Tata Motors, właściciel m.in. marki Jaguar, przez wiele miesięcy negocjował otwarcie swojej nowej fabryki w Polsce. Ostatecznie wybrał Słowację, a w Polsce zaczęła się burza. Tylko w zasadzie nie wiadomo o co, bo z jednej strony narzekamy, kiedy wielkie inwestycje zagranicznych koncernów przejdą nam koło nosa, z drugiej – narzekamy, kiedy koncerny budują u nas kolejne montownie, nierzadko przy tym dostając od rządu lepsze warunki do inwestycji niż rodzimi przedsiębiorcy.
Firma ma zainwestować na Słowacji okrągły miliard funtów, z taśmy produkcyjnej – pierwszej w Europie należącej do tego koncernu – ma zaś zjeżdżać 300 tysięcy aut rocznie. Polska też walczyła o tę inwestycję, co podkreślał w swoich wypowiedziach wicepremier Janusz Piechociński.
Piechociński pod ostrzałem, ale...
Teraz, gdy wiadomo już, że „przegraliśmy”, na ministra gospodarki spadają gromy – z każdej strony. Piechociński krytykowany jest za to, że „wychodził przed szereg”, „chwalił się” i „szukał splendoru”. Komentatorzy zdążyli zawyrokować już, że to właśnie medialny szum wokół inwestycji, wywołany przez wicepremiera, odpowiada za „stracenie” inwestycji.
W ten sposób sprawę komentował dla „DGP” m.in. wiceprezes Związku Banków Polskich Mieczysław Groszek. Jak twierdzi, o takich inwestycjach nie powinno się mówić do momentu ich finalizacji.
... zrobił słusznie?
Jak się jednak teraz okazuje, najprawdopodobniej Jaguar zażądał 350 mln złotych wsparcia dla inwestycji i gruntów pod nią gotowych już we wrześniu. Rząd miał nie zgodzić się na takie warunki, zapewne uznając je za nieopłacalne.
Nic dziwnego – lepiej jest wspierać polskie MSP, innowacje i technologie, niż zapewniać nam kolejną montownię. I zapewne takie głosy słyszelibyśmy najczęściej, gdyby Jaguar jednak wybrał Polskę: można było wydać na małe firmy, na wsparcie dla przedsiębiorców, na naukę, na innowacje. Na cokolwiek, ale nie kolejny, nieprzyzwoicie bogaty koncern motoryzacyjny, który i tak zyski potem pewnie wyprowadzi za granicę.
Upolityczniona gospodarka
Ta swoista schizofrenia w reakcjach na Jaguara – a przypomnijmy, że podobna była w dyskusjach o Amazonie – pokazuje tylko jedno: obywatele nie mają pojęcia, czy dla gospodarki to opłacalne, a politycy i ich agitatorzy wykorzystują to do własnych celów.
Niezależnie od tego, czy dana inwestycja dochodzi do skutku, czy nie, zawsze środowiska polityczne mogą to jakoś „zaspinować” na swoją korzyść. Postawili fabrykę - źle, lepiej przecież pomóc budować nowy zakład polskiemu przedsiębiorcy. Nie postawili fabryki – też źle, znaczy, że rząd nie umie walczyć o zagraniczne koncerny.
Polityczno-gospodarcza schizofrenia
Schizofrenia ta wynika z pewnej rozbieżności w wiedzy ekspertów i przekonań obywateli.
Wiemy już bowiem, że wielkie, hucznie zapowiadane inwestycje – jak wspomniany już wcześniej Amazon – odbijają się nam czkawką. Wiemy już, że powinniśmy raczej wspierać rodzime firmy, inwestycje zapewniające miejsca pracy dla dobrze wykwalifikowanych osób i dające gospodarce np. transfer technologii czy wsparcie dla nauki.
Ale wciąż dla wielu Polaków – jeśli nie większości – prężna gospodarka kojarzy się z fabrykami i zakładami pracy, a im większe – tym prawdopodobnie kraj będzie bogatszy. Politycy, chcąc to przekonanie wykorzystywać, „grają” na emocjach inwestycjami takimi jak fabryka Jaguara. Dobrze by było, gdyby władza – rozumiana zarówno jako strona rządowa, jak i opozycja – zaczęła się wreszcie zajmować merytorycznie gospodarką, a nie tylko swoimi wizerunkowymi wojenkami. Ale na to chyba szanse są żadne.
Jest to bowiem sygnał dla konkurentów, którzy w takiej sytuacji mogą przebijać stawkę. Tak prawdopodobnie się stało. Jest to swoisty nieprofesjonalizm w kategorii bankowości inwestycyjnej.