Jej kolekcja sztuki współczesnej wyceniana jest na około 100 mln euro. Kolekcjonerka chciałaby, aby jej zbiory stały się wreszcie dostępne dla rzesz zwiedzających - wyeksponowane na światowym poziomie. Od roku poszukuje partnera instytucjonalnego, z którym mogłaby zbudować w Warszawie muzeum sztuki współczesnej i performansu w formule partnerstwa publiczno prywatnego.
Sztuka - dobro publiczne
- Chcę, by moja kolekcja stała się dobrem publicznym. By te dzieła mogły być kiedyś ogólnodostępne przede wszystkim dla zwiedzających w Polsce, na stałe. Polsce potrzebne jest miejsce, gdzie takie zbiory mogłyby służyć ludziom, być eksponowane na światowym poziomie i stawać się naszą wizytówką oraz dumą. Mówiąc wprost: muzeum sztuki współczesnej i performansu w Warszawie. Chcę wierzyć, że taka przestrzeń kiedyś powstanie - do tego potrzebne jest z pewnością mądrze zbudowane partnerstwo publiczno-prywatne - mówiła podczas otwarcia wystawy swojej kolekcji w Madrycie.
Niestety, zaproszenie Kulczyk trafia w próżnię. Nadal brak jest chętnych do pojęcia tematu. Jedna z najbogatszych Polek od lat podkreśla, że w swojej działalności stara się łączyć biznes i sztukę. Tak działa jej centrum handlowe Stary Browar, gdzie oprócz sklepów, restauracji i hotelu znajduje się też galeria Art Stations. Jej przestrzeń jest zbyt mała by wyeksponować setki dzieł.
Na kolekcje składają się stanowią m.in. prace m.in. Tadeusza Kantora, Romana Opałki czy Zofii Kulik. Od kilku lat Grażyna Kulczyk kupuje twórczość międzynarodowy profil. Do kolekcji trafiły m.in.: fotografie Andreasa Gursky'ego, obrazy Sama Francisa, Joan Mitchell obiekty i rzeźby minimalistów Donalda Judda, Sol LeWitta i Agnes Martin.
Czemu nie zrobi tego sama?
Kulczyk, której majątek szacowany jest na ponad 2,5 mld zł mogłaby pewnie sama sobie wybudować nowa galerię. "Głos Wielkopolski" wspominał, że planowała taką inwestycję w szwajcarskim Engadin. Problemem są jednak koszty utrzymania obiektów. Jak mogłoby działać mądre partnerstwo, o którym mówi Kulczyk?
Pierwszy model opiera się o tzw. opłatę za dostępność. Zadaniem partnera prywatnego jest zaprojektowanie, sfinansowanie, budowa i zapewnienie utrzymania technicznego obiektu przez wiele lat, co umożliwia stronie publicznej skupienie się na działalności statutowej. Model ten wymaga jednak pełnego zaangażowania finansowego podmiotu publicznego – źródłem wynagrodzenia partnera są bowiem wyłącznie płatności od podmiotu publicznego realizowane w okresie trwania umowy. Ewentualne przychody z przedsięwzięcia (np. sprzedaż biletów wstępu, płatny parking, gastronomia, dodatkowe zajęcia etc.) – trafiają natomiast do strony publicznej.
Taki schemat współpracy atrakcyjny jest dla obu stron kontraktów PPP i może być wdrażany w niemal dowolnym przedsięwzięciu kulturalnym. Drugi model jest bardziej skomplikowany. Poza zrealizowaniem wymienionych wcześniej zadań, wymaga od partnera prywatnego zarządzania obiektem i świadczenia usług z nim związanych. Przeznaczony jest dla prywatnych muzeów, teatrów, galerii. W takim przypadku wkład strony publicznej we wspólne przedsięwzięcie to przede wszystkim nieruchomość inwestycyjna, ewentualnie pewne dopłaty do kosztów eksploatacji obiektu. Ciężar finansowania budowy i utrzymania spoczywa jednak głównie na barkach partnera prywatnego.
Sztuka szuka partnera
– Trudno mówić o wykorzystaniu partnerstwa publiczno-prywatnego w dziedzinie kultury w Polsce. Poza Muzeum Historii Żydów Polskich ani jedno takie przedsięwzięcie nie jest zrealizowane w oparciu o ustawę o PPP – mówi dr Rafał Cieślak, radca prawny z Kancelarii Doradztwa Gospodarczego Cieślak & Kordasiewicz.
Dodaje, że strona publiczna może żywić obawę, że projekty kulturalne okażą się nierentowne: każda gmina chce mieć basen czy halę sportową, jednak nie każda chce muzeum czy teatr. Inwestycje kulturalne są bardzo kosztochłonne, za dostęp do kultury trzeba zapłacić, a w naszym kraju największe zainteresowanie spośród wszystkich rodzajów kultury wzbudza jednak kultura fizyczna.
Pierwszą w Polsce instytucją publiczno-prywatną jest Muzeum Historii Żydów Polskich stworzone przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Miasto stołeczne Warszawę oraz Stowarzyszenie Żydowski Instytut Historyczny w Polsce. Strona publiczna sfinansowała budowę i pokrywa większość bieżącego budżetu (jej wkład wyniósł 180 mln zł). Stowarzyszenie zajmuje się organizacją i finansowaniem wystawy stałej (zebrano na ten cel 145 mln zł od donatorów z całego świata), do tego przekazało na działalność edukacyjną i publiczną 20 mln zł.
W Niemczech Pinakothek der Moderne w Monachium czy NRW-Forum Kultur Und Wirtschaft w Düsseldorfie są wspierane finansowo zarówno przez władze lokalne, jak i prywatne podmioty w ramach wspólnych działań. W Belgii funkcjonuje program „CultuurInvest”, dzięki któremu sektor publiczny może nie tylko prowadzić działania substytucyjne, lecz także może być partnerem i inwestorem takich inwestycji w kulturze dla podmiotu prywatnego.