Raj Raghunathan, profesor marketingu na The University of Texas, problem badawczy stawia już w tytule swojej książki: „Skoro jesteś taki mądry, to czemu jesteś nieszczęśliwy?” (If You’re So Smart, Why Aren’t You Happy?). Na kolejnych 350 stronach próbuje zaś na to pytanie odpowiedzieć – i podpowiedzieć swoim czytelnikom sposoby, mające sprawić, by w ich życiu było więcej satysfakcji.
Kto zetknął się kiedyś z piramidą Maslowa, pamięta: ludzkie potrzeby można uszeregować w pewnej hierarchii. U podstaw są potrzeby fizjologiczne, które wszyscy muszą zaspokoić, by choćby fizycznie funkcjonować. Potem muszą zapewnić sobie bezpieczeństwo, następnie zaspokoić potrzebę przynależności. Wtedy zaczynamy odczuwać potrzebę uznania – a wreszcie: samorealizacji. Pokonanie kolejnych poziomów tej piramidy możnaby uznać za ścieżkę wiodącą do szczęśliwego życia.
Błąd. Profesor Raghunathan, koncentrując się na zachodnich społeczeństwach, dostrzegł w tej konstrukcji pewien dysonans: bycie lepiej wykształconym i bogatszym wcale nie poprawia naszego poczucia szczęścia i satysfakcji z życia. Ba, wręcz przeciwnie: „dzieci szczęścia”, za jakie chętnie uznalibyśmy absolwentów prestiżowych uczelni czy menedżerów – wiodą żywot smutniejszy niż przeciętny Kowalski.
Powodów zapewne znalazłoby się na pęczki, ale Raghunathan wskazuje kilka – jego zdaniem – najistotniejszych. Po pierwsze, chwytamy się pewnych prostych wskaźników, mających zaspokajać potrzeby z najwyższych poziomów piramidy – czyli te związane z sukcesem i samorealizacją. Za wyznaczniki naszego sukcesu przyjmujemy stosunkowo niewyrafinowane wskaźniki .
– Ludzie oceniają najlepszych profesorów pod względem ilości nagród i tytułów, jakie ci profesorowie zdobyli, pensji, jakie pobierają, prestiżu szkoły, w jakiej uczą, co może być potwierdzeniem ich umiejętności, a jednocześnie nie musi w pełni odzwierciedlać sytuacji – wytykał autor „Skoro jesteś taki mądry…” w jednym z wywiadów, sięgając po przykład z własnej „branży”. Błędne koło oczekiwań doskonale widać też w przypadku pensji. Dostałeś podwyżkę? Na pewien czas – miesiąc czy rok – będziesz szczęśliwszy. Ale potem się przyzwyczaisz i zapragniesz kolejnej podwyżki – i jej uzyskanie, lub nie, przyniesie satysfakcję – lub wpędzi cię w poczucie nieszczęścia.
Dzieci tak nie mają, przypomina badacz. Trzyletni syn profesora zapragnął samochodu-zabawki, na wzór tego, jaki miał syn sąsiadów. Dostał go – i przez trzy dni intensywnie się nim bawił. Potem jednak zabawka poszła w kąt, a trzylatek na długie tygodnie zajął się… opakowaniem auta. Niemal zamieszkał w pudełku, naśladując świnkę z jednej z bajek, która mieszkała w podobnym pudełku. I w ten sposób kosztowna zabawka przyniosła znacznie mniej satysfakcji niż, bezwartościowe – według powszechnie przyjętych ocen – tekturowe pudło.
Inny uderzający przykład – zwycięzcy loterii. Milion dolarów czynił ludzi szczęśliwymi przez kilka tygodni czy miesięcy. Po upływie tego czasu ich życie wracało w stare tory, nawet jeżeli materialnie ich sytuacja mniej lub bardziej się poprawiła.
Wspomniane już mechanicznie przyjmowane, zubożone kategorie ocen są jednak powszechne – podkreśla Raghunathan. Wyznacznikiem talentu strategicznego są generalskie pagony i zdecydowany styl bycia – choć najsłynniejsi dowódcy w historii byli dalecy od tego szablonu. Wyznacznikiem sukcesu biznesowego są miliony na koncie, mimo że studentów najbardziej prestiżowych uniwersytetów namawia się do samorozwoju i pielęgnowania swoich pasji.
- Zalecam alternatywne podejście – radzi Amerykanin. – Sprowadza się ono do tego, byśmy bardziej uświadamiali sobie, w czym jesteśmy dobrzy i czym lubimy się zajmować. Kiedy przestajesz się porównywać do innych, zaczynasz instynktownie ciążyć ku rzeczom, które lubisz robić i w których jesteś dobry. A kiedy skoncentrujesz się na nich wystarczająco długo, to szanse, że staniesz się mistrzem w tym, co robisz, znacznie wzrosną. Sława, władza, czy pieniądze przyjdą jako produkt uboczny, a nie cel, za którym gonią dziś ludzie – kwituje.
Raghunathan wie, że igra z fundamentami ideologii liberalnej czy kapitalizmu – i nie boi się wkraczać na pole starcia światopoglądów. – Gdybyśmy mieli podzielić kapitalizm na dwie generalne reguły, pierwszą byłaby wolność osobista, wolność myśli i dóbr, swoboda wyboru. Drugi aspekt to dystrybucja zasobów oparta bardziej na możliwościach ludzi niż ich potrzebach – dowodził w wywiadzie dla magazynu „The Atlantic”. – Pierwsza z tych reguł, moim zdaniem, jest piękna i nie do ruszenia. Jeśli przychodzi w pakiecie z drugą, trudno: musimy brać je razem – podkreślał.
- Z drugiej jednak strony, nie należy zmuszać ludzi do przyjmowania nastawienia na gromadzenie dóbr, usilne bogacenie się. Muszą sami je wybrać, poprzez własne doświadczenia i poszukiwania duchowe, czy poprzez naukę. W takiej sytuacji, przynajmniej niektórzy ludzie świadomie przyjęliby bardziej socjalistyczny styl życia, dokonując wyboru. Tylko w ten sposób nasze życie układałoby się optymalnie – konkludował. „Złoty środek?”