Świat, w którym nikt nie musiałby martwić się o dach nad głową, ani nie zastanawiałby się czy stać będzie go na wyżywienie dla wielu wciąż jest utopijną wizją. Niektórzy starają się jednak wdrożyć taki plan w życie. W Finlandii czy Szwajcarii trwają prace nad wprowadzeniem Bezwarunkowego Dochodu Podstawowego. W ramach tego świadczenia każdy dorosły obywatel otrzymywałby miesięcznie stałą kwotę od państwa.
Teoretycznie, w ten sposób nikt nie musiałby martwić się o przetrwanie. Fundusze miałyby starczyć na opłacenie czynszu i zakup jedzenia. Zniknąłby argument pracodawców, mówiący, że każdy musi pracować, bo każdy musi jeść.
Podobnego zdania jest dr Moshe Vardi, ekspert z dziedziny Sztucznej Inteligencji, pracujący na Uniwersytecie Rice w Teksasie. W wywiadzie dla „The Huffington Post” stwierdzał, że nasz obecny system ekonomiczny wymaga od ludzi posiadania majątku lub pracy, by móc przeżyć – zakładając, że rynek tworzy pracę dla każdego, kto jej potrzebuje. – Jeśli to założenie padnie, a progres automatyzacji pewnie do tego doprowadzi, to będziemy musieli przemyśleć nasz obecny system – mówił dr Vardi.
Jednym z największych obrońców pomysłu dochodu podstawowego jest Philippe Van Parijs, belgijski filozof i ekonomista. Jak definiuje on to zagadnienie? – Przez uniwersalny dochód podstawowy rozumiem dochód wypłacany przez państwo, na stałym poziomie i regularnie, każdemu dorosłemu członkowi społeczeństwa. Jego wypłata i poziom nie zależą od tego, czy osoba jest bogata albo biedna, mieszka samotnie czy z innymi, jest chętna do pracy lub nie. W większości wersji, a na pewno w mojej, przyznawany jest on nie tylko obywatelom, ale wszystkim stałym mieszkańcom. UBI nazywa się "podstawowym" ponieważ jest czymś, na co można bezpiecznie liczyć, jest materialnym fundamentem, na którym można mocno oprzeć życie – pisał w jednej ze swoich prac.
– Naszym zdaniem BDP to rozwiązanie, które niweluje znaczną część niesprawiedliwości społecznych. Ludzie skłaniani są do pracowania na coraz gorszych warunkach i na coraz mniej produktywnych stanowiskach – mówi Maciej Józefowicz, rzecznik prasowy Partii Zieloni. – Ten projekt zmienia podział sił między pracownikiem a pracodawcą – dodaje. Zieloni wprowadzili BDP do nowego programu partii. Teraz czeka ich w kraju długi proces przeprowadzania analiz i ekspertyz.
Europejska Inicjatywa Obywatelska
Skąd jednak ostatnio wzrost zainteresowania Bezwarunkowym Dochodem Podstawowym? Według profesora Ryszarda Szarfenberga z Instytutu Polityki Społecznej na Uniwersytecie Warszawskim, w Europie o projekcie zrobiło się głośniej w 2013 roku, gdy powstała Europejska Inicjatywa Obywatelska dotycząca Bezwarunkowego Dochodu Podstawowego. Poparło ją aż 15 państw, w tym Polska. Choć inicjatywa nie zakończyła się sukcesem, to zapoczątkowała dalsze rozmowy na temat BDP.
– Najważniejszym pokłosiem tych akcji będzie referendum w Szwajcarii w sprawie wprowadzenia tam podobnego rozwiązania. W różnych fazach są też eksperymenty w miastach holenderskich i w Finlandii – mówi prof. Szarfenberg. Według obecnych planów fińskiego zakładu ubezpieczeń społecznych dorośli obywatele skandynawskiego kraju mieliby otrzymywać co miesiąc 800 euro. Według wyliczeń tamtejszego rządu kosztowałoby to państwo 52,2 mld euro rocznie.
Za pomysłem opowiada się również premier Juha Sipilä. – Dla mnie oznacza to uproszczenie systemu pomocy socjalnej – mówił, cytowany przez BBC.
W obecnych systemach pomocy socjalnej na świecie ludzie często boją się podejmowania prac tymczasowych lub mało płatnych – oznaczałoby to zmniejszenie lub całkowite ukrócenie dotychczasowych świadczeń. Prace tymczasowe byłyby w Bezwarunkowym Dochodzie Podstawowym dodatkiem.
5 czerwca odbędzie się w Szwajcarii referendum, w którym obywatele opowiadać będą się za przyjęciem Bezwarunkowego Dochodu Podstawowego w wysokości 2500 franków szwajcarskich (ok. 2250 euro). Pilotażowo BDP działa już w holenderskim mieście Utrecht. 300 osób, które już wcześniej były na zasiłku, otrzymują od miasta pomoc w wysokości 900 euro miesięcznie (lub 1,3 tys. euro na rodzinę). Ludzie biorący udział w programie nie są rozliczani z tego, na co wydają pieniądze, a te wystarczają na najważniejsze potrzeby. Do tego stopnia, że pojawiają się pytania, czy młodzi ludzie będą zmotywowani do pracy.
Nawet liberałowie opowiadali się za pomysłem
O systemie pomocy socjalnej, który miałby zapewniać przetrwanie wszystkim obywatelom kraju mówi się od dawna. I to nie tylko po lewej stronie życia politycznego i ekonomicznego. Za takim rozwiązaniem opowiadał się nawet Friedrich Hayek, gorliwy przeciwnik interwencjonizmu państwowego i żarliwy obrońca wolnego rynku.
– Powinniśmy znów uznać za pewnik możliwość ustanowienia systemu powszechnej zapomogi, który oferowałby uniwersalne minimum w każdej sytuacji wymagającej potrzeby, tak by żaden członek społeczeństwa nie poszukiwał wyżywienia lub schronienia – pisał Hayek w „Konstytucji Wolności”.
Blisko 2,8 miliona Polaków żyło w 2014 roku poniżej minimum egzystencji – tak wynika z opublikowanego niedawno raportu GUS „Ubóstwo w Polsce w latach 2013 i 2014”. Osób poniżej ustawowej granicy ubóstwa, czyli takich, które mogą ubiegać się pomoc socjalną, było z kolei 4,6 miliona. Ze wspomnianej pomocy korzystało zaledwie niecałe 3 miliony osób. Blisko 10 proc. dzieci i młodzieży do lat 18 żyło w skrajnym ubóstwie.
Raport GUS „Ubóstwo w Polsce w latach 2013 i 2014”
W najbardziej ogólnym ujęciu, ubóstwo może być pojmowane w sposób absolutny lub relatywny (względny). W podejściu absolutnym ubogie są te gospodarstwa domowe i osoby, które nie mają możliwości zaspokojenia potrzeb uznanych w danych warunkach za podstawowe, niezależnie od tego, na jakim poziomie żyją lepiej usytuowane warstwy społeczeństwa. W podejściu relatywnym ubóstwo rozważane jest natomiast jako forma nierówności, nadmiernego dystansu pomiędzy poziomem życia poszczególnych grup ludności: ubogie są te osoby i rodziny, których poziom życia jest znacznie niższy niż pozostałych członków danego społeczeństwa. Czytaj więcej
Bezwarunkowy Dochód Podstawowy miałby zarówno niwelować biedę, jak i zmniejszać nierówności.
Tu uciąć, tam dokleić
Jak rządy mogłyby poradzić sobie z finansowaniem takiego projektu? – Jeżeli BDP potraktujemy jak świadczenie pieniężne, tylko wypłacane wszystkim obywatelom, to dyskusja byłaby zbliżona do tej, którą prowadzono wokół programu 500+ – zaznacza profesor Szarfenberg. – W propozycjach finansowania BDP wskazuje się na możliwe oszczędności po stronie wydatków, jak np. obecne świadczenia o charakterze pomocy dla ubogich, ale też rozmaite subsydia dla biznesu itp., a brakujące kwoty uzupełnione mogą być ze wzrostu podatków. Głównie chodzi o podatki dochodowe i likwidację wszelkich ulg – tłumaczy w rozmowie.
Zniknęłyby zatem dotychczasowe świadczenia i ulgi, jednak teoretycznych rodzajów dochodu podstawowego jest wiele. W większości z nich pozostaje np. państwowa opieka zdrowotna.
Czy Polskę stać byłoby na takie rozwiązanie? – To piękna idea, ale raczej do zrealizowania w Szwajcarii niż w Rumunii, a nam bliżej właśnie do tej drugiej – mówi Zbigniew Żurek z Business Centre Club. – Na razie musimy poczekać na wynik wprowadzenie programu Rodzina 500+ – dodaje.
Jednym z najpopularniejszych argumentów przeciw BDP ma być to, że żyjemy obecnie w czasach oszczędności i świata po prostu na to nie stać. Mówimy o tym samym świecie, w którym 62 osoby mają więcej pieniędzy od połowy ludzkości, a największe firmy analityczne i finansowe nie szczędzą sobie hojnych odpraw po stratnym na rynku roku. – Czy kogoś na coś stać, czy nie stać, zależy do jego woli i inteligencji, tym bardziej jeżeli są to całe państwa. Jeżeli banki centralne mogą dokapitalizować banki prywatne na gigantyczne sumy (luzowanie ilościowe), to mogę też te same środki przetransferować na indywidualne konta obywatelskie. Co będzie lepsze dla redukcji ubóstwa i zmniejszania nierówności? – pyta profesor Szarfenberg.
Kolejnym argumentem miałoby być zniechęcenie w ten sposób ludzi do pracy. Nie zgadzał się z tym stwierdzeniem profesor Guy Standing, autor terminu „prekariat” w wywiadzie dla Wirtualnej Polski. – Nieprawdą jest, że zwiększenie bezpieczeństwa finansowego będzie stanowiło element zniechęcający do pracy. Może w przypadku 1 proc. społeczeństwa rzeczywiście tak by było. Bo to są osoby, które nie mają wewnętrznego dążenia do poprawy jakości swojego życia – komentował.
Napisz do autora: adam.turek@innpoland.pl
Reklama.
dr hab. prof. Ryszard Szarfenberg
Szybki postęp technologiczny w ostatnich dekadach i kryzys globalny z lat 2007-2008 wywołały wielki niepokój o przyszłość zglobalizowanego świata i bezpośrednie protesty w wielu krajach świata. Stawiano pytania o przyszłość kapitalizmu, w tym o przyszłość państwa dobrobytu opartego na stabilnej pracy w przemyśle. W takich warunkach głośne stały się też głosy nawołujące do bardziej radykalnych rozwiązań.
dr hab. prof. Ryszard Szarfenberg
Praca to bardzo szerokie pojęcie. Czy pracują osoby oddające się opiece nad dziećmi, osobami chorymi i niesamodzielnymi starszymi w domu? To co robią jest ważne dla nich samych, dla ich podopiecznych i dla całego społeczeństwa. Dlaczego ta pożyteczna aktywność nie wchodzi do definicji pracy? Jeżeli ktoś nie chce pracować dla chciwego, agresywnego, wścibskiego i nieludzkiego szefa, to czy tę niechęć uznamy za godną potępienia? Praca jest więc w wielu miejscach, gdzie jej statystki zatrudnienia nie widzą, jest też tam, gdzie lepiej żeby jej nie było. W eksperymentach z BDP na mniejszą lub większą skalę stwierdzano, że kobiety więcej czasu poświęcały dzieciom, a młodzież więcej się uczyła. Czy to jest tragedia?