Pixel Box to polski sklep zainspirowany amerykańskim Loot Crate. Pomysł jest prosty – do pudełka wkłada się gadżety, powiązane jedną tematyką – na przykład postaci z horroru, konkretnego komiksu czy serii gier – i wysyła się do kupującego. Ten nie wie, co czeka na niego w środku. Dziwne? Być może, ale za granicą pomysł zdecydowanie wypalił – Loot Crate ma ponad dwa miliony fanów na facebooku.
Krzysiek, Kasia i Tomek prowadzą razem sklep Bad Pixel. Jako jeden z niewielu w Polsce oferuje tylko licencjonowane gadżety związane z popkulturą.
- Społeczność geeków i nerdów w Polsce jest mała, ale bardzo mocno zżyta – tłumaczy Krzysiek Bieńkowski w rozmowie z INN:Poland. – Ponieważ siedzimy w tym środowisku, widzieliśmy pewne sygnały, że fajnie byłoby zrobić takiego Loot Crate’a w Polsce. Ludzie traktują to jako zajawkę, coś nietypowego - podkreśla.
Skoro pojawiła się nisza, trzeba ją wypełnić. W kwietniu Pixel Box rozpoczął zapisy na pierwszą wysyłkę. Zainteresowanie przerosło najśmielsze oczekiwania twórców. W maju musieli wysłać kilkaset przesyłek. Do tego kilkadziesiąt osób zapisało się na roczną subskrypcję.
Skąd zdziwienie pomysłodawców? Bieńkowski nie ukrywa, że rynek gadżetów w Polsce to trudny rynek. – W naszym kraju jest przyzwolenie na kradzież. A tym są dla nas podróbki. To działa tak jak w przypadku pirackiego oprogramowania – chodzi tak samo jak legalne, ale etycznie jest to złe – argumentuje. – My sprzedajemy tylko i wyłącznie licencjonowane produkty, żeby wspierać ich twórców. To jest zresztą nasza przewaga nad zagraniczną konkurencją, która nie ma oporu wrzucić do swoich paczek produktów bez licencji – wyjaśnia.
Jak widać, model biznesowy jest bardzo prosty. Pixel Box już na siebie zarabia, zwraca uwagę Bieńkowski. Nie są to duże kwoty, ale teraz celem firmy jest marketing i pokazanie inwestorom, że ten pomysł już się przyjął. Polski nerd staje się coraz bardziej wybredny.
Według założyciela, największą zaletą przedsięwzięcia jest jego viralowość. Wysyłają paczki do youtuberów, którzy potem otwierają podczas nagrywania – to jest tak zwany unboxing. I nie są to wcale odmęty Internetu – takie filmiki mogą mieć nawet po kilkanaście tysięcy wyświetleń. Bieńkowski bardzo mocno stawia na kwestię współpracy z twórcami filmików, bo jego zdaniem to najlepsza platforma reklamowa dla takiej branży.
W ciągu najbliższego roku Pixel Box planuje pozyskać inwestora i ruszyć dalej, na zagraniczne rynki. Teraz intensywnie promują się na wszelkich imprezach branżowych i konwentach – pojawili się na słynnym Pyrkonie czy turnieju e-sportowym Intel Extreme Masters. Chcą się pokazać także tak zwanym „casualom” – czyli ludziom, którzy takie klimaty tylko lubią, bez nadmiernej fascynacji.
Zapytany o to, czy Pixel Box przynosi więcej stresu czy zabawy, Bieńkowski stwierdza, że zdecydowanie więcej jest tego drugiego. – W każdym miesiącu tworzymy jeden zestaw, który sprzedajemy. Robimy burzę mózgów i wymyślamy, co tym razem w nim będzie. Najwięcej stresu mamy przy zamówieniach towaru - nie zawsze producenci są gotowi na tak duże zamówienia i czekamy na ich przesyłkę ze zniecierpliwieniem. Ale taki stres możemy mieć co miesiąc – śmieje się.