
Na rynku jest mnóstwo osób, które próbują zarabiać na modzie na coaching. Praca wydaje się lekka, łatwa i przyjemna, bo cóż jest trudnego w siedzeniu, zadawaniu pytań i kasowaniu kilku stówek za spotkanie. Żeby być coachem nie trzeba mieć nawet wyższego wykształcenia, ani praktyki w coachingu. Na kurs może skierować nawet Urząd Pracy.
- Do certyfikacji potrzebne jest doświadczenie, np. w ICF na stopień ACC, czyli podstawowy, to 100 godzin coachingu, w tym 75% płatnych. To absolutne minimum, żeby ten zawód wykonywać rzetelnie. Ja mam około 2 tysięcy godzin i wciąż dużo do rozwoju przed sobą.
- Mnóstwo szarlatanów stara się podpiąć pod coaching bo uważa - i słusznie zresztą - że zwiększy to ich wartość rynkową. Brak uregulowania zawodowego i świadomości Klientów sprawia, że istnieją federacje-potworki typu "Alchemia Coachingowego Chi" albo dopuszcza się bicie po twarzy i nazywanie tego motywowaniem. Każdy myślący człowiek będzie miał z tego bekę. Niestety tworzy to także hejt wobec coachingu, który - jako metoda stosowana odpowiedzialnie i profesjonalnie - może mieć wielką wartość rozwojową i pomóc wielu ludziom.
