W mediach wciąż huczy od skandalu z Moniką Terą w roli głównej. Radna z Piotrkowa Trybunalskiego zbiła majątek na stronach z anonsami erotycznymi i pornografią. Sprawa wywołała falę oburzenia, ponieważ jest od początku kariery politycznej jest związana ze środowiskami prawicowymi. Mniejsza o etykę. Spójrzcie na biznesową stronę medalu. Radnej nie można odmówić jednego – ma niezły nos do interesów.
Firma Moniki Tery to rodzinny biznes. W zeszłym roku radna osiągnęła przychód półtora miliona złotych, z czego dochód to 640 tys. złotych. O takich wskaźnikach może pomarzyć wiele firm w Polsce. Według raportu PARP, małe firmy osiągnęły zaledwie 460 tys. złotych przychodu w 2013 roku. Wychodzi na to, że różowa branża, mimo że pęka w szwach od nadmiaru konkurencji, ma się w Polsce bardzo dobrze.
Według badań firmy Gemius, strony erotyczne odwiedza prawie 8 milionów polskich internautów, z czego 2/3 to mężczyźni. To 36 proc. wszystkich osób, które korzystają w naszym kraju z Internetu.
Okazuje się, że reszta internautów oraz ci, którzy nie korzystają z sieci, preferuje tradycyjne metody konsumowania erotyki. Mianowicie, dalej jest bardzo silny segment prasy erotycznej w Polsce.
Krzysztof Garwatowski z wydawnictwa Pink Press w rozmowie z INN:Poland mówi, że jego wydawnictwo posiada w swojej ofercie około 40 tytułów erotycznych. I nie są tylko przeznaczone na lokalny rynek – gazety te są również dystrybuowane za granicę, między innymi do Czech, Austrii, Belgii czy na Słowację.
Tłumaczy, że na niektórych rynkach trudniej je sprzedać, głównie z powodu lepszego dostępu do Internetu, jednak cały czas opłaca się eksportować erotyczne czasopisma (najczęściej miesięczniki) do naszych sąsiadów i jeszcze dalej.
Zapytany o nakład, zasłania się tajemnicą handlową. Tymczasem w sieci możemy znaleźć informacje, że liczba egzemplarzy jednego wydania może sięgnąć nawet 40 tys. egzemplarzy – a mówimy tu o wydawanych co miesiąc lub dwa tytułach. I nie jest to tania gazetka. Cena mieści się w przedziale 10-25 złotych, zależnie od ilość dodanych płyt i multimediów.
Warto również dodać, że są w te produkcje zaangażowani nie tylko Polacy. Aktor lub aktorka zazwyczaj występuje w jednej lub dwóch produkcjach – rotacja jest duża, bo branża filmowa jest w Polsce słabo rozbudowana i skupia się w całości na amatorach. A za jedną produkcję mogą zarobić maksymalnie tysiąc, półtora tysiąca złotych – to ułamek z tego, co dystrybutor może zarobić na sprzedaży gazety z dołączonym filmem.
Dla zwolenników bardziej nowoczesnych metod, został udostępniony portal Showup.tv. Serwis należy do czeskiej firmy, ale w kraju nad Wisłą znalazł duże grono odbiorców. Według raportu firmy Megapanel, w grudniu 2015 roku odwiedziło go ponad 2 miliony użytkowników, co dało mu 4 miejsce w rankingu stron z materiałami erotycznymi.
Twórca portalu w wywiadzie dla serwisu MamStartup tłumaczy, co stoi za sukcesem jego przedsięwzięcia. Przede wszystkim pomógł mu marketing szeptany. Coraz więcej internautów przesyłało sobie adres strony z ciekawości, bo wcześniej nie znali serwisu, który oferowałby bezpłatne pokazy modelek przed kamerą.
Liczba użytkowników stale rosła, postanowiono w końcu uruchomić system żetonów. Bywalcy serwisu kupują, by wręczać je jako napiwki dla osób, które pokazują swoje ciało przed kamerą. Te można potem wymienić na złotówki, a serwis pobiera prowizję. Swoje zyski czerpie również z reklam.
Podobnie jak Garwatowski, twórca Showup.tv również nie chce powiedzieć, ile zarabia na serwisie. Wspomina natomiast, że koszt jego utrzymania jest już liczony w milionach złotych, ale zwraca się, a nadwyżka przeznaczana jest na dalszy rozwój serwisu. W przyszłości planuje wprowadzić kolejne „produkty internetowe”, wzorowane na Zachodnich rozwiązaniach. Patrząc na statystyki jego strony, na to również znajdzie się rynek.
Swoisty renesans przeżywają również sex-shopy. Nowi założyciele, zamiast obskurnych bud w bramach, oferują przede wszystkim miejsca, które mają przedstawić seks i erotykę jako coś pozytywnego. Tak zrobili Joanna Keszka, założycielka portalu Barbarella.pl i Antoni Ruszkowski z Kinky Winky.
Ich sklepy różnią się przede wszystkim podejściem do designu sprzedawanych gadżetów czy bielizny. Oboje celują w wyższy segment bardziej uświadomionych klientów, którzy traktują swoją seksualność jako powód do radości, a nie wstydu.
W rozmowie z INN:Poland Keszka wspomina jednak, że jej sklep jest tylko kroplą w morzu tego, co można zarobić w branży. W Polsce dalej popularniejsza jest twarda pornografia, która jej zdaniem uprzedmiatawia kobiety i rodzi szkodliwe dla odbiorców stereotypy. Ale branża konsekwentnie kwitnie, bo Ruszkowski w 2014 roku odnotował zysk 6,5 raza większy niż w 2011 roku, kiedy dopiero rozpoczynał działalność.
Branża erotyczna w Polsce przypomina białą plamę. Poalcy chętnie oglądają erotykę i korzystają z sex-shopów, ale nikt nie pokusił się, by dokonać dokładnej analizy pod kątem biznesowym. Przykład radnej z Piotrowa może być pretekstem do tego, by w końcu przyjrzeć się, ile dokładnie warty jest ten rynek w Polsce.
W Polsce erotyka to bardzo trudna branża. Głównie ze względu na niską siłę nabywczą pieniądza i niechęć Polaków do płacenia za treści w internecie. W naszym segmencie (tradycyjne filmy porno), staramy się rozwijać jakość usług i atrakcyjność oferty. Zarówno pod względem merytorycznym jak i technicznym. Niestety, ze względu na stosunkowo niskie zyski proces ten jest mocno ograniczony. Po prostu nie stać nas na produkcję filmów z wyższym budżetem. Rywalizacja z potentatami z zagranicy jest poza zasięgiem, możemy to robić jedynie w ramach niszy jaką stanowią autentyczne polskie filmy erotyczne.
Profesor Zbigniew Izdebski, seksuolog
Polacy głównie konsumują erotykę i pornografię przez Internet. Tam jest darmowa i ma się do niej szeroki dostęp. W moich badaniach nie odnotowałem wzrostu korzystania z agencji towarzyskich czy prostytucji, właśnie dzięki łatwemu dostępowi do pornografii. Jest jednak jeden sektor, który odnotowuje wzrost i są to masaże erotyczne, coraz więcej mężczyzn korzysta z usług takich salonów.