Coś tu nie gra. Empik sprzedaje książki za prawie miliard złotych. Użytkownicy Allegro co minutę kupują 13 książek. Dlaczego zatem Biblioteka Narodowa twierdzi, że Polacy przestali czytać. A może chodzi o warty ponad 600 mln zł program walki z abstynencją czytelniczą?
Z raportu Biblioteki Narodowej wynika, że w 2015 r. 63 proc. badanych nie przeczytało ani jednej książki. A 4,7 mln Polaków nie przeczytało żadnego dłuższego tekstu. To najgorszy wynik w historii tych badań, czyli od 1992 r. Na alarm biją więc liczne media.
Kwitnący biznes na książkach
Tymczasem zgoła o czymś innym donoszą dwie duże polskie księgarnie. Empik i Allegro podsumowały niedawno najlepszy rok w historii na tym właśnie rynku. Empik zwiększył roczną sprzedaż o 6 procent do 999 mln złotych. W rozmowie z InnPoland Dorota Pietrzyk, rzecznik prasowy Empik doprecyzowała: – Największe dynamiki przychodów odnotowano w kategoriach „książka”, „multimedia”, „muzyka” – mówi przedstawicielka firmy. A więc wzrost to nie zasługa słynnych, wprowadzonych niedawno do witryn Empików patelni, na które kiedyś pomstował autor książki o finansach Fryderyk Karzełek.
Jeszcze lepiej było w Allegro. Na największym portalu handlu internetowego sprzedaż książek wzrosła o 7,5 procent. W 2015 sprzedano tam 6,87 miliona książek, czyli o blisko 470 tysięcy więcej niż w 2014 roku i o uwaga... 1,28 miliona więcej niż w 2013 roku. Wrosła też średnia miesięczna wartość sprzedaży książek: 14,5 miliona, czyli o ok 600 tysięcy więcej niż rok wcześniej. – Pomimo alarmistycznych doniesień o kryzysie czytelnictwa rynek księgarski na Allegro rozwija się już kolejny rok. 21 proc Allegrowiczów kupiło w ubiegłym roku co najmniej jedną książkę. Tempo sprzedaży to 13 książek na minutę przez cały rok.
Dalej Allegro twierdzi, że: udział książek nowych, sprzedawanych na tej platformie internetowej przez profesjonalne księgarnie i dystrybutorów wzrósł z 67 proc. do 69 proc. Nieznacznie, do 51 proc. – wzrósł udział kupujących mężczyzn. Czyli klient jest!
Różnicę zdań o rynku tłumaczył wcześniej dr Roman Chymkowski, kierownik Pracowni Badań Czytelnictwa Biblioteki Narodowej, mówiąc o podziale społeczeństwa na czytelników i nieczytelników. – Ten podział jest jest bardzo radykalny. Trudno się dziwić, że obu grupom tak trudno się dogadać. Mają tak różne kompetencje społeczne i kulturowe, że właściwie przestają mówić wspólnym językiem – przekonuje ekspert. Podsumowując. Są tacy, którzy nie czytają nic i koniec. A są tacy, którzy czytają, do tego kupując coraz więcej i za wyższe ceny. To chyba jednak za mało, aby wytłumaczyć rozbieżności w postrzeganiu czytelnictwa.
Bo chodzi o pieniądze?
Teraz można odnieść wrażenie, że alarmujący raport został ogłoszony, aby uzasadnić to, co pojawiło się już w konkluzji raportu bibliotekarzy. Jakże inaczej można walczyć z abstynencją czytelniczą jak nie Narodowym Programem Rozwoju Czytelnictwa 2016-2020. A ile będzie to kosztowało? Uwaga, trzymajcie się za portfele. Program przyjęty jeszcze w październiku 2015 roku zakłada wydanie z kieszeni podatników szokującej kwoty 669 mln zł. Dokładniej, 435 mln zł pochodzić będzie z budżetu państwa, a 234 mln zł zostaną zainwestowane ze środków samorządowych.
Za te pieniądze Biblioteka Narodowa chce m.in. kupować nowości wydawnicze dla małych bibliotek osiedlowych oraz szkolnych. "Swoją działkę" w programie będą też mieli urzędnicy Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, a także ci z resortu szkolnictwa – odpowiadający za remonty szkolnych bibliotek. Jednym zdaniem, nadal będziemy budować biblioteki bez gwarancji, że przyciągną nowych klientów jak choćby popularne "księgarnio-kawiarnie".
Niestety na "poprawę czytelnictwa" nie rozpisano przetargu publicznego. Kto wie, może Allegro znając swoich klientów lepiej niż własna matka, zaproponowałoby lepszy sposób dotarcia z książką do czytelnika. A może sponsorowane grantem MTV mogłoby wyprodukować odcinek balangi Warsaw Shore w bibliotece. Gdyby choć jeden miłośnik show zamiast po "pół litra" sięgnąłby po książkę, to byłby prawdziwy sukces i hit edukacyjny.