Sam Bareja by tego nie wymyślił. Ta historia pokazuje, że nie ma sprawiedliwości na świecie
Dawid Wojtowicz
13 lutego 2016, 14:19·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 13 lutego 2016, 14:19
W Hiszpanii zakończyła się sprawa 69-letniego Joaquina Garcii. Mężczyzna usłyszał wyrok i został skazany na karę finansową wynoszącą 27 tys. euro. Nie jednak wysokość zasądzonej kwoty jest tu sprawą szokującą opinię publiczną. Niewiarygodna jest historia, która doprowadziła Garcię przed oblicze sądu.To ona pokazuje, że na świecie zdarzają się absurdy, które cytując klasyka „filozofom się nie śniły”.
Reklama.
W 1990 roku Garcia został zatrudniony w miejskiej firmie wodociągowej w Kadyksie, gdzie powierzono mu obowiązek nadzorowania budowy zakładu uzdatniania wody. Co roku miał otrzymywać pensję w wysokości 37 tys. euro. I z tym nie było żadnego problemu, gdyż nie jest to kolejna opowieść o wyzyskiwanym i oszukanym pracowniku. Skandaliczne jest zaś w niej to, że Garcia dostawał wynagrodzenie, mimo iż nie przychodził do pracy od... 6 lat!
Wbrew pozorom nie jest to też przypadek fikcyjnego zwolnienia lekarskiego, które z powodu jakichś luk istniejących w prawie mogło ciągnąć się latami. Co miesiąc na konto Garcii regularnie wpływała normalna zapłata za pracę, chociaż szef zatrudniającego go przedsiębiorstwa nie widział go latami. Co więcej, jego przełożony urzędował w gabinecie sąsiadującym z biurem nieprzychodzącego do pracy urzędnika.
Jak to możliwe, że przez tyle lat nikt nie zainteresował się dogłębnie sprawą nieobecnego pracownika? Jak się okazuje, zawinił kompletny brak komunikacji między przedsiębiorstwem wodociągowym, a władzami miasta. Kierownictwo firmy było przekonane, że Garcia podlega ratuszowi, z kolei samorząd uważał, że właściwym miejscem pracy urzędnika jest przedsiębiorstwo.
Afera wyszła na jaw dopiero, gdy rozpoczęto przygotowania do... odznaczenia Garcii za 20-letnią służbę. Sprawa znalazła finał w sądzie, przed którym musiał tłumaczyć się urzędnik oskarżony o wyłudzanie pensji w okresie kilkuletniej nieobecności. Broniąc się, Joaquin Garcia posługiwał się argumentem, że przychodził do pracy, ale nie miał co tam robić. Nie chciał jednak nikomu z firmy opowiadać o swojej nieprzydatności w zakładzie, ponieważ bał się, że straci pracę. Jak przekonywał, z racji swego wieku miałby ogromne problemy ze znalezieniem nowej, a musiał przecież z czegoś utrzymać swoją rodzinę.
Mężczyzna, wynagradzany za pracę, której nie było, nie spędził jednak wolnego czasu na bezmyślnej rozrywce. Oddał się lekturze książek napisanych przez wybitnych filozofów, stając się zwłaszcza specjalistą od niderlandzkiego myśliciela, Barucha Spinozy.
69-latek nie otrzymał nigdy wypowiedzenia z pracy, ponieważ zanim go zdemaskowano był już na emeryturze. Niektórzy mają poczucie, że mimo wyroku skazującego i tak może uważać się za szczęściarza, ponieważ najwyższa dopuszczalna przez prawo kara wyniosła mniej niż jego roczna pensja za „nicnierobienie”.