
“Andrzej Duda zmarł dziś. Szczegóły z miejsca zdarzenia” – przeczytałem dzisiaj rano na Facebooku. To oczywiście nieprawda, bo prezydent ma się dobrze, a link odsyłał do strony rosyjskiej firmy ochroniarskiej. To tak zwany clickbait – przynęta, która ma zachęcić internautów do klikania. A oszuści chętnie korzystają z tej metody, by wyłudzić od żądnych sensacji ludzi pieniądze.
Jakim cudem wciąż dajemy się złapać na tytuły rodem z tabloidów? Początki współczesnego clickbait'a sięgają jeszcze XIX wieku. Wtedy to pojawiło się określenie „żółte dziennikarstwo”. Przyjmuje się, że użyto go po raz pierwszy w 1896 roku w USA, kiedy potentaci medialni, jak William Hearst dostrzegli nową niszę w prasie.
Dobrze, wiemy już, jak działa clickbait i jak go ropoznać. Dlaczego zatem ciągle dajemy się nabrać i klikamy na rzeczy, które mają nam przywrócić wiarę w ludzkość lub całkiem ją stracić? Według psychologów, to przez nasze emocje i lenistwo naszego mózgu.
Samoobrona, czyli jak poznać, że clickbait jest potencjalnie szkodliwy
1. Źródło – zawsze przed otwarciem linku, sprawdź adres domeny. Jeżeli odsyła do bloga, lub imituje inny serwis informacyjny, masz do czynienia z fałszywą informacją.
2. Prośba o wpisanie danych – jeśli strona prosi o wpisaniu prywatnych informacji, na pewno masz do czynienia z próbą wyłudzenia. Nie wpisuj niczego, tylko opuść stronę i zgłoś ją moderatorowi, bo to na pewno próba oszustwa.
3. Cudowne metody i szybkie zyski – jeżeli widzisz reklamę, jak szybko się wzbogacić lub odmłodzić, włącz adblocka. Najczęściej są to zachęty do uczestnictwa w piramidzie finansowej lub kupienia drogich, bezużytecznych "lekarstw". Wyrażenia jak "jedna dziwna metoda" automatycznie dyskwalifikują ogłoszenia jako wiarygodne.
Napisz do autora: grzegorz.burtan@innpoland.pl
