Za ponad 600 milionów dolarów australijska firma Prairie Mining Limited buduje kopalnię w województwie lubelskim. Chce stworzyć na miejscu zagłębie węglowe. Udało mi się porozmawiać z człowiekiem, któremu Australijczycy zaufali na tyle, że pokazali strategię tego projektu. – Opadła mi szczęka, gdy zobaczyłem, jak to wszystko jest przemyślane – mówi mi Arkadiusz Krężel, kiedyś prezes Agencji Rozwoju Przemysłu.
Po konfucjańsku. Jeśli nie będziesz patrzył daleko, to potkniesz się blisko. Inaczej niż w Polsce, gdzie w górnictwie myślimy bardzo krótko do przodu.
Z jakimi skutkami?
Sytuacja w polskim górnictwie jest krytyczna. To jest równia pochyła. Nikt nie ma nawet pomysłu. W tym kryzysie moim zdaniem jedyne sensowne rozwiązanie to wpuszczenie prywatnego kapitału do wybudowania nowych prywatnych kopalń i zatrudnienie w nich górników, którzy będą tracić pracę w kopalniach państwowych.
Dlaczego właśnie Australijczycy?
Oni świetnie znają rynki węglowe. Całe życie przepracowali w tej branży. Wiedzą o niej wszystko. Australijczycy mówią tak: Europa jest największym na świecie rynkiem i potrzebuje węgla. Jest na niego popyt. My mamy kopanie w Australii, ale przetransportowanie węgla przez cały świat byłoby zbyt drogie. Czyli musimy mieć własne kopalnie na miejscu.
Co chcą osiągnąć?
Na Lubelszczyźnie są najlepsze złoża węgla, które jeszcze zostały w Europie. Opłaca się im zainwestować w Polsce w bardzo nowoczesne zakłady, gdzie jeden górnik będzie wydobywać 2000 ton węgla.
Ile wydobywa dziś polski górnik w państwowej firmie?
600 ton. Dzięki potrojeniu tego Australijczycy są w stanie zbudować bardzo konkurencyjne zakłady pracujące na eksport do Unii.
Jak oni chcą to osiągnąć? Gonić batem na przodku?
Systemem pracy i nowoczesnością technologii. Mają w każdym punkcie przemyślaną organizację pracy. Konsultowali ze mną swoje projekty. I szczerze mówiąc opadła mi szczęka. Oni mają wszystko logicznie poukładane. Oni myślenie o biznesie zaczynają od rynku. Czyli najpierw obeszli wszystkich potencjalnych kupców węgla i ustalili, po ile są oni gotowi kupować surowiec i czy podpiszą z nimi promesy odbioru na ileś lat. Mają na 10 lat zabezpieczony rynek. Wiedzą, że jak zmieszczą się w koszcie, to każdy od nich ten węgiel kupi.
Jeszcze muszą go wydobyć.
Australijczycy nie wierzą w żadne polskie badania geologiczne. Muszą się sami przekonać. Dlatego robią bardzo dużo odwiertów. Sprawdzają złoże idealnie. Wtedy wchodzą ich inżynierowie, mówią jakie maszyny są potrzebne, jak się do tego węgla dobrać. Kupują odpowiednie urządzenia. Technologia, którą mają wykorzystać w swojej kopalni w Lubelskim, jest używana tylko w dwóch innych miejscach na świecie. Bo to jest najlepsza technologia na świecie. Pan ma dzięki temu zupełnie inaczej zorganizowaną strukturę kopalni.
Kto nią rządzi?
Jest dyrektor, ale to nie jest Pan dyrektor w jakimś gabinecie. To jest człowiek, który zarządza, ale też świetnie wie, co się dzieje na dole. Jest aranżerem całego układu. Pilnuje kosztów, motywuje ludzi, jest autentycznym przywódcą na dole. Wszystko jest jasne. Każdy górnik jest w stanie sobie na cholewie buta zaznaczyć, ile zarobi. Widzi ile wydobywa, wie, ile ma premii za każdą wydobytą tonę. Tam nie ma miejsca na awarie, na niechlujstwo, na zaniedbania.
A jest miejsce na 13, 14 i 15 pensję?
Nic takiego. Ale i tak górnik pracujący u Australijczyków zarobi więcej niż ten w państwowej polskiej firmie. Tylko że za zupełnie inną pracę. Z systemem motywacyjnym zbudowanym wokół efektywności. Oni policzyli, ile każdy z nich powinien pracować, żeby był zmotywowany.
Wszystko jest korporacyjnie poukładane.
Niemal zupełnie wycieli administrację. Informatyka jest w chmurze, zarządzanie jest zdalne, technologiczne. Nie potrzeba żadnego miejsca i ludzi. Nie ma tysięcy ludzi zatrudnionych w procesach. Wszystko jest technologicznie wyrafinowane. Australijczycy nie mają żadnych zahamowań w stosowaniu nowoczesnej technologii, byle ograniczała czas i dawała efektywność. To jest właśnie filozofia racjonalności myślenia.
Wszystko to się różni od Polski.
Całkowicie. Węgiel jest ten sam ale oni na nim zarabiają, a my nie. My jesteśmy przyzwyczajeni do pewnych stereotypów działania w górnictwie. Jesteśmy też konserwatywni. To nam przeszkadza. Nie szukamy nowości, nie szukamy innowacji.
Nie mamy pieniędzy.
Oni też nie mają pieniędzy, żeby je marnować. Mają biznes plan.
Czy to jest do przeniesienia do Polski?
Jeśli górnictwo pozostanie państwowe, to nie. Barierą zawsze jest syndrom elektoratu. Interes polityczny przeważa nad ekonomicznym. Zawsze, gdy ostatnie zdanie ma polityk a nie ekonomista, niestety podejmowane są złe decyzje. U Australijczyków to jest czysty biznes.
Zachwycił się Pan Australijczykami, bo nie wierzy w plan polskiego rządu na węgiel?
Rok temu tu na EKG w Katowicach była dyskusja na temat przyszłości polskiego górnictwa. Wielu ekspertów mówiło wtedy – nie mieszajcie energetyki do górnictwa. Jest to bowiem fatalny pomysł. Skala destrukcji i patologii w górnictwie jest przerażająca. Branży brakuje zarządzania. Wszyscy mówili, że połączenie kopalni z energetyką zniszczy energetykę. Rząd nie słuchał. Minął rok i widzimy, co się zdarzyło. Spółki energetyczne w rok straciły 22 miliardy wartości. Zadłużenie trzech spółek górniczych wzrosło do 16 miliardów. Wszyscy stracili pieniądze podatników.