Jeszcze niedawno handel niemieckimi proszkami, płynami do zmywania i innymi produktami chemii gospodarczej był domeną bazarów i parkingów, gdzie cenny towar podawano wprost z paki dostawczego blaszaka. Właśnie powstała pierwsza oficjalna sieć sklepów z niemiecką chemią. Nazywa się Laboratorium Pani Domu i jej pierwsze salony pojawiły się w centrach handlowych Blue City, Galerii Bemowo oraz Renova na warszawskim Targówku. Czy "niemiecka chemia" naprawdę jest lepsza?
Właściciele biznesu chcą pozostać w cieniu, dlatego firma dość zdawkowo informuje o swojej historii i planach. W sklepach znajdują się produkty tylko importowane z rynków Europy Zachodniej. Biznes powstał trzy lata temu, a do tej pory firma sprzedawała swoje produkty na pośrednictwem telemarketerów. Widocznie właściciel dojrzał do decyzji, że na fali popularności programu Perfekcyjna Pani Domu uruchomi własny już biznes.
Tak jak Małgorzata Rozenek przypominała powszechnie znane recepty (np. przypalony piekarnik, zamiast CIFa wystarczy wysypać na blachę sól, ocet i sok z cytryny), tak Laboratorium Pani Domu opiera się na opowieściach i legendach o skuteczności niemieckich proszków.
Wunderpranie
Sprzedawca zaczyna czarować. – Niemiecki proszek jest bardziej wydajny, zapach pozostaje na dłużej. Opakowanie 2,72 kg wystarcza na 40 prań. Polskiego trzeba sypać więcej, torba wyczerpie się po 27 praniach. Być może płaci się więcej, ale w finale i tak oszczędza pan pieniądze – przekonuje mężczyzna za ladą.
Furorę w „Laboratorium”, w internecie czy na Allegro, robi niemiecki proszek proszek Dalli Wohlfuhl, żel do prania Persil. Niemiecki Vizir – podobno jest o niebo lepszy od tego reklamowanego przez Zygmunta Chajzera. Jest też preparat do krochmalenia koszul, dzięki któremu "brud nie wnika do kołnierzyka". Czego nie mają polskie środki do prania? „Większość importowanych detergentów zawiera specjalne formuły zmiękczające wodę”, ponadto "niemieckie proszki działają już w bardzo niskich temperaturach, przy 20 stopniach" – cytat z grafiki o oszczędzaniu na praniu.
Wierzyć, nie wierzyć? Sądząc po wysypie "proszkowych biznesów" grupa zwolenników tych produktów liczy już dziesiątki tysięcy. Gotowi walczyć do upadłego, udowadniając, że skarpetki mogą być białe tylko po praniu w niemieckim Vizirze. Co innego mówią o tym koncerny.
– Nie ma czegoś takiego jak niemiecki Persil, bo proszek przeznaczony do polskich sklepów oraz rynki europy zachodniej produkowany jest w tej samej fabryce w Raciborzu – mówi Anna Kobierska z działu komunikacji korporacyjnej Henkel Polska. Dodaje, że aktualnie w Raciborzu jest produkowany proszek na rynek austriacki. Jakoś nikt nie słyszał, by w Austrii handlowano "niemiecka chemią". Również Procter and Gamble zaprzecza jakoby jego Vizir i inne produkty przeznaczone na polski rynek różniły się jakościowo od tych z rynku niemieckiego
Efekt placebo
Trzy lata temu w sprawie niemieckiej chemii zabrało głos Polskie Stowarzyszenia Producentów Kosmetyków i Środków Czystości. Jego szefowa i główny ekspert dr Anna Oborska twierdziła, że zachwalanie niemieckiej chemii gospodarstwa domowego to efekt placebo. Tak jak człowiek zdrowieje po wypiciu wody udającej lekarstwo, tak gospodyni domowa płacąc za drogie proszki wyczuwa potem w praniu więcej zapachu. – Skuteczność prania tych środków jest zbliżona. Natomiast inna może być koncentracja, zatężenie środków. Jednocześnie konsumentów trudno odwieść od przyjętych hipotez, bo nie mają zaufania do dużych firm – mówiła wówczas dr Oborska.
Mimo to, wciąż przybywa osób wierzących w magię niemieckiej flagi w materiałach reklamowych. Wolą oni płacić 65 zł za niespełna 5-kilogramowe opakowanie Persilu z Niemiec czy Belgii niż 45 zł za produkt z półki sklepu w Polsce. Zwolennicy spiskowych teorii artykułów gospodarstwa domowego twierdzą, że producenci z chciwości różnicują jakość swoich produktów. I tak konsumenci z Niemiec, Wielkiej Brytanii i Szwajcarii otrzymują pełnowartościowe produkty. Następni w kolejności do jakości są Hiszpanie, Włosi i Grecy. Polacy są zaś klientami trzeciej kategorii razem z Czechami, Słowacja i Węgrami.
Inna nieoficjalna teoria mówi, że polskie panie domu zazwyczaj przedawkowują proszek, aby pranie było bardziej czyste. Dlatego, aby detergenty nie powodowały uczuleń na masową skalę, w Polsce osłabia się działanie proszków, podczas gdy oszczędnym i praktycznym Niemcom oferuje się produkt pełnowartościowy.
Plotki wzmagają się, a biznes kiedyś bazarowy rośnie w siłę. Są już profesjonalni importerzy jak białostocki Sawa Import i sklepy internetowe pierzlepiej.pl, niemieckachemia.pl i kilkadziesiąt innych. Szacuje się, że handel importowanymi detergentami to już jedna ósma całego rynku artykułów chemii gospodarczej.
Tekst opublikowany pierwotnie 29.01.2015 w serwisie naTemat. Ponowna publikacja za zgodą autora.