Czy Polska dobrze wykorzystuje unijne fundusze na innowacje? Jaki jest plan nowego rządu na to, byśmy uniknęli pułapki średniego dochodu? Czym jest grantoza i jak jej zaradzić? Rozmowa z Piotrem Dardzińskim, wiceministrem nauki i szkolnictwa wyższego.
Chciałbym, żebyśmy zaczęli naszą rozmowę od dokończenia zdania: polskie innowacje są...
Są kluczem, do rozwoju cywilizacyjnego. Szkoda więc, że w Polsce jest ich tak niewiele. Trzeba to koniecznie zmienić, bo jeśli się tym nie zajmiemy, zostaniemy w tyle w globalnym wyścigu. Świadomość tego niestety jest wciąż niewystarczająca nie tylko w społeczeństwie, lecz także w środowisku naukowym i biznesowym.
Naukowcy nie chcą innowacji?
Wydawałoby się oczywiste, że jak ktoś coś wynalazł to chciałby, żeby to znalazło zastosowanie rynkowe. Nie zawsze jest to możliwe, a do tego polscy naukowcy zdecydowanie częściej koncentrują się na samych badaniach, mniej uwagi zwracając na możliwości ich wykorzystania. Do tego często mamy do czynienia ze zjawiskiem, które nazywane jest „grantozą”.
Grantozą?
W związku z tym, że duża część badań jest finansowana z grantów, wytworzyła się „subdyscyplina naukowa”, która specjalizuje się w badaniu gdzie znaleźć granty i jak je dopasować do własnych badań, nie zważając na cele jakie to dofinansowanie ma dać. W wielu przypadkach głównym problemem, który w ramach takiego grantu jest rozwiązywany i do którego podchodzi się innowacyjnie jest szukanie odpowiedzi na pytanie, jak zakwalifikować wydatki, które nie powinny być zakwalifikowane. Dzisiaj wśród naukowców jest za mało wiary i chęci, żeby komercjalizować wyniki swoich badań. Chcemy to zmienić i wesprzeć tych, którzy pracują nad wdrożeniami.
Jest na to rozwiązanie?
Podstawowe pytanie, jakie musimy sobie zadać brzmi: jak skutecznie transferować wiedzę z uczelni do gospodarki. Prowadźmy badania podstawowe, bo bez nich nie ma innowacji, polepszmy dydaktykę, zachęćmy studentów do tego, by jak najwcześniej zajmowali się badaniami, a nie tylko przyswajali teorie, róbmy też badania stosowane, których efekty są ocenialne i sprzedawalne. Na pewno musimy też ułożyć relacje między uczelniami, naukowcami, państwem i inwestorami biorąc pod uwagę interesy każdej ze stron. Z tego punktu widzenia dostrzegam strategiczną rolę centrów transferu technologii. Konieczne jest ich wsparcie, a także pokazanie uczelniom, jak ważną rolę mogą odgrywać w komercjalizacji badań naukowych. To jeden z istotnych elementów pobudzania innowacyjności w zakresie kompetencji MNiSW.
To znaczy?
CTT funkcjonują na większości polskich uczelni, ale ich władze często same nie wiedzą, jak je traktować i jakie cele przed nimi stawiać. To powinno się zmienić, bo w parametryzacji uczelni i jednostek badawczych w większym stopniu powinniśmy uwzględniać wdrożenia, a tym właśnie na uczelniach zajmują się CTT. Sprawnie działające Centrum powinno w przyszłości przynosić podwójną korzyść: lepszą ocenę i dodatkowe środki finansowe.
Mówił pan, że potrzeba innowacyjności nie jest powszechnie rozumiana w społeczeństwie, a w rządzie?
W rządzie ta świadomość jest bardzo duża. I mówią o tym fakty, a nie tylko deklaracje. Premier Beata Szydło powoła Radę ds. Innowacyjności na poziomie trzech wicepremierów i dwóch kluczowych ministrów – ministra skarbu państwa i ministra cyfryzacji. Jako zaplecze tej rady powołany został zespół międzyresortowy, w którego skład oprócz resortów reprezentowanych w Radzie wchodzą także przedstawiciele ministerstwa obrony narodowej, ministerstwa zdrowia oraz resortu finansów i ochrony środowiska.
Czym będzie zajmować się Rada?
Rada i zespół międzyresortowy już intensywnie pracują nad nowymi rozwiązaniami, w tym także podatkowymi, które będą szybkim i mocnym impulsem zachęcającym przedsiębiorców i naukowców do inwestowania w innowacje. Projekt pierwszej ustawy przedstawimy na 100 dni rządu. Równolegle prowadzony będzie kompleksowy przegląd wszystkich przepisów i regulacji blokujących innowacje, tzw. Biała Księga, która będzie punktem wyjścia do prac nad dużą, horyzontalną ustawą innowacyjną, a MNiSW będzie koordynowało jej przygotowanie. W uchwalaniu nowego prawa liczymy na dobry klimat, który wokół innowacji panuje także w parlamencie.
W Polsce potrzebujemy innowacji, ale czy faktycznie potrzebujemy kolejnej instytucji zajmującej się innowacjami?
Nie jestem zwolennikiem takiego naturalnego mechanizmu urzędniczego: jest problem, powołajmy instytucję, która się tym problemem zajmie i uznajmy, że problem został rozwiązany. Zapewniam jednak, że Rada ds. Innowacyjności i zespół międzyresortowy nie działają w ten sposób. Prowadzimy skoordynowane działania nie tylko w zakresie zmian w prawie, lecz także wszystkich dostępnych aspektów i instrumentów wspierających i pobudzających innowacyjność. Ta koordynacja prac jest konieczna. I choć ministerstwa mają skłonność do tego, by bronić swoich stref wpływu i nie dopuszczać innych do swojej wiedzy i pomysłów, Rada i zespół przełamują tę logikę.
W jaki sposób?
Relacje między ministerstwami są bardzo intensywne, widzimy się co najmniej tak często jak ze swoimi kierownictwami resortowymi i znamy na bieżąco swoje agendy działań. To bardzo efektywna współpraca, której organizatorem jest kluczowe w tym przypadku Ministerstwo Rozwoju i minister Jadwiga Emilewicz.
Czym oprócz koordynacji ministerstw ma zajmować się Rada ds. Innowacyjności?
Jak wspomniałem pracujemy nad diagnozą barier i ustawą, która będzie je likwidowała. Prawo nie tworzy jednak innowacji, ona rodzi się w odpowiednim środowisku, w którym istniej swoboda w tworzeniu pomysłów, łatwość zakładania przedsiębiorstw, możliwość redukcji ryzyka inwestycyjnego i w końcu dostęp do kapitału. Musimy takie środowisko stworzyć zarówno dla start-up’ów, małych i średnich przedsiębiorstw i w końcu dla dużych spółek, w tym skarbu państwa.
Państwo powinno włączać się w takie działania?
Sprawnie działające państwo, jak pokazują przykłady innych krajów, może aktywnie wspierać działania naukowców, przedsiębiorców i inwestorów. Musimy uczyć się na dobrych przykładach i szukać własnych rozwiązań, by sensownie zainwestować środki jakimi dysponujemy. Dzisiaj poszczególne agencje rządowe bardzo często nie koordynują swoich działań i koncentrują na formalnej poprawności, a nie rynkowej skuteczności. To zamierzamy zmienić, a pracując nad nowymi rozwiązaniami maksymalnie szeroko je konsultować.[/b]
Konsultacje, a nie rozdysponowanie ogromnych środków na innowacje, które odziedziczyliście?
Tych środków, patrząc z polskiej perspektywy czy skali polskich firm jest dużo. Ale patrząc już na z perspektywy tego, ile świat inwestuje w rozwój innowacji to wciąż za mało. Jeśli w ostatnim roku wydaliśmy 0,94 proc. PKB na B+R i ambitnym planem Polski jest to, by w najbliższych latach było to na poziomie 1,7 proc., to trzeba pamiętać, że najwięksi wydają ponad 2 proc. swojego PKB. Są na świecie, pojedyncze firmy, które na badania i rozwój wydają tyle co Polska. Niemniej jednak to fakt, środków mamy dużo, a naszym priorytetem jest ich pomnażanie, a nie samo wydawanie. Tak, byśmy mogli dalej inwestować w innowacje, nawet wtedy, kiedy skończy się nam strumień funduszów europejskich, a ten czas nadejdzie i to wbrew pozorom dosyć szybko.
Co zatem należy zrobić?
Przede wszystkim powinniśmy zacząć podchodzić do tych środków bardziej w kategorii inwestora, a nie tak jak to było do tej pory – administratora. Moim zdaniem do tej pory, myślano głównie o tym jak te środki alokować, bez nadmiernego ewentualnego ryzyka i tak aby żadna złotówka nie została, żeby urzędnicy nie musieli się potem tłumaczyć . Zatem nawet, gdy już nie ma w co inwestować, inwestuje się w byle co, byle wydać. Kluczowe pytanie jest, czy ta alokacja przynosi jakiekolwiek efekty.
Ale w przypadku innowacji nie jest to takie proste, bo to najczęściej projekty długoterminowe, których efekty często trudno przewidzieć.
Oczywiście w przypadku innowacji trudno jest oceniać efekty po roku, dwóch, czy nawet trzech. Uzyskać przewagę konkurencyjną w jakiejś technologii to zadanie na co najmniej kilka lub kilkanaście lat. Ważne jednak, byśmy potrafili pokazać na tej ścieżce te kamienie milowe, które sprawią, że nasza gospodarka wejdzie na drogę innowacyjności. Te wskaźniki można opracować i rozwijać. To, że np. kraje takie jak Korea Południowa są liderem innowacji wynika właśnie z takiego planowania. Dlatego jeśli będziemy teraz inwestować pieniądze, to zrobimy w sposób bardziej przemyślany i planując długookresowo.
Czy temu właśnie ma służyć ogłoszona niedawno koncepcja StartIN Poland?
Tak. To koncepcja, która będzie jeszcze szczegółowo dopracowywana, natomiast główną jej ideą jest stworzenie platformy dla spotkania dwóch stron, które są dla innowacji najistotniejsze. Z jednej strony inwestorów, a z drugiej innowatorów. Dużym problemem w Polsce jest to, że nawet jeśli mamy zespoły, które wymyślają twórcze rozwiązania to nie ma na to rynku. Ten rynek, przynajmniej w pewnym stopniu, powinien być skoordynowany. Bardzo nam zależy na tym, żeby stworzyć listę kluczowych problemów, które wymagają innowacyjnych rozwiązań.
Kto miałby stworzyć taką listę?
Kreatorami tej listy będą spółki skarbu państwa, które naszym zdaniem powinny w dużo większym stopniu zaangażować się w proces innowacyjności. Oczywiście nie chodzi tutaj o to, żeby je „zmusić” do przeznaczania części budżetu na finansowanie innowacji. Chodzi o to, by spółki skarbu państwa z dużym potencjałem finansowym i, przede wszystkim, dysponujące dużym potencjałem wdrożeniowym, stworzyły katalog problemów, które z perspektywy ich strategicznego rozwoju są istotne.
Czyli?
Czyli żeby powiedziały: jeśli patrzymy na to, co może być przyszłością naszej spółki w ciągu 5-10 lat, potrzebujemy określonego typu rozwiązania czy nowych technologii w danej dziedzinie. Ten bank problemów, to istota projektu. Jak to będzie wyglądało technicznie jest jeszcze kwestią do dyskusji. Myślę, że do końca lutego zostanie przedstawiona szczegółowa koncepcja StartIN Poland.
Wspominał pan platformę do zamówień innowacji, co z zamówieniami publicznymi? Tu też szykują się duże zmiany.
Tak. To była zresztą jedna z pierwszych rzeczy, które się pojawiły na agendzie działalności ministerstwa, gdyż do końca kwietnia jesteśmy zobowiązani do implementacji dyrektyw unijnych. Zmiana sprowadza się do tego, że w przetargach publicznych powinien być uwzględniony także komponent innowacyjności. Obecnie dominujące w tych przetargach kryterium ceny, właściwie eliminuje innowacje.
Rząd chce innowacji, ale czy chcą jej Polacy? Tak jak pan wspominał, świadomość społeczna tego, że potrzebujemy innowacji jest nikła, a dyskurs społeczny zdaje się kręcić wokół innych zagadnień.
Jestem przekonany, że w tej kwestii nie powinno być sporu ani wśród polityków, ani wśród Polaków. Wszyscy dostrzegamy, że nie możemy być dzisiaj wyłącznie imitatorami, musimy mieć własne know-how i nie możemy tylko kupować zagranicznych rozwiązań. I nie chodzi o zamykanie się, czy brak kooperacji z innymi, ale nasza rola powinna być dużo bardziej podmiotowa. Coraz rzadziej spotykam osoby, które twierdzą, że nie warto wydawać pieniędzy na poszukiwanie własnych innowacji, że zamiast tego lepiej podłączyć się pod łańcuch wartości dużych firm i być raczej sprytnym i dobrym podwykonawcą niż kreatorem. Ten etap poszukiwania imitacji w polskiej gospodarce powoli mija. Mam nadzieję, bezpowrotnie.
Dr Piotr Dardziński – wiceminister nauki i szkolnictwa wyższego. Funkcję pełni od listopada 2015. Wcześniej m.in. wiceprezes partii Polska Razem, dyrektor gabinetu politycznego ministra sprawiedliwości, wiceprezes instytutu Tertio Millenio, prodziekan w Wyższej Szkole Europejskiej im. Ks. Józefa Tischnera oraz dyrektor Centrum Myśli Jana Pawła II w Warszawie. Ukończył dziennikarstwo i politologię na Uniwersytecie Jagiellońskim, w 2002 w Katedrze Historii Doktryn Politycznych i Prawnych UJ uzyskał stopień doktora. Zajmuje się problemami polityki gospodarczej i doktryn ekonomicznych w tym szczególnie ordoliberalizmu.