Co łączy Ryszarda Petru i Pawła Kukiza? Obaj chcieliby powrotu tzw. Ustawy Wilczka. Czym jest ta mityczna ustawa? W jakich okolicznościach powstała? I jaki wpływ miała na polską gospodarkę? Żeby zrozumieć jej znaczenie trzeba się cofnąć do drugiej połowy lat 80. Pozwoli to nam zrozumieć skąd się wzięły łóżka polowe na naszych ulicach na początku lat 90.?
Starsi z nas pamiętają ten czas, kiedy sklepowe półki niemal z dnia na dzień zapełniły się towarami, których wcześniej brakowało. Przed sklepy podjeżdżały ciężarówki, bezpośrednio z których sprzedawano wszystko, co można było sprzedać. Za chwilę łóżka polowe stały się przenośnymi straganami, pojawiały się małe warsztaty rzemieślnicze i każdy, kto miał dwie ręce i trochę odwagi – zakładał firmę.
Pierwszy raz działalność gospodarczą zacząłem prowadzić w 1995 roku. Pamiętam, że było bardzo prosto. Zryczałtowany podatek, prosta księgowość i tylko swoje trzeba było odstać na poczcie. Świat stał wtedy otworem, każdy wierzył, że pracuje na swój pierwszy milion. Ja znalazłem sobie niszę jakim było mycie sprowadzanych do Polski używanych komputerów i monitorów. Biznes, na który jeszcze kilka lat wcześniej nikt by nie wpadł.
Uroki późnego PRL-u Gospodarka socjalistyczna miała to do siebie, że była gospodarką ciągłych deficytów. Brak konkurencyjności zwalniał producentów z potrzeby dbania o jakość. Rzeczy robione byle jak, skutkowały pojawieniem się tzw. „braków”. Deficytowe produkty „rzucano na sklep”, pod którym ustawiała się długa kolejka. Tylko w ten sposób można było zdobyć niektóre niezbędne towary takie jak choćby papier toaletowy.
Szczególne niedobory produktów żywieniowych zbiegły się z okresem po Igrzyskach Olimpijskich w Moskwie w 1980 roku. Popularny wtedy żart mówił o tym, że miłość polsko-radziecka polega na tym, że oni nas kochają za-żarcie, a my ich za-wzięcie. Kryzys, który dotknął nasz kraj w pierwszej połowie lat 80. był efektem niewydolności systemu. Jednym z jego przejawów było to, że niskiej jakości produkty nie mogły konkurować na rynkach zachodnich. Brakowało więc tzw. twardej waluty do spłacania zaciągniętych przez Edwarda Gierka. Gospodarka planowa była ślepą uliczką, partyjna nomenklatura wiedziała o tym doskonale.
Liberalizacja przepisów
Kiedy w Związku Radzieckim nastąpiła „pieriestrojka” i u nas pojawił się klimat do liberalizacji przepisów dotyczących prowadzenia działalności gospodarczej. Wpuszczenie prywatnej inicjatywy miało pomóc zaspokoić tak zwane „przejściowe trudności w zaopatrzeniu”. Warszawska ulica mówiła wtedy, że w aptekach brakuje waty i ligniny, ponieważ partia przechodzi ciężki okres. W 1988 roku ówczesny premier Mieczysław Rakowski dał zielone światło do przygotowania aktu prawnego pozwalającego obywatelom na swobodną inicjatywę gospodarczą. Zajął się tym urzędujący minister przemysłu – Mieczysław Wilczek. Opracował ustawę, do której po 27 latach wzdychają przedsiębiorcy i politycy z różnych stron . Wspomina się jej prostotę, zwięzłość i brak nadmiarowych regulacji.
Ustawa weszła w życie 1 stycznia 1989 roku (a więc jeszcze przed Okrągłym Stołem), zawierała 55 artykułów i stworzyła podwaliny pod eksplozję przedsiębiorczości z przełomu lat 80. i 90. Regulowała najważniejsze kwestie, miała 55 artykułów i mieściła się na kilkunastu stronach. To właśnie jej prostota świadczyła o jej sile. Pod względem zwięzłości i jasności jest wzorem. Najbardziej pamięta się ją jednak za artykuł 4 punkt 1: Przedsiębiorcy mogą w ramach prowadzonej działalności gospodarczej dokonywać czynności oraz działań, które nie są przez prawo zabronione. Obowiązywała do 2001 roku i w ocenie wielu ekonomistów znacząco przyczyniła się do wybuchu polskiej przedsiębiorczości na przełomie lat 80. i 90.
Polityka i gospodarka
Robert Gwiazdowski powiedział o niej: Ustawa o działalności gospodarczej, zwana ustawą Wilczka, uchwalona jeszcze za komuny w grudniu 1988 r., stwierdzała, że „podejmowanie i prowadzenie działalności gospodarczej jest wolne i dozwolone każdemu na równych prawach”. Później było już tylko gorzej: kolejne regulacje, ograniczenia, koncesje, zezwolenia w myśl typowej raczej dla komunizmu, a nie budowanego rzekomo kapitalizmu, zasady postępowania z prywaciarzami: trzeba ich tolerować, ale należy trzymać krótko.
Ironicznym uśmiechem historii jest to, że ustawa opracowana przez ministra w komunistycznym rządzie jest teraz wzorem zarówno dla liberalnego kapitalisty, jak i prawicowego radykała.