Mordor, czyli zagłębie korporacji na ul. Domaniewskiej w Warszawie
Mordor, czyli zagłębie korporacji na ul. Domaniewskiej w Warszawie Fot. Adam Stepien/Agencja Gazeta

Jedziesz metrem, autobusem, widzisz ludzi, z którymi codziennie coś załatwiasz, głównie przez telefon, ale nikomu nie chce się rozmawiać. Każdy myśli o deadlinach, projektach, meetingach i umowach do podpisania. Jak wychodzisz z pracy, jest to samo, tylko już... nie myślisz, padasz. Największe marzenie każdego korposzczura? Wyspać się, odpocząć, zresetować...

REKLAMA
– Chcesz pracować w korporacji? Przyzwyczaj się do wiecznego zmęczenia – mówi Anka* z jednej z agencji reklamowych na warszawskim Mordorze. – Tu wszyscy ozłociliby kogoś, kto rozciągnąłby dobę o kilka godzin, bo może wtedy udałoby im się złapać oddech. Choć jak znam ten światek, pewnie i tak skończyłoby się na większej liczbie obowiązków, a nie czasem zyskanym na sen.
Zdaniem Anki, gdyby chcieć jednym słowem odpowiedzieć na pytanie, jak wygląda pracownik wielkiej korporacji, niezależnie od stanowiska, firmy oraz branży, można powiedzieć od razu, że to słowo ma wypisane na twarzy: „niewyspany”.
– Czasem, kiedy jadę metrem albo autobusem, nie muszę kogoś znać, by wiedzieć, że jest on z Mordoru – mówi. – Ich wygląd mówi sam za siebie. Niemal o każdym z nich powiedzieć, czym się zajmuje lub co dzisiaj będzie robił. Ten ubrany w garnitur, czyli ma spotkanie, ten jedzie w dresie, znaczy dzisiaj tylko siedzi za biurkiem. Nienawidzę tego. Tej smutnej przewidywalności, tej szarzyzny.
– Czy ludzie rzucają pracę w Mordorze? Zaczynają robić coś na własny rachunek? Jasne! Prawie wszyscy tu o tym marzą, ale nieliczni naprawdę to robią. Rzucają pracę w korpo i idą na swoje. A potem... Potem dopada ich ZUS i pozostałe koszty zakładania własnej działalności, brak stałych dochodów, kredyty, długi i wracają. Całe pieniądze, które zaoszczędzili, przepadły. Marzenia okazały się mrzonką. Wracają, bo w korpo mają jednak hierarchię i pewne rzeczy nie są zależne od ciebie, a na swoim tyrasz całą dobę, i jeszcze nie wiesz czy nie za darmo. W korporacji jest ciężko i masz mało czasu, ale jakoś ciągniesz. Widziałam tych co wracali. Jeszcze bardziej przybici, złamani.
Zdaniem Anki w Mordorze pracuje dużo ludzi słabych. Są za słabi, żeby odejść, żeby coś zmienić, dlatego tkwią na Domaniewskiej lub nawet gdy odejdą, wracają.
– Czas jest na wagę złota – wraca z tematem Anna. – Jeśli chcesz wydrzeć godzinę dla siebie w ciągu dnia, nie możesz sobie pozwolić na opieszałość. Przez wiele godzin spina. A jak dobrze pójdzie to między 16 a 17 wydrzesz chwilę dla siebie. I tak to nie jest codziennie. I nigdy nie kończysz o czasie. Bo zawsze coś wypada. A to jakieś nadgodziny, niezadowolony klient, ewaluacje. O wolnych weekendach też można zapomnieć, nie ma czegoś takiego. Różnica tylko ta, że zamiast na Domaniewskiej, pracujesz w domu.
– Marzenia? Hamak, książka, dużo odpoczynku, pisanie książki lub scenariusza – mówi. – Cóż, marzyć wolno. A jutro i tak Mordor.
* Imię bohaterki zostało zmienione.