Poziom czytelnictwa w Polsce leci na łeb i szyję – grzmią eksperci. Według raportu Biblioteki Narodowej z 2014 roku, aż 10 milionów Polaków nie ma w domu ani jednej książki, a 6,2 miliona żadnej nie przeczytało. Za wcześnie na panikę! Okazuje się, że zamiast czytać, Polacy wolą słuchać. Dowodzi tego sukces Audioteki.pl. Serwis ma już 6 milionów użytkowników, nagrywa produkcje w 9 językach i dystrybuuje je do 23 krajów. Marcin Beme, założyciel, opowiada nam, jak zamienił marzenie o byciu gwiazdą rocka na gwiazdę audiobooków, skromnych początkach i misji, która stoi za jego portalem.
Czy dużo czytasz?
Nie. Zawsze więcej czasu spędzałem na nartach, windsuringu czy wspinaczce. I miałem na tym punkcie pewien niedosyt czy wręcz kompleks, że koledzy na studiach zawsze byli bardziej „oczytani” ode mnie. Teraz słucham sporo i czuje się z tym świetnie.
Czemu nie tradycyjne książki, czy ebooki, tylko czytane produkcje?
Niezależnie od tego, co przyniesie przyszłość, będziemy potrzebowali inspirujących treści – a przynajmniej niektórzy z nas. I nie będziemy czerpać wiedzy z tablicy na Facebooku. Naszym zdaniem, forma audio nadaje się do tego lepiej niż klasyczny e-book. Oczywiście, że żyjemy w epoce Youtuba, gdzie rządy sprawuje wideo. Jego konsumpcja jest dużo bardziej podobna do konsumpcji e-booka niż audiobooka. Innymi słowy, oglądasz i czytasz w podobnych sytuacjach – na przykład na kanapie. Słuchasz jednak w innych sytuacjach.
Z drugiej strony, zaczyna się rozrastać wirtualna rzeczywistość, która – jak zapowiadają wszyscy wielcy – będzie następną dużą rewolucją hardware i software. Rozpocznie się kolejna walka o uwagę użytkowników. Bardziej filozoficznie rzecz ujmując, w walce o czas, pieniądze i zaangażowanie klienta będą się ścierać w przyszłości dwa nurty – Youtube i VR. Między nimi jednak zawsze zostanie trochę miejsca – i my właśnie tam się znajdziemy. Na tej wojnie formatów bardziej ucierpią e-booki niż audiobooki.
Youtube rozjedzie ksiażki?
Ludzie są leniwi. Książki są za bardzo wymagające. Tak, Youtube rozjeżdża książki. E-booki też, bo korzystasz z nich w czasie, gdy mógłbyś korzystać z książki. Audiobooka natomiast możesz słuchać, gdy biegasz, jedziesz samochodem czy nawet sprzątasz mieszkanie. W pewnym sensie w kwestii konkurencji odnosimy się bardziej do muzyki.
W Polsce rynek audiobooków będzie się rozwijał?
To jest bardzo mały rynek, ale będzie się rozwijał. Chociaż, mogłoby się wydawać, że jest to ostatnie miejsce, gdzie taki startup powinien się narodzić. Czytelnictwo spada, rozwija się natomiast piractwo. I tu pojawiamy się my, próbując popularyzować książki w formie, która nie jest naturalna dla tego formatu. Dziwne.
Ale się udało. Dlaczego?
W firmie pracują pasjonaci, którym zależy, a takie trudności tylko ich napędzają. To ludzie, którzy chcą coś stworzyć. Rozumieją, że budujemy nie tylko kawał fajnej firmy, ale i kawałek nowej branży.
Walczycie z piratami, którzy nielegalnie udostępniają wasze treści?
Może to zabawne, ale piractwo traktujemy jak konkurencję. Nie cenową – bo ceną tutaj nie wygramy, ale są inne aspekty, w których jesteśmy lepsi i musimy być lepsi.
W czym?
Na przykład w wygodzie dostępu, w podążaniu za użytkownikiem i użyciem. Appki pirackiej nie znajdziesz na desce rozdzielczej samochodu. Chodzi też o pierwszeństwo w kwestii udostępniania treści – tu utrzymujemy prowadzenie. Paradoksalnie, spojrzenie na piractwo może być bardzo odświeżające, bo uświadamia ci, że to nie cena jest najważniejsza.
Więc piractwo ma swoje plusy?
To grubszy temat… ale jeśli zdefiniujesz siebie przez swoich konkurentów i na poważnie weźmiesz pod uwagę segment nielegalnej dystrybucji, to zdasz sobie sprawę z jednej ważnej rzeczy. Cena jest ważna, oczywiście, ale kluczowy jest user experience, doświadczenie użytkownika. To bardzo zdrowe i dobre podejście. Użytkownicy poświęcą Ci dosłownie parę minut i to pewnie robiąc przy okazji pięć innych rzeczy. A Ty musisz użytkownikowi dostarczyć to, czego chce, w miejscu, w którym chce i w formacie, jakiego chce, w te kilka minut jego uwagi.
Ile trwa produkcja jednego audiobooka?
Książka o średniej objętości 250 stron przekłada się na jakieś 10 – 12 godzin pracy aktora. Chociaż oczywiście zależy to od samego aktora.
W jaki sposób rozliczacie się z autorami?
Różnie, z każdym porozumiewamy się indywidualnie. Są pewne ogólnie przyjęte modele, ale wszystko w tej branży podlega ciągłym negocjacjom – albo z agentem, wydawcą, albo bezpośrednio z twórcą.
Z kim było wam najtrudniej negocjować?
Z nikim. Wszystko jest indywidualne. Najwięcej pracy jest przy superprodukcjach. Tak nazywamy nagrania, gdzie występuje pełen podział na role, muzyka, specjalne efekty dźwiękowe. Wtedy trzeba porozumieć się nawet z trzema różnymi agentami, bo prawa do publikacji są rozczłonkowane. Potem dochodzi ścieżka dźwiękowa, gdzie do załatwienia są te same elementy.
No właśnie, działacie od 2009 roku, niedawno weszliście na rynek niemiecki, jak pozyskaliście stamtąd inwestora?
Niedawno, dobry start na tak rozwiniętym rynku wymagał długich przygotowań, pozyskania contentu, technologii, jak i różnych umów z partnerami. A co do inwestorów, to mieliśmy tę przyjemność, że pojawili się sami.
Tak po prostu?
Tak. Zebrało się wręcz za dużo pieniędzy. Zrobiliśmy redukcje. Powiem może coś dziwnego, ale przedsiębiorca nie powinien mieć chyba zbyt dużej ilości pieniędzy na koncie, bo to rozluźnia i zamiast coś załatwić, to zaczynasz to po prostu kupować. A przecież z takim serwisem jak audible.de nie wygramy ilością kasy. Więc musimy być w formie.
Za dużo pieniędzy rozpieszcza biznesmena?
Jeden z członków naszej rady nadzorczej opowiedział mi, że studenci na jego wykładach męczyli go pytaniem, jaka jest główna cecha przedsiębiorcy, dzięki której ten odnosi sukces. Przyciśnięty przez studentów do ściany odpowiedział: musi być osobą, która potrafi stworzyć coś z niczego, coś za darmo.
Tak było w Twoim przypadku?
Zaczynałem z kolegą. On był genialnym realizatorem dźwięku i miał relacje w Polskim Radiu. Powiedział, że dostanie umowę na wykorzystanie audiobookowych archiwów radia. I faktycznie, częściowo zrealizowaliśmy tę umowę, ale dopiero po sześciu latach. Ale na bazie tej obietnicy zaczęliśmy współpracę z agencją interaktywną K2 Internet.
Czyli nie były to chałupnicze początki w garażu?
Nie, mieliśmy ładny, przyjemny pokój w bardzo fajnym biurze K2. Choć większość czasu siedzieliśmy po dwie, trzy osoby przy każdym z biurek.
Początki były trudne?
Idealnie wyczuliśmy niszę - bo spełniamy prostą potrzebę. Pewien prawnik na spotkaniu ostatnio nam powiedział, że tylko dzięki nam schudł. Miał nadwagę, próbował biegać, robić jakieś ćwiczenia na siłowni, ale bezskutecznie, bo go to nużyło i nudziło. Aż trafił na nasze audiobooki. Odkąd nas słucha, biega i trenuje regularnie, bo uatrakcyjniliśmy treningi. Stal się efektywniejszy, szczęśliwszy. Czad. Esencja naszego „po co to wszystko robimy”.
Słyszałem, że chciałeś zostać gwiazdą rocka, zostałeś jednak gwiazdą audiobooków.
Masz rację, nie podbiłem show biznesu, bo nie umiem ani grać, ani śpiewać, ani komponować, ale mogłem stworzyć mały skromny, audiobookowy show biznes. Jestem na swoim miejscu. Kreując audiobooki, tworzymy jednak coś w sferze kultury i showbiznesu, a do tego używamy technologii, żeby to popularyzować. Do superprodukcji wręcz tworzymy i produkujemy muzę. Premiery książek to koncerty muzy z audiobooka.