Pierwsze kroki pod prąd postawiła już jako mała dziewczynka. Podczas gdy jej rówieśnicy marzyli o karierze aktorki, strażaka bądź policjanta, Monika Świędrych wiedziała, że zostanie prawniczką.
Kubeł zimnej wody na głowę dostała świeżo po studiach. – Na jednej rozmowie o staż w kancelarii usłyszałam, że pierwszy miesiąc będę parzyć kawę, a przez drugi kserować dokumenty – mówi w rozmowie z INNPoland Monika. – Zrozumiałam, że nie mam zamiaru spędzić w ten sposób kilku lat po studiach – dodaje. Porzuciła więc tłum aplikantów i założyła własny start-up Prawos.pl, pieniądze na które zgromadziła handlując...biretami w Niemczech.
Prawnicze fortece
– Środowisko prawnicze jest konserwatywne i hermetyczne – tłumaczy nam Świędrych. O pracę w kancelarii jest coraz trudniej. Nic dziwnego, skoro rynek prawniczy pęka w szwach. Eksperci biją na alarm – adwokatów i radców prawnych jest w Polsce za dużo – łącznie prawie 55 tysięcy. Do tego aktualnie ponad 17 tysięcy aplikantów przygotowuje się do wejścia na rynek usług prawnych, wynika z danych Krajowej Izby Radców Prawnych oraz Naczelnej Rady Adwokackiej.
To jednak nie koniec zarzutów. Kancelarie prawne w naszym kraju to forteca nie tylko dla nowicjuszy z branży, lecz także i dla zwykłych Polaków. Nie mamy na przykład wyspecjalizowanych kancelarii, tak zwanych butikowych. To standardowy model na całym świecie. Polega na tym, że jedno biuro profesjonalnie zajmuje się jednym zagadnieniem. – W Polsce natomiast działa to tak, że prowadzący kancelarie sami się specjalizują, a potem przyjmują sprawy tylko z wybranej działki. Tyle tylko, że klient musi przez to szukać po omacku. Musi dzwonić do kilku różnych miejsc, albo pytać znajomych, czy znają kogoś, kto zna się na danym problemie – wyjaśnia Monika.
Młoda prawniczka postanowiła ułatwić zmagania Polaków i założyła Prawos.pl, wyszukiwarkę prawników, która pomaga szybko dotrzeć do specjalisty. Świędrych mówi, że taki model promocji pomaga pozyskać klienta jeszcze zanim ten wejdzie do kancelarii – bo wie, jaką dziedziną prawa zajmuje się dany adwokat, jakie ma doświadczenie i gdzie jest dostępny. Takie skracanie dystansu ma przede wszystkim zachęcać do korzystania z usług internetowych nie tylko poszukujących porady, ale również tych, których pomoc jest potrzebna.
Jak się narodził ten pomysł? Wszystko przez wyjazd na wymianę studencką do Berlina. Pobyt w Niemczech zmienił jej postrzeganie zawodu prawnika. - W Berlinie zobaczyłam, jak bardzo ich rynek usług prawniczych różni się od naszego – tłumaczy.
Dużo teorii, zero pratyki
– W Polsce uczą tylko kodeksów, paragrafów i ustępów. Oczywiście absolwent musi wiedzieć, jak skutecznie pomóc swojemu klientowi, ale pomija się podstawową sprawę – jak tego klienta pozyskać. Nikt nie uczy przedsiębiorczości, nikt nie mówi o marketingu, a ten etos prawnika jako elitarnego zawodu się zmienia – bo przy takiej konkurencji koniecznie trzeba nauczyć się dobrze sprzedać – wyjaśnia.
– W Niemczech rynek też jest bardzo nasycony, ale walka o klienta jest znacznie bardziej zażarta – przede wszystkim tamtejsi prawnicy korzystają z Internetu i mediów społecznościowych, by wypromować siebie i swoją ofertę. W Polsce kancelarie dalej wolą bazować na opinii i ustnych rekomendacjach. Tyle że przez to docierają do ułamka klientów, których mogliby zdobyć, gdyby korzystali z marketingu internetowego – podsumowuje. Marketingowe doświadczenie niemieckich prawników wywarło duże wrażenie na studentce z Polski. Po skończeniu studiów zaczęła praktykę w kancelarii naszych zachodnich sąsiadów i poznawała tamtejsze środowisko startupowe. Zafascynował ją marketing internetowy i możliwości jakie oferował.
Po powrocie do Polski zaczęła studia podyplomowe z marketingu, zatrudniła się nawet na dwa miesiące w call center. Wszystko po to, żeby lepiej zrozumieć, jak powinien wyglądać kontakt z klientem, jak z nim rozmawiać i jak go pozyskiwać.
Niemiecki łącznik
Pomysł i kompetencje to jednak za mało. Żeby założyć swój startup, musiała zdobyć pieniądze. Pierwszy poważny biznes Świędrych zrobiła na... polskich biretach, które sprzedawała w Niemczech.
– Potrzebowałam biznesu na już, żebym mogła ułożyć jakiś biznesplan. Pomysł narodził się przypadkiem – razem z kolegami, którzy z Niemiec, pojawiliśmy się na imprezie z okazji graduacji. Tam zobaczyli, że nasi studenci mają takie nakrycia głowy i zaczęli mi mówić, że to super wygląda i chcieliby mieć coś takiego na własnej uroczystości – wspomina. – Poszukałam trochę w Internecie i znalazłam kilku hurtowników, którzy produkują birety. Miałam kontakt na uczelni, gdzie byłam na wymianie i zaproponowałam, że dostarczę im kilka tysięcy sztuk na ich graduację. Zgodzili się. Więc zaczęłam wysyłać do Niemiec birety z Polski. To była moja pierwsza poważna lekcja biznesu – wyjaśnia.
Monika zdołała zgromadzić potrzebny kapitał w 2014 roku. Z pozyskaniem specjalistów poszło szybciej. Prawos szybko zyskał zainteresowanie w środowisku prawników. – Paradoksalnie, kiedy widzą, jak szybko i łatwo można wypromować się w Internecie, adwokaci i radcy zaczynają się do nas zgłaszać. Można być konserwatywnym i wyniosły, ale tak się nie dotrze do klienta. Nastały takie czasy, że trzeba opuścić swoją wieże z kości słoniowej – podkreśla.
Na serwisie zarejestrowanych jest już ponad 2 tysiące prawników, każdego tygodnia dołącza kolejne 160. Od dnia rozpoczęcia projektu, 19 października 2015 roku, prawos.pl miał ponad 100 tysięcy wyświetleń, co jest równe miesięcznej ilości wyszukiwanych fraz dotyczących pomocy prawnej. Według Świędrych, zainteresowanie wśród prawników i osób poszukujących ich usług jest na tyle duże, że portal utrzyma obecną tendencję wzrostową i stanie się pierwszą w Polsce duża platformą, kojarzącą kancelarie prawnicze z ich potencjalnymi klientami.
Pierwsze 3 lata aplikacji w Polsce to tak naprawdę walka o przetrwanie. Nie tylko trzeba płacić za możliwość jej odbycia, ale trzeba konkurować z ogromną liczbą chętnych. W Niemczech dostaję się na start pensję w wysokości 800 do 1000 euro, co dla nich i tak jest głodową stawką. Praktykanci Polsce też nie mają lepiej, bo są traktowani jak tania siła robocza. Na jednej rozmowie o staż usłyszałam, że pierwszy miesiąc będę parzyć kawę, a przez drugi kserować dokumenty. To był jeden z tych momentów, kiedy zrozumiałam, że nie mam zamiaru spędzić w ten sposób kilku lat po studiach. To był jeden z impulsów do szukania własnej drogi.
Monika Świędrych, Prawos.pl
Ze znalezieniem kogoś do produkcji biretów nie było łatwo. Głównie przez to, że w Niemczech można zgłaszać uczestnictwo w graduacji na kilka dni przed jej rozpoczęciem, a producent musi znać dokładną ilość na miesiąc przed. Nie może się tak zdarzyć, że zabraknie, bo co bym powiedziała tym studentom? Kilka hurtowni mi odmówiło, ale w końcu znalazłam jedną, która przyjęła zamówienie. Niemcy byli zachwyceni, a ja mogłam zacząć realizować mój pomysł ze startupem.