- Przepraszam, kto tutaj w okolicy jest bogaty? - brzmiało pytanie z sondy ulicznej w Nowym Sączu.
I o dziwo posypały się nazwiska i firmy. Koral, czyli producent lodów, biznes założony w Limanowej przez braci Józefa i Mariana Koralów. Wiśniowski, czyli jeden z największych w Europie producentów bram. Fakro - założona przez Ryszarda Florka, druga co do wielkości na świecie firma produkująca okna dachowe.
Idę o zakład, że podobna sonda przeprowadzona w innych miastach przyniosłaby zaledwie kilka oczywistych odpowiedzi. W Warszawia mówiono by, że Kulczyk, a w Toruniu, że ojciec Rydzyk, a potem zabrakło by inwencji. W Nowym Sączu jest inaczej. Przypadkowo napotkany przez kamerzystę przechodzień potrafi z pamięci podać nazwiska lokalnych bohaterów biznesu. Dziewczyny w kawiarni podobnie, jak również pani z kolczykiem w nosie.
Z dalszej części sondy wynika, że sądeczanie interesują się swoimi bogaczami, bo oczekują, że pomyślność u najbogatszych zacznie się przekładać na zarobki lokalnej społeczności. W lokalnej prasie niczym na Pudelku można przeczytać, że jeden z braci Koral potrafi przyjechać do fryzjera Lamborghini. Porzuca auto na ulicy utrudniając przejazd, bo przed witryną ulubionego fryzjera jest wysoki krawężnik. Bohater publikacji obrywa za to po głowie.
Jednak już innym tekście biznesmen zbiera pochwały, że powiększa fabrykę i zatrudnia dodatkowo 170 osób (lokalna stopa bezrobocia wynosi 17 proc.). Nikt nie oczekuje, że biznesmeni mąją rozdawać pieniądze najuboższym. Wystarczy, że "Wiśniowski i inni najwięksi przedsiębiorcy zaczną lepiej płacić za pracę", pada komentarz.
O co tu chodzi? Odpowiedzi udzielił w rozmowie z NaTemat Ryszard Florek: – W tutejszych ludziach mało jest tej zwykłej polskiej zawiści. Raczej jak już ktoś zobaczy u sąsiada lepszy samochód to się zaweźmie, zarobi uczciwie i kupi lepszy. To inna, bardziej pozytywna motywacja – oceniał. – PRL stosunkowo mało namieszał w głowach tutejszym. Rolnicy byli przywiązani do swojej ziemi, nie było PGR. Przetrwały też warsztaty rzemieślnicze. Kiedy władza poluzowała gospodarkę właściwie zaczynał biznes – wspomina Florek.
Nasycenie milionerami
Trzeba przyznać, że zazdrość nieźle motywuje. Według Izby Skabowej w lokalnej społeczności są aż 103 osoby, których dochód w ciągu roku przekracza milion złotych. Nieźle, jak na liczące 83 tys. powiatowe miasteczko i region, który przed wojną był kojarzony z „nędzą galicyjską". W niedalekim Krakowie jest 510 milionerów. Dodajmy, że w całej Polsce 16 tys. osób ma status zarobkowy milionera. W Nowym Sączu na tysiąc mieszkańców przypada ich więcej niż w Warszawie.
Klucz do zrozumienia fenomenu Nowosądecczyzny leży w mentalności jej mieszkańców, uważa Mirosław Janik, biznesmen z Nowego Sącza, prezes Wincor Nixdorf, firmy znanej z produkcji bankomatów oraz systemów kasowych dla sieci detalicznych. - Jedni drugich ciągną i wspierają – mówi Mirosław Janik i podaje przykłady: - Kiedy myślę o ekipie budowlanej nie przyjdzie mi do głowy nikt inny jak ci rzetelni górale z Grybowa. Kupuję okna dachowe, to tylko z naszego Fakro, a bramę do garażu od Wiśniowskiego. Kiedy Rosja wprowadziła embargo na polskie produkty nas nie trzeba było zachęcać do jedzenia polskich jabłek. W każdej lokalnej firmie znajdzie się owoce z sadów w Łącku.
A teraz najlepsze, czyli nieoficjalna historia szefa lokalnej firmy przewozowej. Mało kto wie, że kapitał na start zdobył wygrywając szóstkę w totka. Każdy inny rozpuściłby kapitał na samochód, dom i wystawne życie, on kupił kilka autobusów. Dziś ma firmę, która konkuruje z Polskim Busem.