Cyfrowa rewolucja może zagrozić nawet 2/3 przychodów banków w niektórych sektorach - ostrzega w raporcie firma doradcza McKinsey. Według analityków, tradycyjną bankowość czeka ciężka walka z cyfrowymi "zakłócaczami" (disruptors) w takich dziedzinach finansów, jak szybkie kredyty, pożyczki samochodowe, zarządzanie majątkiem, karty płatnicze i obsługa przedsiębiorstw. - Większość bankowych konkurentów nie chce być bankami - ostrzega raport - ale chce wcisnąć się pomiędzy bank i klienta i zgarnąć śmietankę zysku. Pokazaliśmy raport prezesowi banku Citi Handlowy Sławomirowi Sikorze. Przyznał, że takich sygnałów odbiera ostatnio dużo więcej.
Nie ma jednego obrazu. Inny jest obraz europejski, inny amerykański, inny polski, inny azjatycki.
Na tych obrazach są jakieś podobne barwy?
Wspólnym tematem jest poszukiwanie źródeł wzrostu. Żyjemy w otoczeniu niskich stóp procentowych. Regulacje zmuszają banki do zmiany profilu ryzyka i zwiększają koszty. Także zmiany technologiczne są wielkim wyzwaniem.
Firma McKinsey przewiduje, że w niektórych obszarach banki przegrają ze start upami.
Raport, który pan cytuje jest jednym z wielu podobnych ukazujących się w ostatnim czasie. Grupę tych nowych przedsiębiorstw określa się słowem „disruptors”. Oni wchodzą w nasze obszary z nowymi rozwiązaniami technologicznymi i biznesowymi. Zmieniają sposób świadczenia usług, lub doprowadzają do gwałtownego obniżenia cen.
To wszystko martwi banki?
Na pewno składa się na poważne pytania w naszym środowisku – skąd będą zwroty. Nie możemy spać spokojnie.
Ci „disruptors”, jak ich niektórzy nazywają „technologiczni barbarzyńcy” spędzają sen z powiek?
Wolałbym ich tak nie nazywać, bo to byłoby niesprawiedliwe. To z całą pewnością podmioty, które zaburzają dotychczasowy porządek. Co wcale nie musi być jednoznacznie negatywne. Faktem jest, że bankowcy zwykli mówić, że naszą konkurencją są inne banki. Jeszcze nie przyzwyczailiśmy się do myśli, że konkurencją są firmy, które nie są bankami. Banki poradzą sobie z niskimi stopami i regulacjami. One mogą zagrozić wzrostowi, ale nie naszemu istnieniu. Natomiast „disruptors” mogą zagrozić egzystencji niektórych usług bankowych.
Ci barbarzyńcy są więc u bram...
Zmiany technologiczne są nieuniknione. Rzym upadł, ale banki z pewnością nie upadną.
Co się z wami zdarzy?
Raczej nie będziemy więksi. Państwowe regulacje idą w taką stronę, by banków nie powiększać. Jeśli konsolidacje to raczej w drugiej dziesiątce rankingu. Nie widzę pola do fuzji. Jeśli zaś chodzi o disruptors, to oni są jak moda.
Przyjdą i odejdą?
Są trudni do przewidzenia. Pojawili się w momencie, w którym nacisk regulacyjny na banki i technologie umożliwiły stworzenie nowych modeli biznesowych. Brakuje im natomiast skali. Nowe firmy wnoszą bardzo dużo pomysłów ale nie mają rozmiaru, bazy klientów. Mają bardzo fajny pierwszy etap wzrostu. Proponują prokonsumenckie rozwiązania w dobrych cenach. Później jednak natrafiają na bariery organizacyjne, regulatorzy na większy biznes patrzą już dużo uważniej niż na start up, pojawiają się nowe wymogi. Coś co regulator toleruje na poziomie promila rynku staje się zupełnie czym innym, gdy zdobywa 5% rynku.
A może iluś nie da rady, aż w końcu w pana branży pojawi się Facebook, Airbnb, Uber- firma która całkowicie zmieni realia biznesu.
Facebook stworzył nową gospodarkę i nie wypchnął nikogo z rynku.
Airbnb zagraża hotelom, Uber doprowadza taksówkarzy do szewskiej pasji.
Modny dziś trend może rozwinąć się w coś takiego. Każdy musi pamiętać o losie Kodaka wypchniętego z rynku przez gospodarkę cyfrową.
Kodak to dla banków takie memento mori?
W przewidywanej przyszłości nie. Nie wiem, czy pan zna los domu towarowego Sears w Stanach Zjednoczonych. Firmę wypchnął z rynku Amazon. Sears zaczynał 100 lat temu jako dom wysyłkowy, potem stworzyli sieć własnych sklepów. A wiek później przyszedł inny komiwojażer – z Amazonu – i wyrzucił ich z rynku. W niektórych obszarach rynku będzie to się zdarzało. Wątpię by w bankowości. To dość specyficzny obszar. Banki nie zachowują się jako Kodak. Adaptują się do nowej rzeczywistości.
Jeździ pan po świecie?
Dość dużo. Widzę duże zmiany. Weźmy bankowość detaliczną. Tradycyjnie banki wytwarzały technologię u siebie. Zatrudniali informatyków. To ma swoje zalety. Jeśli uda nam się coś wymyśleć, to mamy do tego pełne prawa intelektualne, nikt nam tego nie zabierze, mamy pełną kontrolę, pilnujemy bezpieczeństwa.
Zamykanie się ma też wady.
Dlatego wyraźnie widać trend otwierania się. Banki utrzymują pełną kontrolę nad swoim głównym systemem księgowym, który jest gdzieś z tyłu, niewidoczny dla klienta. Natomiast wprowadza się możliwość otwartego tworzenia aplikacji na bankowym API. Ta myśl: Pozwól kwitnąć tysiącom kwiatów, to dla banków zupełna nowość mentalnościowa. Banki dają możliwość stworzenia software i nie decydują, czyje rozwiązanie wygra. Sygnalizują rynkowi jakąś potrzebę, a developerzy rywalizują. Dzięki temu czas wprowadzenia nowych rozwiązań ogromnie się skrócił. Time to market nie jest już jak kiedyś mierzony w latach.
4 lata od pomysłu do wdrożenia – typowe do niedawna dla dużych banków.
Ja nazywam to mentalnością ludzi od main frame, czyli, że najważniejszy jest informatyk od twardych rzeczy, inżynier od dużego komputera. Bankowość tymczasem to sektor usługowy. Pracujemy dla klientów. Czyli rywalizujemy w sferze ich unikalnych doświadczeń. Przewaga disruptors – konkurentów niebankowych – wynika z szybkości ich reagowania na zmiany oczekiwań konsumentów. Są zdecydowanie szybsi od banków. Na początku wchodzą zwykle w obszary nie objęte licencją bankową.
Czyli co mogą robić?
Europejska Licencja Bankowa określa bank jako instytucję przyjmującą depozyty. Nic się nie mówi na temat pożyczek, ubezpieczeń, czy na temat wymiany pieniądza. Można więc robić różne duże biznesy finansowe bez licencji bankowej.
Z czego wynika liberalizm regulatora?
Pracowałem wiele lat temu w Ministerstwie Finansów. Myślę że z tych czasów została mi umiejętność patrzenia na rynek nie tylko z perspektywy bankowca, ale także urzędnika. Regulatorzy mogą to widzieć tak: ci wszyscy konkurenci banków są relatywnie mali, robią dużo zamieszania. Jednocześnie dobre wpływają na sytuację klientów, obniżając ceny. Bezpieczeństwo, jakość usług, prawa konsumenta nie są może aż tak dobre jak w bankach, ale istnieje pozytywny wpływ na stary establishment. Jest presja.
Co się może zdarzyć na tym styku starego biznesu z nowym?
O jednym scenariuszu powiedziałem – to zmiana mentalności banków, zmiana architektury, wprowadzenie otwartych standardów, np. otwarty interfejs programowania aplikacji czy krótki czas od momentu, gdy pomysł się pojawia do chwili, gdy jest wdrażany. Banki mają dużo więcej kapitału i dużo więcej klientów, więc mogą każdy startup zaprosić do współpracy, by włączyć w swój ekosystem. Drugi scenariusz jest testowany przez firmy farmaceutyczne. One obserwują uważnie wszystkie małe firmy w swoim sektorze. Gdy widzą, że któraś odkryła coś interesującego, to po prostu ją kupują. Zachowanie regulatorów będzie się też zmieniać. Jeżeli wszystkie te nowe firmy są małe, to traktowane są jako część niezbędna do utrzymania równowagi w ekosystemie. Gdy zaczną rosnąć, regulator będzie chciał mieć możliwość kontrolowania ich działań. Podsumowując, uważam że przeżyją tylko ci, którzy szybciej przestawią się na nowoczesną technologię.
Firmy technologiczne – Apple, Samsung, Uber – są generalnie lubiane. Banki, choć może to tylko wrażenie, są generalnie nielubiane.
To prawda, która moim zdaniem nie do końca odnajduje swoje odzwierciedlenie w polskiej rzeczywistości. Nie mam takiego doświadczenia w codziennej relacji z klientami. I mówię to zarówno z doświadczeniem prowadzenia Citi Handlowy, jak i patrząc na cały sektor bankowy w naszym kraju. Bankowość w Polsce ma dużo wyższy poziom społecznego zaufania niż banki w Europie Zachodniej i Stanach Zjednoczonych. Jest na ten temat dużo szumu informacyjnego. Wiele osób sądzi, że banki w Polsce, podobnie jak instytucje w Zachodniej Europie czy w Stanach, dostały pomoc rządową. Tymczasem banki w Polsce nie upadały, nie dostawały też pieniędzy rządowych. Co ciekawe dużo niższy od banków wskaźnik zaufania mają choćby firmy telekomunikacyjne. Z czego to może wynikać? Najczęściej z niezrozumienia podpisywanych umów telekomunikacyjnych, ale też z wysokiej awaryjności dostarczanych usług.
W bankach też nie rozumieją.
Banki nie proponują skomplikowanych umów podpisywanych na telefon. Nie mają wysokich kosztów wyjścia z tych umów. Polska bankowość nie ma się czego wstydzić, a my jako bank, który od 48 kwartałów pozostaje w każdym kwartale zyskowny, ma wysoki kapitał, płaci dywidendę i jest o ponad 10% wyceniany wyżej niż średnia w sektorze na giełdzie nie mamy się czego wstydzić na pewno. Myśląc o tym, co będziemy robili w przyszłości, widzę że Polska może być znakomitym dostawcą innowacyjnych rozwiązań dla bankowości. W kwietniu tego roku organizowaliśmy w Polsce międzynarodowy hackathon Citi Mobile Challenge, czyli konkurs dla programistów oraz startupów z branży FinTech z całego świata. Zadaniem tych innowatorów było przedstawienie prototypu nowatorskiej aplikacji finansowej. Polacy, polscy programiści zajęli bardzo dobre miejsca w finale tej globalnej rywalizacji.
Jest, więc mnóstwo ludzi pracujących nad niszowymi rozwiązaniami, które rozkwitną, jeśli dostaną skalę. Polska jest znana z gier – Wiedźmin jest najlepszym przykładem, możemy być znani z IT w sektorze finansowym. Banki to wspierają. Już nie jesteśmy jak Zosia Samosia, która wszystko zrobi w domu. Technologia umożliwia najlepszą obsługę coraz większej grupy klientów po niższych cenach. Jestem przekonany, że dzięki niej będziemy mieli najlepszą ofertę na rynku.