z całego świata. Trzeba pokazać, że dla nas wynalazca z Gruzji, Rosji, czy Ukrainy, to nie jest niepożądany gość, tylko ktoś, dzięki komu całe społeczeństwo może zyskać.
Prezes Startup Hub Poland zauważa, że przykład CryptTalk, który zostawił dział badawczy na Węgrzech, nie jest niczym niespotykanym w Polsce. Fundacja Startup Hub Poland w zeszłym roku razem z NCBR i funduszem Giza Polish Ventures powołała fundusz, który ściąga do Polski obiecujących wynalazców zakładających u nas startupy. Ich metodologia inwestycyjna zachęca pomysłodawców do zostawienia części biznesu w Polsce nawet, gdy interesuje się nimi inwestor zagraniczny. Dział B+R powinien zostać wtedy w naszym kraju, nawet jeśli twórcy spółki zechcą wrócić do domu lub przenieść się gdzieś indziej.
Inwestujemy nieco za mało?
Prezes Startup Hub Poland podkreśla, że jego środowisko prężnie działa, ale droga ku zbudowaniu z Polski potęgi hubowej jest jeszcze długa. - Chętnie odnotowałbym większe wsparcie ze strony dużych polskich firm przy systematycznym wsparciu agencji rządowych - podkreśla Sadowski.
Jak wyjaśnia nasz rozmówca, możemy wziąć przykład z modelu chilijskiego. Tam realizowano program prywatnej fundacji z dofinansowaniem rządu rzędu 8 mln dolarów na start z jednym głównym zadaniem: "ściągnijcie najbardziej obiecujące umysły świata do kraju". Po kilku latach udało im się do Chile sprowadzić kilkaset osób, które tworzą tam teraz prężnie rozwijające się środowisko. – Polska to kraj ambitnych ludzi. Podoba mi się chilijskie wyzwanie i zachęcam do drużynowego udziału w biciu rekordu – podsumowuje Sadowski.
Jednak tego typu listy jak top 5 najurokliwszych plaż, czy top 10 najbardziej romantycznych miast, zawsze mają to do siebie, że są bardzo subiektywne. Czemu np. nie ma na niej Sztokholmu czy Warszawy? Miasta te, jak mało które, zasługują na tego typu wyróżnienie. Sztokholm to jedno z najbardziej innowacyjnych miast świata, nie tylko Europy.
[i]Przez lukę kapitałową rozumie się deficyt finansowania przed wejściem usługi na rynek. Wiele wartościowych, acz nieoczywistych innowacji potrzebuje więcej czasu i środków, niż zakładano.
Potrzeba rozsądnych wizjonerów, żeby na tym etapie zaufać projektowi i wyposażyć go w dodatkowe 1-2mln złotych. Brak osławionej "trakcji" w przedsięwzięciach pionierskich nie oznacza, że startup i cały pomysł trzeba spisać na stary. Problem tym, jak w sytuacji braku przychodów odróżnić niepowodzenie od paczkującego sukcesu. W Polsce coraz więcej ludzi wie, jak zarządzać tym obszarem niepewności. Partner publiczny też jest co raz bardziej doświadczony: Na przykład NCBiR uruchomiło dodatkowe fundusze przeznaczone dla inkubatorów, by te lukę zasypać[/i]
Niepotrzebnym ograniczeniem jest defensywna polityka wizowa. Nie ma u nas takiego programu jak w Irlandii czy Stanach Zjednoczonych, które premiowałyby zagraniczne talenty przy przyjeździe do kraju. Gdybyśmy na przykład automatyczne przedłużali wizy po założeniu biznesu, a za sukces komercyjny naradzali obywatelstwem, to z pewnością dalibyśmy mocny sygnał świat: pracujmy razem w Polsce! Obecnie wynalazca z Ukrainy musi ubiegać się o przedłużenie wizy co kilka miesięcy. To dodatkowe obciążenie, które powoduje, że już na starcie jest mniej konkurencyjny