Wyższa szkoła dla dzieci? Czemu nie! W Polsce coraz bardziej popularne stają się uniwersytety dla najmłodszych. Moda przyszła z Niemiec, a od połowy zeszłej dekady takich miejsc powstało w naszym kraju ponad 50.
Jedno z nich, Uniwersytet Dzieci (UD) zostało założone w 2007 roku i od tego czasu stale się rozwija. W organizowanych zajęciach uczestniczyło już 20 tysięcy dzieci. W ciągu roku akademickiego to aż 6 tysięcy maluchów. Wykłady odbywają się w 4 miastach, a prowadzi je ponad 500 naukowców i specjalistów. Wśród nich znajdują się między innymi profesorowie UJ czy uniwersytetów medycznych.
Do tego swoje warsztaty prowadzą przedstawiciele organizacji pozarządowych, jak Amnesty International, która tłumaczy dzieciom zagadnienia dotycząc praw człowieka. W projekt zaangażował się nawet ambasador Malty w Polsce, który opowiada o tym, jak żyje się na wyspie pośrodku morza.
Wyzwanie dla naukowca
Agata Antoniewska, doktorantka na Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego zaczęła współpracę z UD jako wolontariusz, a później jako wykładowczyni. Jak sama przyznaje, najpierw namówili ją znajomi, do własnych zajęć przekonałą ją atmosfera.
– Z perspektywy naukowca to dla mnie bardzo duże wyzwanie. Wykładanie dorosłym studentom a przedszkolakom to dwa zupełnie różnie światy – mówi. – Masz tylko dwie minuty, żeby przekonać maluchy, że warto cię posłuchać. Do tego skomplikowane zagadnienia musisz przełożyć na język, który jest dla nich zrozumiały. To rozwija zupełnie inne umiejętności, niż współpraca z dorosłymi ludźmi – podkreśla.
Antoniewska stwierdza, że również poziom zaangażowania różni się od tego na klasycznych wykładach. Jej zdaniem dzieci zadają niesamowite, nieszablonowe pytania. Z wiekiem jednak coraz mocniej odczuwa się intelektualne ramy, w które są wtłaczane w trakcie kształcenia, stwierdza, i ich ciekawość świata się wypala.
Satysfakcja dla dzieci rodziców
Ze strony rodziców również można usłyszeć same superlatywy o Uniwersytecie Dzieci. Obecnie działa on w kilku polskich miastach, między innymi w Warszawie, Wrocławiu czy Koszalinie. Małgorzata, która mieszka w tym ostatnim, nie kryła swojego zadowolenia.
– Moja córka ma 9 lat i chodzi na zajęcia już drugi rok. Jest zachwycona – mówi z entuzjazmem. – Przez cały ten okres nigdy nie poczuła się zmęczona czy znudzona zajęciami. Dla niej to przede wszystkim forma zabawy i spotkania z rówieśnikami, przy okazji uczy się rożnych rzeczy o świecie. Przed świętami na przykład robili bombki choinkowe. Tego w szkole by się nie nauczyła – wyjaśnia.
Mama dziewczynki nie kryje jednak tego, że zajęcia są przede wszystkim dla aktywnych dzieci, które lubią ruch i gdy coś się dzieje. A że jej córka właśnie taka jest, Uniwersytet spełnia jej potrzeby. Za cztery semestry nauki zapłaciła 1400 złotych, co uważa za niską cenę, patrząc na rozwój jej pociechy. Ma zamiar posyłać tam córkę tak dopóki, dopóty nie będzie miała dość. Lub po prostu wyrośnie z tej grupy wiekowej.
Bardziej powsciągliwa w ocenach jest Maja z Warszawy. – Oczywiście pomysł jest jak najbardziej słuszny. Przede wszystkim zajęcia są różnorodne. Są takie, które rozwijają zdolności plastyczne lub logiczne w dzieciach. I to jest bardzo fajne. Ale w pewnym momencie mój syn zaczął się nudzić – stwierdza. – Jakby formuła się wyczerpała. Wykłady był prowadzone w nudny, mało interaktywny sposób. A on najlepiej czuł się, gdy musiał się zaangażować w wiedzę, która mu przekazywano – przyznaje.
Uniwersytet Dzieci jest organizacją non-profit – swoje cele statutowe realizuje przy pomocy środków, które przekażą mecenasi oraz z opłat za naukę. Ceny za semestr różnią się w zależności od miasta – są w granicy 350-650 złotych.
Zalożyciele korzystają też z bardziej nowoczesnych form finansowania, jak crowdfunding. Na platformie Wspieram To twórcy UD zebrali prawie 50 tysięcy złotych – osiągnęli 174 proc. z założonego celu. Wspierający zagłosowali portfelami na tak dla takich projektów w Polsce.