Mając do wydania kilkaset tysięcy na auto mógłby kupić używane najbardziej wypasionego mercedesa, szpanować rolls Royce’m, miotać na ulicy grzmoty z silnika Ferrari, albo… sami wiecie co jeszcze robią właściciele luksusowych aut. Ale Jakub, przedsiębiorca z Poznania, postanowił kupić inne, najbardziej „hot” auto na świecie - Tesla model S.
Nie był pewny czy to będzie samochód dla niego. Umówił się na przejażdżkę z innym właścicielem: - Kazał mi na wąskiej osiedlowej uliczce wdepnąć „gaz” w podłogę. Myślę że był przekonany, że w ciągu dziesiętnej części sekundy od momentu jak wbije mi plecy w fotel odruchowo natychmiast puszczę pedał i auto sie zatrzyma. Po 10 minutach jazdy przeczucie zamieniło się w pewność. Chcę mieć Teslę - opisuje początek przygody na blogu Tesla jedzie PO PRĄD. Całą noc spędził już na oglądaniu używanych rocznych Tesli na zachodnich serwisach. Akurat było sporo ofert z przeceną ok. 30 proc od ceny nowego samochodu. Bo pojawił się nowy model limuzyny P85D z napędem na obie osie.
Tesla w Polsce
Kupił auto od jednego z polskich posiadaczy. Na Allegro znajdziecie kilka podobnych ofert w cenie od 310 do 590 tys. zł. Po przejechaniu 15 tys. kilometrów okazało się jak trudne jest życie właściciela elektrycznego samochodu w Polsce. Dokładniej, jest „nieracjonalne, emocjonalne, geekowskie”. Dlaczego? Bo wymaga podobnie jak latanie samolotem dokładnego planowania. Bo liczba ładowarek jest w Polsce szczątkowa – kilka w Trójmieście, 1 w Poznaniu, kilka we Wrocławiu, 1 w Łodzi, 1 w Krakowie i 19 w Warszawie. To tak jakby nagle w Polsce zniknęło 99 procent stacji paliw. Trzeba rozważnie planować zasięg, tempo jazdy, a nawet ciężar bagażu. Wozisz ze sobą papiery i laptopa i sprzęt sportowy z weekendowego wypadu? Obciążony samochód szybciej wyczerpie baterie.
O losie. Właściciel Tesli twierdzi, że niemal zawsze zastaje miejsca do ładowania zajęte przez spalinowe samochody. Auto ładuje się do pełna w około godzinę w Superchargerze (specjalnym punkcie ładowania, których do końca tego roku miało być w Polsce 7 przy głównych trasach, a ciągle nie ma ani jednego). W standardowej szybkiej ładowarce ok 4,5h, z gniazda „siłowego” ponad 8h, a ze zwykłego gniazdka elektrycznego do 30h.
Tesla i brak stacji ładowania
Tyle recenzji użytkownika z Polski. Lobby spalinowe uwielbia historie, o tym, że sie nie da. Włącznie z dziennikarzami pism motoryzacyjnych życzą tym wynalazkom jak najgorzej. Nawet fakt, że Tesla nie nadąża już z produkcją aut zmieniono w „tragedię”, „kłopoty” i „koniec biznesu”. Ile to razy pisano już o rychłym upadku Tesla Motors, firmy szalonego miliardera Elona Muska. Pierwszy raz kiedy z rozczarowaniem krytykowano krótki, zaledwie 300 km zasięg, pierwszych egzemplarzy Tesla Roadster. To co że jazda nią w zupełnej ciszy urywa łeb i wbija w fotel (moje wrażenia gdy prezes Athlon Car pożyczył mi na 15 minut swojego elektrycznego roadstera). Że nie hałasuje, nie smrodzi i jest najtańszym sportowym samochodem pod względem kosztu przejechania 100 km.
- Gdyby na rynku pojawił się kompakt o przystępnej cenie spalinowe auta zostałyby zmiecione z rynku nowych aut w kilka lat - mówi Marcin Mizgalski z Chotomowa sam jeździ po bułki elektrycznym rowerem, a w domu wszystko co pobiera prąd jest zasilane z paneli słonecznych ustawionych w ogródku. Marcin produkuje więcej prądu niż zużywa jego gospodarstwo domowe, chciał sprzedawać swój tani prąd sąsiadom - opisywaliśmy jakie miał przeboje z „jełopami z big energy”, jak mówi o pracownikach spółek energetycznych.
Akcyza na elektryczne paliwo i silnik
Gdy kilka lat temu rząd Norwegii obiecał, że posiadacze elektrycznych samochodów będą je mogli „tankować” za darmo. Tesla stała się najczęściej sprzedawanym autem w tym kraju. W Polsce urzędnicy rozważają obłożeniem dodatkowym podatkiem akcyzowym i drogowym prądu „tankowego” do auta. Wywodzą to stąd, że taki podatek zawierają benzyna, diesel i gaz LPG.. Wśród pomysłów pojawiają się dodatkowe liczniki z „akcyzowanym prądem” itd. Importowane elektroauta objęte są akcyzą jak te spalinowe z silnikami o 2 litrach pojemności. Tymczasem gdyby zacząć promować elektryczne samochody „der szwindel Volkwagena” z trującym dieslem byłby bardziej śmieszny niż straszny.
Na dziś barierą rozwoju elektrycznej motoryzacji jest cena. Samochody elektryczne są w większości droższymi kopiami najmniejszych aut. Kto chciałby zapłacić 30 tys. euro za małe auto wyglądające tak samo jak najtańszy na rynku Mitsubishi, Peugeot itd. Przełomu w Polsce chciało dokonać Renault oferując swoje małe auto Zoe za 89 tys. zł. Zazwyczaj klienci bali się o trwałość i sprawność akumulatorów. producent oferuje wieloletnią gwarancję, i wymianę gdy ich sprawność spadnie poniżej 70 procent.
150-200 kilometrów - tyle liczy zasięg większości miejskich samochodów elektrycznych po jednym naładowaniu. - Panasonic głowi się nad nowymi, bardziej wydajnymi akumulatorami. Ale na razie to wystarczy. Przeciętny europejski mieszczuch przejeżdża dziennie 45 kilometrów. Cel, zakupy i rozrywka. Samochody będziemy ładować jak telefony, nocą, kiedy i tak odpoczywamy – tłumaczył w naTemat Thomas Hausmann, projekt menedżer samochodu BMW i8.
Przekonuje, że użytkownik miejskiego BMW i3 zapłaci o jedną piątą mniej w serwisie samochodowym niż właściciel najmniejszego bmw z silnikiem spalinowym. Nie trzeba wymieniać, oleju, rozrządu, filtrów. Czynnościom serwisowym podlegają jedynie płyn hamulcowy i system chłodzenia silnika. Koszt przejechania 100 kilometrów i3 to równowartość 1,5 litra benzyny. A i to pod warunkiem zakupu droższej, 25 eurocentów za 1kWh, energii ze źródeł odnawialnych (dane z rynku niemieckiego).
Gdzie ładować - koniec elektrycznej pustyni?
Może dzień, w którym połowa wielkomiejskich kierowców Warszawy wyruszy do pracy na prądzie jest jeszcze odległy o dekadę. Jednak kiedy Niemcy, a w szczególności BMW, które ze sprzedaży samochodów uzyskuje ponad 70 mld euro rocznie, biorą się za biznes można obstawiać, że dopną swego. W produkcję aut elektrycznych w fabryce w Lipsku BMW zainwestowało 400 mln euro. Raczej nie po to, aby stały na placu przed fabryką.
- Jestem zadowolony i wierzę, że da się jeździć po polskiej pustyni elektrycznej - podkreśla Jakub. Zamierzam świecić przykładem jeżdżąc rocznie elektrykiem 30000 km. I powoli drążyć kroplą skałę radząc sobie z tym co nam rzeczywistość daje - zapowiada polski kierowca Tesli.
Na trasie którą pokonuję regularnie z Poznania do Warszawy ciągle nie ma Superchargera, który pozwoliłby mi przez 15 minut doładować się i nie troszczyć się o zużycie energii, dlatego trzeba jechać bardzo rozważnie, a samochód zużywa niemal cały dostępny w baterii zapas prądu. Aby wrócić do Poznania, muszę po wjechaniu do Warszawy, znaleźć jeden z 19 ustawionych przez RWE słupków i podpiąć do niego samochód na niemal 5 godzin.