Dzieci są dobre... w programowaniu – wywiad z prof. Maciejem Sysło
Karolina Pałys
20 stycznia 2016, 11:26·5 minut czytania
Publikacja artykułu: 20 stycznia 2016, 11:26
W Wielkiej Brytanii kodowania uczą się pięciolatki, w Estonii tajniki pisania programów poznają siedmiolatki. W międzyczasie my nadal nie możemy się zgodzić, czy sześciolatkom w szkole nie stanie się krzywda. Jak jednak przekonuje prof. Maciej Sysło z Rady ds. Informatyzacji Edukacji działającej przy Ministrze Edukacji, najmłodsi z komputerami radzą sobie świetnie, a zadaniem edukatorów jest udostępnić im narzędzia, dzięki którym będą mogli swoje informatyczne zdolności rozwijać, również w dziedzinie programowania. Temu właśnie ma służyć nowa podstawa programowa kształcenia informatycznego, której autorem wiodącym jest między innymi prof. Sysło.
Reklama.
– Zmiany chcemy wprowadzić frontalnie – mówi prof. Sysło o wdrażaniu nowej podstawy. Proponuje się, by ta nowa podstawa nauczania mają zaczęła obowiązywać od września tego roku i dotyczyć wszystkich poziomów nauczania. Kodować będą zatem już przyszli pierwszoklasiści, ale też uczniowie wyższych klas podstawówek i gimnazjów, którzy wcześniej nie mieli z tego rodzaju zadaniami do czynienia. W rozmowie z naTemat.pl prof. Sysło opowiada o wyzwaniach, jakie w związku z tym stoją przed polskimi szkołami.
Dzieci powinny się nauczyć chodzić, zanim zaczną biegać – to truizm, przez niektórych ochoczo stosowany jako kontrargument do wprowadzania nauki programowania w szkołach podstawowych. Niech się dzieci najpierw nauczą pisać, a nie kodować...
Kodowanie to pewien skrót myślowy. Informatycy nie przepadają za tym słowem, bo to uproszczenie. Kiedyś „koderem” była osoba, która wpisywała kod do komputera, niespecjalnie zajmując się samą metodą programowania. Kiedy twórcę Godziny Kodowania, zapytano, dlaczego określając prowadzoną przez siebie inicjatywę używa „czteroliterowego słowa”, co w angielskim jest synonimem przekleństwa, ten odpowiedział pytaniem na pytanie: „A czy istnieje krótsze słowo, określające tę czynność?”.
To, że określa on kodowanie właśnie tym słowem wzięło się z czysto praktycznych względów, ale nie można tego upraszczać w kontekście edukacji. To racja, że dziecka w pierwszych latach nauki nie należy zamęczać jeszcze jednym językiem.
Z drugiej strony to przecież właśnie najmłodsze dzieci najszybciej rozwijają kompetencje językowe.
To fakt. Trzeba przy tym jednak pamiętać, że naszym zadaniem nie jest kształcenie programistów czy koderów, ale nauczenie logicznego myślenia, kreatywności. Kod to po prostu język komunikacji z maszyną.
Na dzisiejszych lekcjach ta komunikacja polega na włączeniu i wyłączeniu komputera. Jak czytam w obowiązującej jeszcze podstawie programowej, uczeń kończący trzecią klasę powinien „umieć obsługiwać komputer”. Co to właściwie znaczy?
Na sformułowanie tego zapisu wpływ mieli w poniekąd sami nauczyciele, których nie dało się oduczyć używania tego wyrażenia, którego osobiście jestem przeciwnikiem. Obsługiwać można różne rzeczy, ale nie komputer. Jeśli mamy naukę sprowadzać jedynie do „obsługi” komputera, to możemy sobie dać z tym spokój. Komputer służy do pracy intelektualnej i do tego, żeby z niego „korzystać”. Wiele osób wciąż jednak odbiera komputer jako coś, co trzeba „obsługiwać” - strasznie brzydkie słowo.
To czym zostanie ono zastąpione w nowej podstawie programowej?
Nowa podstawa ma 5 głównych punktów. Programowanie jest wyszczególnione dopiero w punkcie drugim, bo do tego żeby o czymś rozmawiać, trzeba się najpierw przygotować. Chcemy w dzieciach wykształcić umiejętność posługiwania się komputerem i jego możliwościami w rozwiązywaniu różnych problemów, a do tego potrzebne jest logiczne myślenie kreatywność, współpraca, korzystanie z gotowych rozwiązań, czy rozwiązań, które sami wcześniej stworzymy. Jest wiele etapów, które uczeń powinien przejść zanim zasiądzie do programowania – do „rozmowy” z komputerem.
Więc czym się będą od teraz zajmować dzieci na zajęciach z informatyki?
Na przykład będą układać historyjki w Scratchu – programie nazywanym „współczesnym Power Pointem”. Stary Power Point nie był ani interaktywny, ani dynamiczny, natomiast postać z naszej historyjki w Scratchu mówi, porusza się, odpowiada. Może działać kinestetycznie, jeśli mamy do tego odpowiednią kamerę i oprogramowanie. Jest to środowisko, w którym najmłodsi uczniowie będą się oczywiście więcej bawić niż rozwiązywać konkretne problemy. Natomiast starsi zmierzą się już z problemami dostosowanymi do swoich możliwości.
Dużo zależy też od nauczycieli, którzy mają różnie ukierunkowane zainteresowania. Scratcha może równie dobrze wykorzystywać anglista, prosząc dzieci, by programowały postaci, mówiące do siebie po angielsku.
Nauczyciele innych przedmiotów mogą się pokusić o interaktywność, jeśli mają taką chęć. A co z samymi nauczycielami informatyki – czy mamy...
Nie.
Słucham?
Pyta pani, czy mamy wystarczającą liczbę nauczycieli informatyki, więc odpowiadam: nie. Jest takie powiedzenie: „Szkoły są tak dobre, jak dobrzy są nauczyciele”. Kwestie nauczycielskie są w jakiejkolwiek „rewolucji” edukacyjnej najistotniejsze, od tego się powinno właściwie zaczynać. U nas niestety takie przekonanie nie jest powszechne – tę kwestię pozostawia się na koniec, a nauczycieli – samych sobie.
Trzeba jednak zaznaczyć, że na każdym etapie edukacji mamy obecnie zajęcia, które można nazwać „informatycznymi”: zajęcia komputerowe w klasach I – VI i informatyka w gimnazjach i liceach. Dzięki temu, mamy też nauczycieli, którzy te zajęcia prowadzą. Naszym zadaniem jest więc poinformować ich, że wchodzi nowa podstawa programowa, a dyplom ukończenia studium nauczania informatyki nie zwalnia ich z tego, żeby przygotować się do spełniania nowych standardów. Nawołujemy, żeby spotkać się wpół drogi: my, jako twórcy nowych wytycznych, oferujemy odpowiednie materiały i szkolenie, a nauczyciel jest świadomy, że musi swoje kompetencje podnieść.
Organizujecie dla tych nauczycieli jakieś kursy?
Pracujemy nad tym. W Toruniu odbędzie się niedługo konferencja dla przedstawicieli uczelni, ośrodków szkoleniowych i firm niepublicznych, które zajmują się kształceniem z tego zakresu. Mamy nadzieję przyjąć wstępne założenia, mające stanowić podstawę systemu kształcenia i doskonalenia nauczycieli informatyki. To nie może być pospolite ruszenie. Ministerstwo Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego musi się zobowiązać do kształcenia nauczycieli informatyki, a Ministerstwo Edukacji Narodowej – do ich ciągłego doskonalenia.
Czy ta kwestia jest zaniedbywana?
Polskie uczelnie zdobywają laury i fundusze głównie za i na badania naukowe, a wśród kryteriów przyjmowanych podczas akredytacji różnych kierunków nie bierze się kształcenia nauczycieli wcale pod uwagę.
Kształcenie nauczycieli jest zaniedbywane. Proszę pamiętać, że nie mówimy tu wyłącznie o szkołach – są jeszcze uczelnie, urzędy pracy, firmy organizujące szkolenia – ci ludzie powinni mieć przygotowanie pedagogiczne i dydaktyczne.
Uczyć każdy może.
Dokładnie. Świadczą o tym również opinie, jakie rodzice często mają o nauczycielach.
Przewrażliwienie rodziców, bo z tym nauczyciele muszą się również zmagać, to osobna kwestia. Czy jednak my na te dzieci za bardzo nie chuchamy? W obecnej podstawie programowej jest cały punkt poświęcony zagrożeniom korzystania z internetu – społecznej izolacji, wyobcowania. Czy to nie najwyższy czas, aby korzystanie z komputera uznać za coś normalnego? Na polskim nikt nas nie przestrzega, że jeśli będziemy czytać dużo książek, to wezmą nas za odludka...
Jestem tego samego zdania. Jeśli zajmiemy ucznia czy studenta właściwymi rzeczami, to nie będzie on miał czasu na głupoty. W nowej postawie również mówimy o zagrożeniach, ale na odpowiednią skalę. Gdybyśmy brali pod uwagę wszystkie sugestie dotyczące niebezpieczeństw, każdy punkt zaczynałby się od słowa: „Uwaga!”.
Z drugiej strony szkoła powinna kształcić uczniów świadomych, że te zagrożenia rzeczywiście istnieją, a co za tym idzie – pokazywać im, jak takich niebezpieczeństw unikać. Nie można tego jednak robić na zasadzie, że pokażemy dziecku pornografię i powiemy: „Nie oglądaj tego”. Trzeba nauczyć je pewnych dobrych praktyk, zanim nie będzie za późno. Mamy też kwestie prawne, których uczniowie muszą być świadomi, jak zapisy dotyczące publikacji wizerunku, czy rozpowszechniania danych osobowych. Ale to wszystko można pokazać „przy okazji”, w normalnym procesie kształcenia. Oczywiście pod warunkiem, że nauczyciele będą współpracować z rodzicami.
Tego chyba nie zamkniemy w podstawie programowej.
Dlaczego? Czasem wystarczy zwrócić uwagę na pewne kwestie. Jestem zdecydowanym przeciwnikiem, aby dzieci czymkolwiek straszyć, bo to zwykle daje efekty odwrotne od zamierzonych, zniechęca. A dzieci są z natury dobre, tego się trzymajmy.