Krach na chińskiej giełdzie zdaniem zagranicznych analityków oceniany jest jako największa fala spadków od 1996 r. Sytuacja z chińskiego rynku spowodowała załamanie na wielu rynkach i spadek cen akcji, surowców, w tym ropy naftowej oraz notowań walut z rynków wschodzących. O tym, co stoi za tym zamieszaniem, a także co oznacza ono dla Polski, rozmawiamy z Przemysławem Kwietniem, głównym ekonomistą X-Trade Brokers Dom Maklerski S.A.
Mówimy o spadkach, ale co je powoduje? Czy to oznacza, że ludzie się wycofują?
Jak zwykle w takich sytuacjach, spadki powodują obawy inwestorów o to, że sytuacja jest inna niż wcześniej. Inna niż zakładano. Jednak na przestrzeni ostatniego miesiąca nie zmieniło się tak naprawdę nic. To jest raczej tak, że rynki światowe akcji ignorowały pewne negatywne tendencje przez długi czas i nagle otworzyły im się oczy. Zareagowały nawet zbyt panicznie. Faktem jest też, że za wczorajszą powtórką sprzed kilku lat, gdy nagle wszystko runęło w dół, stoją też automaty, które sprzedawały akcje zgodnie z wytycznymi.
Sama reakcja, to takie przetarcie oczu, które bezpośrednio wywołała dewaluacja chińskiego juana. Przy czym nie była ona szalenie wielka – około 4 proc. Na rynku walutowym często zmiany są o wiele większe, jak np. działo się z japońskim jenem. To raczej było tak, że rynek stwierdził, że jest za dużo negatywnych sygnałów, sytuacja nie jest tak dobra jak się zdawało i doszło do reakcji.
Czy nie mamy do czynienia z samospełniającą się przepowiednią? Inwestorzy wycofują się bo jest źle, w efekcie czego sytuacja na rynku się pogarsza.
Ale tak działają rynki finansowe. Jeśli większość uzna, że ceny były zbyt wysokie, to ulegają one skorygowania. Ja uważam, że sytuacja w Chinach będzie kontynuowana. Chiny nie załamią się w ciągu najbliższego tygodnia, czy miesiąca, będziemy mieli raczej do czynienia z trendem spadkowym wzrostu gospodarczego. Faktem jest, że władze zaklinały rzeczywistość, a tego nie da się robić w nieskończoność. Tak samo jak nie da się żyć ponad stan, tak nie dało się utrzymać trendu wzrostowego. W związku z tym jest to ryzyko, że wzrost Chin będzie wolniejszy i w momencie kiedy inwestorzy wezmą to pod uwagę w swoich ocenach, że wyceny były przesacowane osłabi się ich gospodarka.
Czemu wraz za chińską giełdą w dół idą także notowania na innych giełdach?
Żyjemy w globalnej gospodarce. Może wydawać się nam, że sytuacja na rynku chińskim jako, że jest daleko, nas nie dotyczy. Jednak na przykład dużo niemieckich firm eksportuje swoje produkty do Chin albo tam produkuje. Z kolei my produkujemy dla europejskich krajów. Dlatego to naturalnie trafi też rykoszetem w naszą gospodarkę. W dzisiejszych czasach, to, że coś się dzieje daleko nie oznacza, że my na tym nie ucierpimy.
Jak więc spadki na chińskiej giełdzie mogą przełożyć się na sytuację dla przeciętnego obywatela Polski?
Same spadki nie mają może bezpośredniego wpływu na przeciętnego Polaka, ale to, że tamtejsza gospodarka zwalnia już tak. Chiny mają duży wpływ na generowanie światowej koniunktury. Mamy w końcu do czynienia z system naczyń powiązanych. Sytuacje odczują europejskie firmy, które inwestują w Polsce. Ich problemy, wyhamowanie tych inwestycji przełoży się na zatrudnienie i płace.
Czy mamy do czynienia z początkiem kolejnego wielkiego kryzysu?
To nie musi być tak, ze to będzie kolejny wielki kryzys. Oczywiście nie da się tego przewidzieć na pewno. Jednak prawdopodobnie będzie to raczej dłuższy okres większego spowolnienia gospodarki Chin, niż jedno większe tąpnięcie, które pociągnie za sobą wszystko w dół.