Reklama.
Podczas gdy wielu marzy o założeniu własnej firmy i zarabianiu milionów, oni to robią. W dodatku w zeszły piątek okazało się, że ich firma warta jest nie miliony złotych, ale okrągły miliard. To historia o tym, jak buduje się firmę, o ludziach, którzy ją tworzą i o tym jak LiveChat wybawił mnie z opresji gdy... musiałem napisać o LiveChacie.
Jak wyglądały wasze początki?
Startowaliśmy w 2002 r. Firmę zakładałem ja, Jakub Sitarz i Maciej Jarzębowski. Moi wspólnicy mieli największe doświadczenie w biznesie - obaj zakładali portal Bankier.pl. Zaczynaliśmy od zera, finansując się sami. Chociaż trudno tu mówić o finansowaniu biznesu w sytuacji gdy funduszy niewiele a człowiek jedyne co ma to laptopa i czas. Jeszcze trudniej gdy będąc na studiach słuchać, że koledzy zaczynają prace w fajnych firmach a mama pyta kiedy w końcu będę samodzielny. Zacisnęliśmy wszyscy mocno zęby i pasa aby po 10 latach zobaczyć światełko w tunelu.
Na jakim etapie rozwoju jesteście teraz? Kiedy nastąpił wasz przełom?
LiveChat Software nie jest dziś start-upem. Przeszedł sporo zmian właścicielskich. Kluczowy był rok 2010, kiedy spółka postawiła na model SaaS, rok później założyciele i kluczowi pracownicy odkupili spółkę od Grupy GG Network.
Jak wyglądal wasz piątek? Budzicie się rano i dowiadujecie się ze jestescie miliarderami, przynajmniej na papierze. Jakie to uczucie?
Dzień minął jak każdy inny, czyli po prostu na ciężkiej, zespołowej pracy. Zamiast śledzić słupki giełdowe wolimy dopieszczać produkt i poprawiać komunikację z klientami. Ten miliard nie robi na nas wrażenia – cieszy to, że jest to oczywiście jakaś w miarę obiektywna ocena tego, co robimy. Nie jest to jednak coś o czym myślimy. Fajnie, że jest to też jakaś nagroda dla tych, którzy uwierzyli w nas, kiedy wchodziliśmy na giełdę i zainwestowali swoje pieniądze, zwłaszcza że byli wśród nich i nasi pracownicy.
W piątek nie świętowaliście specjalnie waszej miliardowej wyceny. Dlaczego?
Nie świętowaliśmy miliardowej wyceny, ale świętowaliśmy np. przekroczenie liczby 10 tys. klientów. Liczba klientów, czyli firm które korzystają z LiveChat, płacą za niego i mają go na swoich stronach jest dla nas bardzo ważna – z oczywistych powodów. Kiedy wchodziliśmy na giełdę mówiliśmy inwestorom, że w najbliższym czasie będziemy w stanie powiększać tę liczbę o ok. 200 miesięcznie. W ostatnich miesiącach to nawet dwa razy więcej. To cieszy, bo to efekt ciężkiej pracy – np. tego, że za każdym razem, kiedy ktoś rezygnuje z LiveChata, analizujemy dlaczego to zrobił i zastanawiamy się co możemy jeszcze poprawić.
Po co wam takie analizy?
W biznesie który ciągle rośnie to szansa do tego aby nauczyć się czegoś nowego. Kilka dni temu wydaliśmy raport z analizy 6 miliardów wizyt na stronach internetowych naszych klientów i ponad 65 milionów czatów przeprowadzonych przez 8400 firm z 21 branż i 118 krajów. Tak duży zasięg naszego projektu jest najlepszą motywacją do dalszej pracy. Ten biznes nigdy nie śpi, tu bardzo dużo się dzieje. To właśnie jest bardzo fajne.
Na ile sukces LiveChat wynika z tego, ze postawiliście praktycznie w 100% na rynek zagraniczny?
To absolutna podstawa. Przez wiele lat działaliśmy lokalnie, próbowaliśmy wdrażać LiveChat u pojedynczych klientów. Rozwój technologii pozwolił nam postawić całkowicie na model SaaS. Dziś klienci z Polski to 1% - gdybyśmy zarabiali jedną setną tego co teraz, to LiveChat Software nie byłby wart tego miliarda.
A z czego wynika sukces na tych rynkach?
Kluczową decyzją było zautomatyzowanie procesu sprzedaży. Każdy potencjalny klient, bez względu na jego wielkość, musi wejść na stronę www.livechatinc.com i przejść tą samą procedurę i założyć konto. Nawet jeśli ten klient to Departament Stanu USA.
No i oczywiście naszą siłą są nasi klienci. Nie wydajemy pieniędzy na marketing… praktycznie w ogóle. Ale naszą siłą jest LiveChat zainstalowany na stronach internetowych ponad 12 tys. firm na całym świecie. Zresztą wielu klientów chętnie dzieli się swoimi doświadczeniami i sukcesami. Jeśli właściciel sklepu internetowego spontanicznie ogłasza na Twitter, że dzięki nam zarabia więcej, to najlepsza reklama.
To zresztą kolejna cecha LiveChat. Dla klienta to nie jest tylko fajne rozwiązanie, czy gadżet. LiveChat przynosi mu konkretne pieniądze, dzięki niemu jest w kontakcie z klientem, dopina transakcje, a większym firmom pozwala ograniczać koszty, bo jeden konsultant może efektywnie prowadzić kilka czatów równocześnie, a sam LiveChat pomoże zaplanować ich pracę.
Jakie macie plany na przyszlość? Dalej chcecie się skupiać na USA?
W branży SaaS nie ma znaczenia gdzie jesteśmy. Naszym potencjalnym klientem jest każda firma na świecie, która ma stronę internetową. Nasz biznes nigdy nie śpi - bo to firmy z całego świata, ze wszystkich stref czasowych i nie ma dla nich znaczenia, czy jesteśmy w Indiach, w Polsce, czy w Nowym Jorku. Natomiast nie wykluczamy, że w przyszłości możemy się zdecydować na dual listing – tak, żeby nasze akcje były notowane również w Nowym Jorku. To dla nas najważniejszy rynek i tam też są notowani liderzy branży SaaS.
Napisz do autora: michal.kaczmarski@innpoland.pl