"Pyrsk! Z uciechom odpowiymy na pytania. Wolymy mailowo skisz tego, że my som trocha zagoniyni i niy zawdy momy czas coby pogodać bez tel. Ale odpowiymy tak jak by my to godali" – to fragment mojej korespondencji z Panią Kasią Rychel z Gryfnie – marki produkującej ubrania inspirowane Śląską gwarą. Jak widać, folklor jest przez nią brany bardzo na poważnie, trudno się dziwić – można na nim zrobić poważny biznes/
Nie jest to jedyna firma, która czerpie pomysły z lokalnego folkloru. Poznajcie biznesmenów, dla których patriotyzm lokalny stał się źródłem sukcesu.
Łódzka Rajtuza – hołd dla włókienniczej przeszłości
Ta marka została stworzona przez założoną w połowie lat 90. firmę Gabriella. Jak mówi Sebastian Krajda, marketing menedżer Gabrielli, firma powstała w momencie wielkiego kryzysu włókienniczego w mieście. – Gabriellę stworzyliśmy w 1996 roku, kiedy przemysł włókienniczy upadał – tłumaczy. Wtedy jej twórcy przejęli infrastrukturę zamykanych fabryk i postanowili produkować rajstopy. Ryzyko się opłaciło, bo obecnie w samej Łodzi produkuje się ich 120 milionów par – to 90 procent polskiego rynku. A nasza firma eksportuje je do prawie 50 krajów, nawet tak egzotycznych jak Nowa Zelandia czy RPA – podkreśla.
Jednak zarząd zdecydował, że nie będzie tworzyć pozbawionych charakteru rajstop. – Pochodzimy z wyjątkowego miasta w Polsce, dlatego chcieliśmy jakoś je uhonorować – wyjaśnia Krajda. – Łódzka Rajtuza jest hołdem dla przeszłości Łodzi i kobiet, które tworzyły jego bogactwo, pracując w fabrykach. Marka udowadnia również, że kreatywność nie jest zarezerwowana dla małych firm – duży przemysł również potrafi tworzyć nietypowe produkty – podsumowuje.
Według menedżera Gabrielli, trend na kupowanie produktów lokalnych lub związanych z historią danego miejsca będzie się wzmacniać. Ludzie chcą choć trochę uciec od jednakowych ubrań z sieciówek na rzecz czegoś bardziej indywidualnego i jednocześnie swojskiego, wyjaśnia. Dlatego warto przyglądać się temu rynkowi w przyszłości, bo będzie rósł, radzi.
Folkstar – poczucie dumy z kultury łowickiej
Firma założona w 2010 roku przez Martę Wróbel jest przede wszystkim wyrazem dumy z przynależności do kultury łowickiej, z którą dziewczyna miała kontakt od zawsze. W młodości uczyła się tradycyjnych wycinanek i tańców ludowych. Jednak głównym impulsem dla założenia sklepu były jej częste podróże. Zrozumiała, że kiedy w innych krajach celebruje się swoją lokalną kulturę, w Polsce jest ona spychana na bok i traktowana jak skansen.
Założycielka Folkstar postanowiła to zmienić. Zainwestowała 150 tysięcy złotych w sklep stacjonarny i internetowy. Głównymi produktami zostały przedmioty codziennego użytku, jak kubki i breloczki, ozdobione tradycyjnymi wzorami. Te szczególnie spodobały się ministerstwom i urzędom, które zamawiały je w ramach prezentów dla zagranicznych gości oraz klientom z zagranicy. – Folkstar sprzedaje swoje produkty do Australii, Wielkiej Brytanii czy Brazylii.
Marta Wróbel nie zamierza jednak poprzestać na tworzeniu tylko w oparciu o kulturę łowicką. Dla niej każdy region Polski prezentuje własny, unikatowy folklor, który warto odświeżyć i przedstawić w nowoczesnej, zrozumiałej dla współczesnego odbiorcy, formie. Uważa, że Polacy mogą być dumni również z folkloru kurpiowskiego i góralskiego, a tradycja może być obecna w ich codziennym życiu, nie tylko z okazji wizyty w muzeum.
Xoroshe – etnowspółczesność z Podlasia
Motywacją dla Magdaleny Pietruk do założenia w 2014 roku Xoroshe (czyt. chorosze – dobrze) był ogólnoeuropejski trend na folk i etno. Projektantka z Podlasia postanowiła czerpać inspirację ze swoich rodzinnych okolic. Współpracowała z Muzeum Małej Ojczyzny w Studziwodach i tam nauczyła się wiele o tradycyjnych materiałach, metod szycia, które potem zaczęła wykorzystywać przy projektowaniu swoich kolekcji. Jej zdaniem, mają one spełniać trzy funkcje: edukacyjną, promującą lokalną kulturę oraz estetyczną.
Pomysłodawczyni marki skupia się zarówno na modzie codziennej (m.in koszulki z tradycyjnymi wzorami), jak również na rekonstrukcji klasycznych strojów ludowych. Jej zdaniem, autentyczności produktom dodaje materiał z którego są wykonane. Projektanci Xoroshe, wszyscy pochodzący z Podlasia, używają lnu, drewna, słomy czy wełny, czyli surowców wykorzystywanych na Podlasiu od wieków.
Moda lokalna, czyli dialog teraźniejszości i przyszłości
Pomimo że Xoroshe istnieje dopiero od roku, zaczyna przebijać się do świadomości konsumentów z miast spoza Podlasia, przede wszystkim dużych ośrodków, jak Warszawa, Poznań czy Kraków. Zdaniem twórczyni marki, spowodowane jest to wielokulturowym charakterem jej produktów – historycznie Podlasie było miejscem, gdzie mieszkali ludzie wielu wyznań oraz narodowości, dzięki czemu ten region posiada unikalną warstwę kulturową. Magdalena Pietruk chce pokazać to bogactwo jak najszerszej publice.
Gryfnie – śląska gwara dla gorola
Gryfnie (czyli ładnie) powstało w 2011 roku w Katowicach z inicjatywy Krzysztofa Roksely. Głównym celem było odświeżenie wizerunku Śląska, który często jest prezentowany jako brudne od węgla miejsce, gdzie mieszkają ludzie mówiący niezrozumiałym językiem.
Krzysztof, wraz z żoną Klaudią, założyli portal internetowy. – Wraz z mężem zastanawialiśmy się nad tym w jaki sposób pokazać mowę śląską młodemu pokoleniu, by go zaciekawić. Wpadliśmy na pomysł by zrobić to na przykładach – wyjaśnia. Zaczęliśmy wrzucać na Facebooka gryfne słowa, czyli śląskie wyrazy, które ja znam od dziecka a mąż się ich nauczył ode mnie (bo mąż nie jest Ślązakiem). To się spodobało ludziom, ponieważ mogli sobie poprzypominać, te które już zostały zapomniane. A ci którzy ich w ogóle nie znali, mogli i mogą nadal się ich nauczyć i dowiedzieć co znaczą. Potem założyliśmy serwis gryfnie.com, gdzie zamieszczaliśmy dłuższe artykuły na różne tematy dotyczące Śląska – wspomina.
Utrzymanie serwisu jednak kosztuje. Jak wspomina Klaudia, założenie sklepu stało się w pewnym momencie koniecznością. – Kosztowało nas to, bo chcieliśmy, by teksty pisali też inni ludzie, więc stworzyliśmy pierwszy produkt – kartkę Jo Ci przaja (kocham Cię), potem taszki (torby) i koszulki. Jeśli chodzi o początki sklepu stacjonarnego, to wszystko co dotyczyło Gryfnie odbywało się u nas w domu. 24 godziny na dobę myśleliśmy o projekcie. I w pewnym momencie czyli w 2013 roku zdecydowaliśmy się wynieść Gryfnie z domu. I otworzyliśmy sklep w sercu Śląska, czyli w Katowicach – podsumowuje.
Działający od dwóch lat sklep jest głównym miejscem, gdzie małżeństwo sprzedaje swoje produkty. – Zanim powstał sklep, ludzie kupowali nasze produkty przez internet, teraz więcej osób woli do nas przyjść – tłumaczy. – Sprzedaż online oczywiście dalej działa. Mamy dużo zamówień ze środowisk polonijnych, przykładowo w Stanach Zjednoczonych, gdzie mieszka dużo Ślązaków i czują nostalgię za swoimi rodzinnymi stronami – podsumowuje.
W przyszłym roku Rokselowie nie planują dokonywać rewolucji w swojej działalności. Traktują to przede wszystkim jako pasję, która w drodze ewolucji stała się biznesem. Jak sami podkreślają, chcą trafić do nowych odbiorców, przede wszystkim chcą swoją działalnością sprawiać ludziom przyjemność.
Dawniej zepchnięty do muzealnych sal oraz skansenów, lokalny folklor jest coraz bardziej doceniany przez młodych twórców i konsumentów. Nie zagrożą raczej pozycji wielkich firm odzieżowych, ale możliwe, że coraz częściej w szafie Polaków znajdzie się jedna lub dwie rzeczy inspirowane kulturą któregoś z regionów Polski.