Polacy dostaną "tanie mieszkania" – obiecała Beata Szydło. Napięcie rośnie. W grę wchodzą nawet 3 tys. zł za metr kwadratowy. Co na to Polacy? Nie mają wielkich nadziei na udział w programie. "Pewnie będę jak to pierwsze dziecko w programie 500+", odpowiada młody trzydziestolatek.
– To jest kolejne nasze zobowiązanie w stosunku do polskich rodzin – mówiła premier. Rząd chce stworzyć instrumenty prawne, które pozwolą na budowę mieszkań na wynajem i na wynajem z dojściem do własności. Ale takich, które będzie można wynająć czy kupić dużo poniżej średnich cen rynkowych. Jakim cudem?
Rząd znalazł na to sposób. Ponieważ aż jedna czwarta ceny lokalu to koszt działki, władze chcą udostępnić państwowe grunty na wybudowanie "tanich mieszkań". Przez tanie kredyty na budowę i darmowy grunt cena metra kwadratowego faktycznie może zostać obniżona, rząd chce, by nie przekraczała trzech tysięcy złotych.
Jak wygląda rynek? Około 580 tys. mieszkań jest wynajmowanych przez osoby fizyczne – wynika z danych GUS. Największą grupą najemców nie są studenci. Niemało jest też 40- i 50-latków. Aż 216 tys. mieszkań wynajmuje właśnie ta grupa wiekowa.
Mało kto wie, że polski rynek wynajmu jest bardzo mały. Są to liczby rzędu 2-4 proc., podaje Andrzej Adamczyk, minister infrastruktury i budownictwa. Dla porównania w Niemczech wskaźnik ten sięga 50 proc. Szczegóły nowego programu poznamy dopiero "po długim weekendzie". Inn:Poland już dziś zapytał tych, którzy przynajmniej w teorii powinni być zainteresowani programem - czy program PiS ma szanse trafić na podatny grunt.
Totalnie beznadziejne mieszkać w tej Warszawie
Agnieszka pochodzi z Warszawy, ale wraz ze swoim partnerem przeprowadziła się do Wrocławia – za pracą. Dziś ma dwoje maleńkich dzieci, wynajmuje mieszkanie z ogrodem. Na opis programu reaguje bardzo nieufnie i pyta o konkrety. – Czy to będą mieszkania na odludziu, zbudowane na zrównanym z ziemią pegeerze?
Przyznaje, że jej rodzina jest w specyficznej sytuacji, bo mieliby gdzie mieszkać, ale zmienili miasto. Ceni sobie tę mobilność. – W Niemczech wynajmujesz mieszkanie w jednym mieście, ale dostajesz pracę gdzie indziej i wynajmujesz gdzie indziej. A Polsce społeczeństwo jest bardzo skostniałe, ludzie poruszają się tylko w jednym kierunku, z małych miast do Warszawy – mówi.
Przeprowadzka może wzmocniła tęsknotę za pozostałymi członkami rodziny, ale ujawniła też nieoczekiwane zalety. – We Wrocławiu dom z ogródkiem i wejściem do parku kosztuje tyle co najtańszy dom na Saskiej Kępie.
Nie zależy jej bardzo, by mieć mieszkanie na własność. – Jak iść we własność, to po to, by coś zostawić spadkobiercom – zastanawia się. Wynajem oznacza dla niej też mniejsze ryzyko. – Zawsze możesz powiedzieć: straciłem pracę, nie stać mnie, przeprowadzam się z 4 pokoi do kawalerki. A jak masz kredyt, to umarł w butach – mówi.
Podaje też przykład, gdzie rodzina oddała na wynajem lokatorom mieszkanie w centrum Warszawy, a za te pieniądze sama wynajmuje mieszkanie na Kabatach (tzw. sypialnia Warszawy, 14 km od centrum). – Za minimalną dopłatą mają dwa razy większy metraż, 80 mkw zamiast 45.
Jako młodą mamę, interesuje ją lokalizacja i metraż, bezpieczne place zabaw, garaże. - Jakie będą to mieszkania, blokowiska z małymi mieszkaniami, taki trochę kołchoz bez garaży placu zabaw, czego ludzie szukają gdy wynajmują mieszkania lub kupują? - pyta.
Aktualny czynsz nie spędza jej snu z powiek. - To była duża gratka. Znegocjowaliśmy cenę, bo nie było wyposażenia, sami kupiliśmy lodówkę czy zmywarkę.
Z przeniesienia do Wrocławia jest bardzo zadowolona, chwali sobie połączenie warszawskich pensji (pracują w korporacjach) z cenami mniejszego miasta.- I tak sobie myślę, że to jest totalnie beznadziejne mieszkać w tej Warszawie, bo koszty nie są tak wysokie, po prostu ludzie są pazerni i chcą brać dużo za wynajem – podsumowuje.
Pewnie będę jak to pierwsze dziecko w programie 500 +
Nie zgadza się z nią Krzysztof, który z kolei spod Warszawy przeniósł się do stolicy. - Nie ma co się dziwić, gdybym miał mieszkanie, też bym je wynajmował po jak najwyższych cenach. Nie mam mieszkania i to jest mój problem, muszę wynajmować albo wziąć kredyt, wybieram wynajem.
Dziś wynajmuje więc mieszkanie z dwojgiem dobrych znajomych. Wobec głośnej oferty rządu jest sceptyczny. - Nie mam rodziny, więc pewnie będę jak to pierwsze dziecko w programie 500 +, nie obejmie mnie, mimo szumnych zapowiedzi. Tak będą miały wszystkie pary, które żyją w nielegalnych, tzn. nieformalnych związkach.
Rząd chce obniżać ceny mieszkań na wynajem przez przekazywanie gruntu za darmo. Krzysztof nie jest specjalnie zainteresowany tą informacją. Dla niego ważny jest koszt i lokalizacja. Tak jak Agnieszka, podejrzewa, że ewentualne nowe domy będą na obrzeżach. - Nie obchodzi mnie, z czego wynika cena, ważne, by była niska. Lubię Mokotów i Saską Kępę, nie spodziewam się, by tam powstały tanie rządowe mieszkania. Dla mnie najważniejsza jest lokalizacja mieszkania, to gdzie żyję, a nie, czy jest to moje czy nie.
Mieszkania szukał przez znajomych. - Ile to kosztuje? Koszty wynajmu w ogóle nie są dla mnie obciążające. Mam przeciętne zarobki, dzielimy dwa tysiące zł na trzy osoby.
Krzysztof nie potrzebuje dziś stabilizacji ani mieszkania na własność. - Jeśli stracę to mieszkanie, to znajdę jeszcze fajniejsze. Nie myślę o własności, bo nie chcę być związany kredytem. Nie mam typowo polskiego myślenia, moim celem życia nie jest kupno mieszkania. Chciałbym je mieć, ale nie zrobię tego za wszelką cenę - podsumowuje.
Mieszczuch chce mieszkać w centrum
Tyle zdanie trzydziestolatków. Pytanie, jak na to spogląda człowiek o dekadę starszy. Sebastian, czterdziestolatek, z Warszawy przeniósł się do pracy do Krakowa. Mieszkania szukał dwa tygodnie, początkowo przez znajomych, ale ostatecznie znalazł je na Gumtree. Mówi o sobie, że jest „miejskim szczurem”, koniecznie chciał mieszkać blisko centrum. Za dwupokojowe mieszkanie, ok 50 metrów, zapłacił 1100 zł. - Cena była atrakcyjna, ale oczywiście był haczyk. Mieszkanie było bardzo zaniedbane, w żulerskiej okolicy, to była cena bez mediów. W zimie były ogromne koszty opalania. Rekompensowało mi to wszystko miejsce, z okna słyszałem hejnał - opowiada.
Zarabia ok średnią krajową, więc nawet ten koszt nie jest obojętny. - Mieszkam w dwóch miastach naraz, do Krakowa przyjechałem do pracy. Praca była czasowa, dlatego absolutnie nie chciałem kupować ani wiązać się z tym miastem na dłużej.
Czy byłby zainteresowany tanim mieszkaniem na obrzeżach miasta? - Na pewno nie – odpowiada zdecydowanie „miejski szczur”. W granicach centrum miasta byłby już zainteresowany, ale to z kolei wydaje mu się mało prawdopodobne. - Dla mnie ważne jest, żeby mieszkanie było dobrze skomunikowane, w dobrym miejscu, żeby nie pochłaniało ogromnych kosztów. Wielkość z kolei nie jest kluczowa, mógłbym mieszkać nawet w kawalerce - dodaje.
Z danych GUS wynika, że budownictwo w Polsce ma się wprawdzie dobrze, ale niemal nikt nie buduje pod wynajem. A już zupełnie leży budownictwo komunalne czy spółdzielcze. Spółdzielnie mieszkaniowe w styczniu i lutym oddały do użytkowania 726 mieszkań. Mizernie wygląda stan budownictwa komunalnego, czynszowego i zakładowego. Inwestorzy z tej działki oddali do użytkowania jedynie 241 mieszkań. W tej działce zdecydowanie jest więc co poprawiać.