Polska gleba idzie pod lupę inspektorów. Urzędnicy z Ministerstwo Środowiska zaprojektowali nową ustawę, dotyczącą badania czystości ziemi. Co to oznacza? Że branżę energetyczną i deweloperską czekają wysokie wydatki – przebadanie jednego ara to koszt nawet 10 tys. złotych.
Jak podaje dziennik.pl, pół biedy, jeśli okaże się że ziemia będzie spełniać nowe, o wiele bardziej restrykcyjne wymogi czystości. Gorzej, jeśli się na nie załapie. Wtedy trzeba dokonać tak zwanej remediacji , czyli jej oczyszczenia. A to opłata rzędu 60 tys. złotych.
Ministerstwo Środowiska argumentuje, że wprowadzone zmiany są konieczne, bo jesteśmy zobligowani przepisami Komisji Europejskiej. Agata Staniewska z Konfederacji Lewiatan uważa jednak, że zaostrzenie norm jest do tego stopnia, jaki chcą to zrobić urzędnicy, jest zbędne i szkodliwe.
– Głównym problemem jest to, że przekopiowano metodologię badania gleby z branży rolniczej na przemysłową, co kompletnie do siebie nie pasuje – tłumaczy. – Metodologia jest tutaj wbrew pozorom bardzo duży problemem. Z powodu jej zmiany koszt pobrania próbek wzrośnie nawet o 600-700 proc. To bardzo zły kierunek, a sam sposób mierzenia tych zanieczyszczeń jest po prostu dziwaczny – konkluduje.
Nowe rozporządzenie nie uderzy tylko w przemysł, ale również w branżę deweloperską. Firma, która będzie chciała wybudować nowe osiedle, może zostać zmuszona do podniesienia cen wynajmu mieszkań z powodu nowych przepisów. Bo samo badanie nie jest jednorazowe – ma być przeprowadzana co 10 lat. Według Staniewskiej, to główny czynnik, który negatywnie odbije się osobach, które szukają mieszkania.
Chociaż badanie czystości gleby miałoby objąć wszystkich właścicieli gruntów, a więc także tych, którzy posiadają działkę lub dom jednorodzinny, ekspertka uspokaja, że w praktyce kontrole osób prywatnych się nie zdarzą.
– Jeśli przepisy wejdą w życie, kontrolerzy będą mieli za dużo firm i przedsiębiorstw na głowie, by jeszcze sprawdzać zwykłych obywateli. Teoretycznie, może zdarzyć się nadgorliwy pracownik, ale jest ich za mało, by mieli jeszcze czas na takie śledztwa – uspokaja.
Staniewska kwituje, że planowane rozporządzenie jest nazbyt restrykcyjne i do tego stworzone bez żadnego realnego oparcia w biznesie. – Ministerstwo Środowiska nie kontaktowało się z nami ani z żadną organizacją związaną z biznesem – tłumaczy. – Mamy do czynienia z podejściem urzędniczym, a nie racjonalizatorskim – podsumowuje.