Robert Ogór, prezes Ambra, twierdzi, że dobry produkt jest najlepszą wizytówką firmy.
Robert Ogór, prezes Ambra, twierdzi, że dobry produkt jest najlepszą wizytówką firmy. Mat.prasowe
Reklama.
Upalna Italia w Europie Środkowej
Grupa Ambra, która jest odpowiedzialna za produkcję wspomnianych już marek, powstała zaraz po transformacji ustrojowej, w 1990 roku. Robert Ogór, który od 2008 roku jest prezesem spółki, wspomina, że impulsem do jej założenia była nisza na rynku alkoholi, powstała na, wtedy już wolnym, rynku.

Fakty i liczby o Ambrze, które musisz znać:
Rodzaj spółki: akcyjna (od 2005)
Liczba pracowników: 400
Ilość sprzedanych butelek w okresie 2014/2014: 64,9 miliona zł
Przychód netto: 396,9 miliona zł
Zysk ze sprzedaży: 27,6 miliona zł

Prezes Ambry tłumaczy, że w tamtym czasie zwykły klient miał bardzo ograniczony wybór – pomiędzy drogimi alkoholami z Zachodu, które zalegały na półkach dawnych Pewexów, lub trunkami tanimi, ale wątpliwej jakości, pochodzącymi z Polski i pozostałych krajów Bloku Wschodniego.

Widok na fabrykę Ambra w Google Maps

Na początku lat 90. założyciele Ambry byli zafascynowani Włochami, zwłaszcza tworzonymi tam napojami alkoholowymi. Wykorzystując kontakty, które członkowie zarządu posiadali we włoskim przemyśle winiarskim, Ambra postanowiła wypełnić tę lukę, produkując w Polsce alkohole, które tak polubili podczas degustacji w Italii.
– W naszej firmie innowacyjność nie opiera się na tworzeniu bardziej zaawansowanych technik produkcyjnych – te pozostają raczej bez zmian. Skupiamy się na tworzeniu nowych marek, które przyciągają klientów i trafiają w niszę lub tworzą całkiem nowe segmenty na rynku – tłumaczy Ogór. – Tak było na przykład z winem musującym Dorato – stworzyliśmy je w 1991 roku. Wcześniej dla przeciętnego klienta dostępne były tylko towary z Pewexu lub ze Związku Radzieckiego. My zaś zaoferowaliśmy produkt, który pochodził z Polski, ale jakością nie odbiegał od zachodnich alkoholi i cenowo był dostępny dla szerokiej grupy konsumentów – podkreśla.
Dla dużych i małych
Dorato okazało się wielkim sukcesem firmy i pozwoliło jej na dalszy rozwój. W 1994 Ambra pozyskała dużego inwestora branżowego – Sektkellerei Schloss Wachenheim AG. Grupa cały czas poszukiwała kolejnych nisz na rynku alkoholi, które można by było wypełnić. Według prezesa Ogóra, żeby firma mogła się rozwijać, musi oferować swoje produkty w niezagospodarowanych segmentach rynku. O te nie było trudno w latach 90., potrzebny był tylko pomysł. Tak powstał bezalkoholowy szampan dla dzieci Piccolo – kultowy szampan dziecięcych imprez, który do dzisiaj ma 70 proc. udział w segmencie szampanów bezalkoholowych. Prezes Ambra wspomina, że jego stworzenie było właśnie wynikiem dostrzeżenia rynkowej luki.
logo
Rozlewnia napojów w fabryce – serce produkcji firmy. Mat. prasowe
– Szampan dla dzieci Piccolo był czymś świeżym na rynku, zupełną nowością. Przed nami nikt nie wpadł na pomysł, by dotrzeć ze swoimi produktami, oczywiście w wersji bezalkoholowej, do dzieci, a to jest bardzo chłonny rynek. Dzieci pragną pewnej namiastki dorosłości, chcą poudawać czasem rodziców, by poczuć się starsze niż w rzeczywistości – przekonuje. – Nasz produkt stał się swojego rodzaju ikoną, bo na wszelkiego rodzaju szampany bezalkoholowe mówi się Piccolo. Stworzyliśmy więc coś więcej niż tylko produkt – ale symbol, część dzieciństwa tych, którzy dorastali w latach 90. – mówi.

Reklama Cin&Cin z 1995 roku – dość frywolna, jak na tamte czasy

Dolce Vita po lubelsku
W 1998 roku grupa dokonała kolejnego przełomu – wykupiła markę Cin&Cin. Jednak, jak myśli wiele osób, nie był to wermut produkowany w Turynie czy Mediolanie, tylko w... Łodzi. Marka radziła sobie coraz lepiej na rynku, kusząc nazwą pochodzącą z Italii, dlatego zarząd Ambry zdecydował się ją przejąć.
Prezes grupy wspomina, jakie motywacje stały za jej wykupieniem. – Kiedy przejmowaliśmy Cin&Cin, markę produkowaną zresztą w Łodzi, naszą motywacją były dwie rzeczy. Po pierwsze, idealnie wpisywała się w nasze portfolio, ponieważ należała do podobnego segmentu co Dorato, więc uzupełniała naszą ofertę alkoholi. Po drugie, kiedy prowadziliśmy negocjacje, w 1998 roku Cin&Cin był na fali wzrostowej. Rozmowy nie były łatwe, trochę się natrudziliśmy, ale ostatecznie się udało i dzięki tej marce ciągle mamy znaczną część udziału, bo aż jedną trzecią, w sprzedaży wermutu w Polsce.
Razem z Dorato, produkowanym w Biłgoraju, Cin&Cin stał się symbolem dobrego smaku w przyzwoitej cenie, chociaż mało kto zdawał sobie sprawę, że kupuje trunek produkowany na Lubelszczyźnie.
logo
"Włoskie" alkohole firmy Ambra nie tracą na popularności od 25 lat istnienia firmy. mat.prasowe
Włoski wermut i polskie jabłka
Oprócz własnej linii alkoholi oraz importowania trunków do sprzedaży w Polsce, pracownicy Ambry ciągle poszukują kolejnych luk, które można wypełnić. Zauważyli wtedy, że brakuje na polskim rynku lekkiego napoju alkoholowego, stworzonego pod konkretną porę roku.

Liczby, które pokazują, że Polacy pokochali Cydr Lubelski:
Sprzedaż w 2015: 6,3 miliona litrów
Przychód w 2015: 25,4 miliona zł
Udział w rynku alkoholi alternatywnych dla tradycyjnych: 48 proc.

Tak powstał Cydr Lubelski – pierwszy produkt Ambry, który wyłamywał się ze schematu zagranicznego nazewnictwa. Jego wyjątkowość opiera się również na surowcach, z których jest produkowany. O ile do tworzenie win i wermutów Ambra korzysta z włoskich szczepów winorośli, tak Cydr Lubelski jest w tworzony tylko z polskich jabłek, rosnących w lubelskiem, które jest liderem w zbiorach – aż 86 proc. krajowych zbiorów pochodzi właśnie stamtąd. Robert Ogór tłumaczy, że do produktu, który był przedstawiany jako lokalny, nie można było zastosować klucza z poprzednich lat.
– Kwestia nazewnictwa w naszej firmie jest bardzo ważna. Mamy takie marki jak Dorato czy Cin&Cin, ponieważ to wina musujące – specjalność Włochów – wyjaśnia. Nie da się zlekceważyć oddziaływania w biznesie kręgów kulturowych. Od początku, tworzymy nasze produkty w oparciu o kulturowe referencje – włoska nazwa po prostu dobrze się kojarzy w połączeniu z winem musującym. Z tego samego powodu Cydr Lubelski ma taką, a nie inną nazwę – podkreślamy jego pochodzenie jako lokalnego napoju, wytwarzanego z jabłek z Lubelszczyzny. Kiedy tworzy się markę, która ma być trwała i budować kapitał firmy, musi być oparta i zakorzeniona w danej kulturze – podsumowuje.
logo
Cydr Lubelski trafił do sprzedaży w sprzyjającym okresie – rosyjskie sankcje na polskie jabłka sprawiły, że Polacy chętnie kupowali wszystko, co było produkowane z tych owoców. Mat. prasowe
Wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że kupiony w sklepie szampan lub wermut, którego nazwa sugeruje zagraniczne pochodzenie, tak naprawdę produkowany jest w miasteczku, oddalonym o 90 kilometrów na południe od Lublina. Poza zwodniczą etykietą, Robert Ogór podaje jeszcze inny powód tej sytuacji: polityka firmy, która zakłada, że na etykietach nie pojawia się nigdzie nazwa spółki.
Robert Ogór, prezes Ambra S.A.

Okres tworzenia firmy na początku lat dziewięćdziesiątych stał dla nas pod znakiem wielu częstych podróży do Włoch, skąd pochodzili nasi partnerzy, którzy inspirowali nas pod wieloma względami. W roku 1994 firma pozyskała strategicznego inwestora w postaci wiodącego producenta win musujących w Niemczech.Od tej chwili zaczęliśmy powiększać przewagę nad krajowymi jak i zagranicznymi konkurentami. Sukces naszej firmy jest zatem typowym przykładem skuteczności „europejskiej mieszanki” złożonej w naszym przypadku z trzech składników: polskiej przedsiębiorczości i odwagi, włoskiej finezji smaku i stylu oraz niemieckiej perfekcji organizacyjnej i jakościowej.

Dlaczego? Prezes Ambry twierdzi, że dzięki temu ich alkohole bronią się swoją jakością, a nie pochodzeniem. – Na produktach nie ma nazwy naszej firmy, bo wierzymy, że marka musi obronić się sama, jako produkt. Marketingowcy chcą, by klient kupował rzeczy nie dlatego że są dobre, ale dlatego że zostały wyprodukowane przez jakąś konkretną spółkę – twierdzi. Ale takie „chciejstwo” nie jest dobre – stawia konsumenta w pozycji uległej wobec firmy. Dlatego te wszystkie wielkie korporacje są tak często krytykowane. Bo pragną dominacji nad ludźmi. A to klient jest suwerenem, nie odwrotnie. On chce dobrze wyprodukowanego produktu w korzystnej cenie, nie logo firmy – podsumowuje.

napisz do autora: grzegorz.burtan@innpoland.pl