– Nie jesteśmy tanim polskim zamiennikiem technologii szwedzkiej czy niemieckiej, jesteśmy drogim zamiennikiem niemieckiego badziewia – mówi o swoich produktach Jakub Wójcik, wiceprezes polskiej firmy Izodom, produkującej domy pasywne.
Historia waszej firmy jest pełna nietuzinkowych klientów.
Osiem lat temu zgłosił się do nas szejk emiratu Abu Dhabi. To miasto to taki bogatszy brat Dubaju. Szejk chciał zbudować 3 tys. domów. Potraktowaliśmy to jak niepoważny żart, bujdę albo że się pomylili. Ale ich specjaliści widzieli nasze produkty na niemieckich budowach. Znaleźli nas w google i chcieli kupić towar i wsparcie techniczne – szkolenia na budowach.
Ostatecznie powstało 2,5 tys. domów, mieszkańcy chwalą ochronę przed gorącem. Ilość energii potrzebna do klimatyzacji mieszkań w tak gorącym kraju jest 4-5 razy większa niż do ogrzewania w Polsce. Szejk, który jako deweloper budował to osiedle we własnym kraju, niedaleko osiedla musiałby postawić elektrownię, żeby zapewnić energię do klimatyzacji. Stosując nasze materiały budowlane gwarantujące izolację termoizolacją, domy zapewniały i komfort mieszkania i oszczędności. Druga rzecz to prędkość budowy – z Izodomu buduje się pięć razy szybciej, jest różnica między budowaniem trzech tysięcy domów w dwa lata a nie w dziesięć lat. Dla budującego domy na sprzedaż to bardzo duża oszczędność.
Będzie jeszcze ciekawiej...
Ciekawostką jest to, że największym obiektem zbudowanym z Izodomu jest … pałac Króla Maroko o powierzchni 10 tys. mkw. Nasz Klient z Abu Dhabi podarował go na urodziny swojemu kuzynowi – królowi Maroko. Słysząc o tym pomyśle nie chciałem w niego uwierzyć, kiedy Klienci znad Zatoki Perskiej informowali nas o nim. Dopiero gdy zaczęli płacić faktury pro forma – uwierzyłem. Pałac jest skończony, ale nie jest zamieszkany – służy jako domek myśliwski podczas polowań z sokołami.
Na początku tego kontaktu z Bliskim Wschodem zadziałała u nas chyba jakaś blokada psychologiczna, przecież szejkowie nie dzwonią do Zduńskiej Woli! No, ale okazało się, że jednak dzwonią – tak jak robią to Szwedzi, Francuzi i Finowie. Kiedy w 2012 dzwonili do nas Francuzi chcąc kupić nasze produkty na budowę 500 domów socjalnych pod Lille już się tak bardzo nie dziwiliśmy… Do dziś dostarczyliśmy materiały na ponad 18 tys. obiektów budowlanych na 4 kontynentach.
Prowadzicie firmę rodzinną?
Tak, Izodom założył nasz ojciec. Ma 73 lata, ale nadal pracuje po 16 godzin dziennie. Ojciec pracował jako inżynier budowlaniec w firmie budującej domy. Jest innowatorem z charakteru. W głębokim PRL za swoje pomysły dostał kilka tytułów „mistrz racjonalizatorstwa”, dzisiaj się na to mówi innowacja...
Co go skłoniło do założenia firmy?
Gdy wszystkie firmy państwowe popadały, ewakuował się do teściów do sadów jabłkowych pod Grójec. Miał wtedy 50 lat. Po drodze padła mu jedna firma, garażowej produkcji prostych płyt termoizolacyjnych, ale za to nabrał pierwszych szlifów w kapitalizmie. Produkował skrzynki do jabłek, ale wtedy wtedy Rosja pierwszy raz zamknęła swój rynek na owoce i firma upadła. Sprzedał swoje mieszkanie i mieszkanie żony, wziął 2 mln marek kredytu. Uruchomił produkcję nowoczesnych elementów do budowy domów energooszczędnych. Ówczesny nienasycony rynek budowlany był atrakcyjnym kąskiem.
Tak wielki kredyt na nową firmę, lata 90... odważna decyzja
Ja do dziś tego nie rozumiem, takiego ryzykanctwa, mając dwójkę dzieci… To trzeba mieć we krwi. Tata tłumaczy, że gdyby ktoś mu powiedział, że opracowując biznesplan nie należy zakładać że od pierwszego dnia działalności będzie sprzedawać się 100 proc. wyprodukowanych materiałów, to chyba by się tego nie podjął.
Produkcję uruchomiono w 1991 roku. Przez pierwsze dwa lata ustawiały się kolejki, ale w tym czasie dziewięć firm skopiowało ich rozwiązania i zaczęły produkować prymitywne podróbki. Dumpingowe ceny, jakość odstraszająca kupujących i psująca markę „pustakom styropianowym”, oraz brak odpowiedzialności firm za to co sprzedają. Zajęło nam 25 lat wykasowanie wszystkich konkurentów. Dziś w Polsce jako jedyni produkujemy kształtki do budowy domów pasywnych.
Są producenci, liczący się, w Niemczech, Francji, wielkiej Brytanii, o 10-25 lat starsi. W 1993 roku śmiali się z nas, ale dziś rozmawiamy, czy nie kupić ich zakładów. Np. przyczyniliśmy się do zamknięcia konkurencyjnej fabryki w Belgii, gdyż potrafiliśmy nasze produkty dostarczać na lokalny rynek szybciej niż lokalny konkurent był w stanie odpisać na email. Nie ceną a obsługą klienta.
Budowa domów pasywnych
Budowa w technologii Izodom trwa od trzech do pięciu dni. Szalunek z elementów Izodom zostaje wypełniony betonem, tworzy 25-cm trwale płaskie posadowienie budynku.
Ściany buduje się z lekkich kształtek z tworzywa izolacyjnego, które układa się jak klocki Lego. Kształtki są duże i lekkie.
Budowa domu jest nawet 7 razy szybsza niż tradycyjna.
Ściany nie wymaga dodatkowego docieplenia, co jeszcze bardziej zmniejsza koszty budowy.
Po „wymurowaniu” wszystkich ścian z elementów Izodom, wypełnia się je betonem. Konstrukcję budynku będzie stanowiła monolityczna ściana betonowa. Betonowanie, odpowiednik 2-3 tygodni pracy murarzy na tradycyjnych budowach, trwa jedynie 2 - 2,5h.
Do wykończenia budynku stosuje się dowolne materiały, popularne w danym regionie – tynki, klinkier, drewno.
Do 2007 roku nasze biuro było w skromnym kontenerze budowlanym, za to na ścianach wisiały najbardziej prestiżowe europejskie certyfikaty, dopuszczenia i dokumenty patentowe. Potem wychodziliśmy z kontenera, i jechaliśmy na najdroższe imprezy wystawiennicze – Londyn, Oslo, Sztokholm, Berlin, Monachium. Obecnie rocznie wystawiamy się na ok 40 targach. Decyzja o inwestycjach najpierw w zaawansowanie technologiczne produktów i jakość a później w biuro – czyli odwrotnie niż konkurenci – okazała się trafiona.
Budowa domów Państwa produkcji kosztuje porównywalnie do domów tradycyjnych. Czy potrafi pan przekonać budowlanego laika, dlaczego domy pasywne są atrakcyjne?
Są atrakcyjne cenowo, głównie w użytkowaniu. Domy budowane w technologii Izodom zużywają 10 razy mniej energii. Czyli rachunki za ogrzewanie lub klimatyzację są 10 razy niższe. Jeśli ktoś wydaje za ogrzewanie i ciepłą wodę 4000 zł rocznie, koszt ten może spaść do 400 zł. W skali 25 lat można zaoszczędzić około 100 tys. zł. Różnica w kosztach budowy dla domu o powierzchni 115 mkw: budowa tradycyjna kosztuje 230 tys zł, dom pasywny Izodom – 270 tys. zł.
Prosty dom pasywny w stanie surowym zamkniętym, wzniesiony w technologii Izodom – to koszty od 1,8 tys. do 2,4 tys. zł za metr. To są ceny, za które normalnie można kupić tradycyjny dom, niedocieplony, niedogrzany, taki w którym latem nie da się wytrzymać i drogi w utrzymaniu. A my w tych kosztach oferujemy dom o 3 klasy energooszczędności wyżej, czyli domy pasywne. To znaczy takie, które zużywają o 90 proc. energii mniej.
A ile to trwa?
Dom z Izodomu buduje się w miesiąc, pięć razy szybciej niż tradycyjnie. To kolejna zaleta, oszczędność na kosztach robocizny. Pracownicy cztery dni układają kształtki, a piątego dnia przyjeżdża pompa do betonu i wlewa beton.
Nasza innowacja i oszczędność klienta polega dodatkowo na tym, że nasze produkty mają dwie funkcje, najpierw jest to forma do betonu – tzw. szalunek, a po wypełnieniu betonem kształtka przejmuje funkcję termoizolacji. Jak się robi dwie rzeczy naraz, to się skraca czas budowy. No i jedyny specjalistyczny sprzęt na budowie to piła do drewna.
Ale muszę zapłacić za specjalistów, którzy potrafią budować waszymi materiałami.
Nic z tego. 45 proc. budujących to osoby, które budują samodzielnie, nie wynajmują firmy. Mamy klienta, który sam to robi ze szwagrem, chwalimy się nim na naszej stronie internetowej. Rocznie 100 rodzin w Polsce. No i na koniec opowiadania o zaletach, te domy są dobre dla alergików, bo jest ciepło i cicho i sucho. Styropian to materiał, który nie trzyma wilgoci, nie rozwijają się pleśnie i grzyby, odpowiedzialne za alergie.
A sami też zaufaliście Panowie swoim technologiom?
W tej chwili brat startuje z budową, ojciec mieszka w domu z Izodomu. Ja pewnie w przyszłym roku. Bardzo dużo rodziny, kuzynów, wujków, pracowników. Znamy technologię od podszewki. W ramach ćwiczenia, żeby sprawdzić, jak się czują nasi klienci, sami budowaliśmy dom naszego kuzyna, który u nas pracuje. No faktycznie to jest proste.
Czy domy pasywne Państwa produkcji różnią się z wyglądu od normalnego domu?
Nie, absolutnie niczym. Do czego to się sprowadza – mają bardzo grubą warstwę izolacyjną. Na ścianach mają 30 cm termoizolacji, a w fundamentach – 25 cm, przy czym w normalnych domach zwykle daje się tylko 5 cm izolacji. Dobre okna, system odzysku ciepła z wentylacji i dom zaczyna dawać oszczędności rzędu 75 proc.. Trwałość tej konstrukcji jest szanowana na 100-120 lat. To wszystko razem sprawia że budynek jest energooszczędny. Warto dodać, że od 2020 roku urzędnicy będą mogli wydawać pozwolenia na budowę tylko domom pasywnym.
Nie widziałam tej informacji w mediach
Informowanie o tym nie leży specjalnie w interesie branży. Polski rynek jest zdominowany przez niemieckich i szwedzkich producentów materiałów budowlanych. Więc gdy wycofują jakieś linie produkcyjne od siebie, to się je demontuje, przewozi do Polski i sprzedaje je jako nowość.
Za 4 lata rynek będzie musiał tak budować?
No tak, ale do tego będą potrzebne specjalnie zaprojektowane rozwiązania, nowe materiały, i nie są to cegły. Ja to tłumaczę w ten sposób, że – tak jak koń nie służy do transportu dużych i ciężkich ładunków, tak cegła nie nadaje się do budowy domów pasywnych. Coś co kiedyś było powszechnie stosowane, znane i akceptowane, nie zawsze sprawdza się w nowych czasach.
Gdy w Polsce klienci próbują budować domy pasywne – właśnie z cegieł - okazuje się, że tradycyjne materiały budowlane nie nadają się gdyż mają zbyt słabe parametry izolacyjne, materiały są koszmarnie drogie i wymagają specjalistycznych ekip budowlanych. Koniec końców ceny domów pasywnych budowanych metodami tradycyjnymi sięgają poziomu cen jak we Francji czy Niemczech, tyle że siła nabywcza Polaków jest dużo niższa. To sprawia, że te domy pasywne budowane „tradycyjnie” – z cegieł z ociepleniem są dla Polaków za drogie. Aby dom pasywny był przystępny cenowo warto przyjrzeć się rozwiązaniom alternatywnym, czyli za naszym „klockom styropianowym”.
Jesteście bardziej zauważalni za granicą, niż w Polsce, gdzie rocznie na Waszą pomoc decyduje się ok 100 rodzin. Ponad 90 proc. produkcji trafia na eksport. Jak to się stało?
Mechanizm wyjścia za granicę był dość ciekawy. Na początku lat 90 szybko dorobiliśmy się podróbek, wybuchła wojna cenowa i jakościowa. To spowodowało, że ojciec wsiadł w malucha i jeździł po Niemczech, oferując nasze produkty. Niemcy się strasznie dziwili, że przyjeżdża do nich facet w tweedowej marynarce, ze słabym niemieckim i to jeszcze maluchem, który opowiada o zaawansowanych technologiach. Ale powiedzieli, że jak zdobędzie certyfikat potwierdzający te niespotykane parametry, to zapraszają do współpracy.
Zdobyliście go?
Gdy ojciec wziął drugi kredyt, na ten certyfikat, który swoją drogą był koszmarnie drogi, to ten rynek niemiecki nam się otworzył. Z Polski wypchnęły nas dumpingowe ceny naśladowców, ale bardzo korzystaliśmy z niemieckich wysokich cen i marż. Uczyliśmy się też zjawisk na zachodzie Europy, np. „just in time”, czyli jeśli klient chciał mieć towar w środę o 8 rano we Fryburgu na drugim końcu Niemiec, to tak ma być. Raz budowlaniec kazał zapłacić za dniówkę, bo się spóźnili z dostawą, a murarze byli na miejscu. To bolało.
Czego jeszcze nauczyli Was Niemcy?
Ogromnej dbałości o jakość. Po wysłaniu 4 razy dosłownie 3 kształtek na wymianę na drugi koniec Niemiec, wprowadziliśmy normy ISO. Okazało, że gdy pilnujemy jakości w zakładzie, to nie mamy reklamacji – więc nie tracimy pieniędzy na rozpatrywanie reklamacji, był rok 1997.
Niby oczywiste...
Prawda? Niemcy były dla nas pierwszym rynkiem eksportowym, najpierw sprzedawaliśmy produkty pod naszą marką „Izodom Polska”, ale okazało się, że niemieccy klienci po polskich produktach spodziewają się albo super tanich cen albo nie wierzą w jakość i kwestionują certyfikaty i wysokość cen. Więc wprowadziliśmy nowy „niemiecki brand”, nasz lokalny partner wypuścił nasze produkty z dopiskiem Made in Germany. Sprzedaż skoczyła nam pięć razy.
Na jednym kraju się jednak nie skończyło?
Potem przyszła Rosja, Syberia, Moskwa, obwód kaliningradzki. W Moskwie powstało kilka 11-piętrowców. W Omsku na Syberii jest minus 45 stopni. Tam firma budowlana została założona przez faceta, który zamówił u nas dosłownie – pociąg materiału i jednego inżyniera. Załadowaliśmy go w Zduńskiej Woli. Na miejscu ściągnął 40 chłopów bez żadnego doświadczenia. I nasz inżynier rękami sybirskich rolników zbudował osiedle na 70 domów.
Ale w Rosji nie handlujemy, ponieważ tam jest 40 firm, które skopiowały nasze rozwiązania. Izodom Rossija, Izodom Moskwa. Zrobili to samo, co wydarzyło się w Polsce w latach 90, zaczęli się wyżynać najpierw cenowo i ciągle obniżali jakość.
Wróciliśmy już do Niemiec z własną marką. Jesteśmy też we Francji, Luksemburgu, Danii, Norwegii, ale też w Nigerii, RPA, romansujemy z Zambią, etc. W Zduńskiej Woli będziemy w tym tygodniu budować z przedstawicielami Mali, którzy chcą zbudować duże tanie osiedla, a z Nepalem – o odbudowie zburzonych osiedli w trzęsieniu ziemi. Obaj partnerzy potrzebują tanich domów szybkich w budowie przez niewykwalifikowaną siłę roboczą, tylko że w Mali potrzebują izolacji od gorąca, a w Nepalu od zimna.
Wasze produkty są określane jako innowacyjne, tymczasem polskie firmy nie są z tego sławne. Do tego roku zresztą nie było żadnych ulg podatkowych na innowacje.
Rok w rok zostawialiśmy na Politechnice Łódzkiej jakieś 200 tys. zł, teraz już dwa miliony. Jeśli przejdą wnioski unijne, które właśnie złożyliśmy do PARP, to zostawimy na Politechnice 2,5 mln zł. Będziemy budować swoje własne laboratorium, chyba najnowocześniejsze w Europie.
Jesteście polską firmą, z czysto polskim kapitałem… Czy dostaliście jakie wsparcie ze strony rządu?
Przez pierwsze 20 lat nie korzystaliśmy z żadnego wsparcia, najwyżej ktoś z ambasady zarekomendował nam tani hotel…
W 2012 roku wystartowaliśmy w konkursie GreenEvo, który był dla nas zaskoczeniem. Dlaczego Ministerstwo Środowiska chce pomagać MŚP w eksporcie? Ale program okazał się genialny. Startowaliśmy też w konkursie „Teraz Polska” i mamy dzięki niemu... dyplom. Tymczasem GreenEvo, to najlepszy program promocyjny jaki stworzył polski rząd. Firma, która eksportowała dużo, zaczęła eksportować... ogromnie dużo. Przed GreenEvo zatrudnialiśmy 12 osób, po programie– 68. Czterokrotnie wzrósł nam też obrót.
Dostaliśmy tam szkolenia, bardzo wartościowe, na przykład, jak współpracować z MSZ i ambasadami, jak chronić technologię przed skopiowaniem, jak finansować badania, jak prowadzić negocjacje. Dostaliśmy wędkę nie rybę.
Dowiedzieliśmy się, że jest coś takiego jak wsparcie administracji rządowej dla średniego biznesu. Wcześniej myślałem, że to w ogóle nielegalne. Uważam, że w tej chwili wręcz warto prosić o wsparcie ambasady i WPHI, w ciągu ostatnich lat ogromnie dużo się zmieniło. Co było 10 lat temu, może pomińmy milczeniem, ale w tej chwili kadra w tych placówkach na całym świecie jest świetna, pomocna, wykształcona. Oslo, Sztokholm, Helsinki, Tbilisi, wcześniej Trypolis w Libii - te placówki w ogóle pracują jak firmy. W tej chwili zakładamy własne oddziały za granicą, Trzy tygodnie temu w Estonii, do końca roku w Wielkiej Brytanii i Francji. Po to by produkować na miejscu i oszczędzać na transporcie.
Przetestowaliście polską dyplomację gospodarczą?
Nasze wcześniejsze doświadczenia z Ministerstwem gospodarki nie były, delikatnie mówiąc, najlepsze, za to byłem zdziwiony, że Ministerstwo Środowiska i MSZ zrobił coś tak świetnego jak GreenEvo. Było fajne, ale się skończyło. Kontakt z MSZ Departementem Wspólpracy Ekonomicznej pozostał nam do dziś – to bardzo kompetentna i pomocna grupa specjalistów. Trzeba pamiętać, że biznesu za nikogo administracja nie zrobi i pracować trzeba samodzielnie.
Mamy wyróżnienie komisji europejskiej jako jedno z 40 najlepszych rozwiązań bnudowlanych w EU. Pomogli nam założyć wirtualne biuro w Tokio, przetumaczyć stronę www i katalog na japoński, byliśmy chyba jedyni ze środkowej europy. Zostaliśmy zaproszeni na COP żeby opowiadać o budownictwie energooszczędnym. Jesteśmy też w onz programie firm, które przyczyniają się do chronienia klimatu Caring for Climate, jako jedna z 350 firm na świecie.
A co nowego planujecie?
Obecnie planujemy w Zduńskiej Woli budowę budynku o zerowym zużyciu energii. Na świecie są takie 4 budynki, chcemy mieć piąty, autorski, w Zduńskiej Woli. Cztery lata temu Helsinkach zbudowaliśmy dom z kilkoma mieszkaniami, koszty utrzymania wynoszą 7pln/m2/rok tj mieszkanie 70 mkw rocznie kosztuje 490 zł. Chcemy te koszty obniżyć do zera.
Będziemy testować takie pomysły, jak magazyn letniego ciepła – coś ,co potrafi zbierać latem ciepło, magazynować pod ziemią i wykorzystywać zimą do ogrzewania. Powinien już być otwarty dla publiczności od wiosny 2017 r. Chcemy też udoskonalić, jedyną na świecie płytę izolacyjną służącą do docieplania i osuszania zawilgoconych ścian, w ramach demonstracji chcemy wyremontować fasadę starej, zawilgoconej XIX-wiecznej kamienicy w Łodzi.
Swoją drogą to zapraszamy do odwiedzania naszej fabryki i wystawy.
Dziękuję za rozmowę