"Ambasada Estonii uprzejmie informuje, że karta e-rezydenta jest do odbioru w Ambasadzie" - napisał w poniedziałek na swoim prywatnym profilu na FB założyciel i CEO jednego z najlepszych polskich dev house'ów, Netguru. Dlaczego, na jakie korzyści może liczyć i co sądzi o rozwiązaniach legislacyjnych w Polsce, wyjaśnia w rozmowie z INN Poland.
Jakiś czas temu Estonia wprowadziła możliwość złożenia wniosku o przyznanie tak zwanego e-obywatelstwa. Dlaczego postanowiłeś przejść ten proces i wyrobić sobie ten cyfrowy dowód?
Wiktor Schmidt, CEO Netguru: Mówiąc wprost, jestem "early adopterem" fajnych pomysłów. Lubię testować nowe rzeczy, zwłaszcza te, które wydają się przyszłościowe; chcę mieć wyrobione własne zdanie na ten temat.
Tak naprawdę jednak, Estonia idzie po prostu dalej od miejsca, gdzie zatrzymała się Polska. Mamy w kraju płatny podpis elektroniczny, jeśli prowadzi się własną działalność lub opcję darmowej rejestracji w ePUAP i utworzenia tam tzw. profilu zaufanego.
To całkiem dobry system i konieczność wizyty osobistej jest sensowna, analogiczna do mojej wizyty w ambasadzie - problemem jest to, że nie ma zbyt wiele miejsc, w których z tego profilu czy elektronicznego podpisu można skorzystać.
Jasne. Ciekawi mnie jednak, czy liczysz na jakieś realne korzyści płynące z e-obywatelstwa Estonii?
To nie jest obywatelstwo w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Chodzi bardziej o stworzenie jednolitego systemu, dzięki któremu będzie można dokonywać twardej identyfikacji; bliżej więc karcie e-rezydenta do paszportu, co jednak nie jest równoznaczne z nadaniem praw obywatelskich obowiązujących Estończyków.
Warto zwrócić uwagę, że dziś w ogromnej większości serwisów i usług konto w Google czy na Facebooku jest podstawowym miernikiem naszej tożsamości, poświadczeniem naszej autentyczności. To oczywiście nie jest system idealny i podatny jest na wiele nadużyć; taki "internetowy dowód" z flagą Estonii jest próbą zmierzenia się z tym, tak, by maksymalnie usprawnić relacje obywatel-urząd/instytucja. Kiedy nie ma potrzeby osobistego stawiania się w okienku czy składania własnoręcznego podpisu na każdym dokumencie, założenie firmy czy konta w banku przebiega znacznie szybciej.
Czyli to bardziej test i sprawdzenie możliwości, przekonanie się na własnej skórze, czym ten system jest, niż chęć przeniesienia na przykład działalności do Estonii?
Nie, absolutnie nie chodzi o przenoszenie działalności. Owszem, panuje powszechne przekonanie o trudnościach, jakie na co dzień spotykają polskich przedsiębiorców, ale na podstawie doświadczenia pracy z klientami z dziesiątków krajów świata wiem, że działa to u nas naprawdę nieźle. Co nie zmienia faktu, że w sferze legislacyjnej funkcjonuje szereg absurdów, które można by rozwiązać właśnie poprzez usprawnienie procesów wszelkiego rodzaju rejestracji.
Sądzisz więc, że jest szansa na to, by karta e-rezydenta wprowadzić i u nas?
Sądzę, że jak najbardziej. Kultura nowoczesnego biznesu szybko się u nas rozwija, a to, z czym trzeba zmierzyć się w pierwszej kolejności, to problemy na poziomie komunikacji. Można naprawdę mnóstwo spraw uprościć i dążyć do większej elastyczności procesów legislacyjnych.
Polacy w kwestii szeroko pojmowanej optymalizacji są niezwykle biegli, więc z pewnością w końcu uda się odblokować prawo - tak, by więcej rzeczy można było załatwiać w internecie.