logo

REKLAMA
Skończyła się rolka
Faks to skrzyżowanie telefonu i emaila. Żeby wysłać dokument trzeba go było najpierw wydrukować, a potem przefaksować do adresata. Jego maszyna wypluwała mu nasz wydruk w obniżonej jakości. Czasem tak fatalnej, że trzeba było słać jeszcze raz. I jeszcze raz. A w dobrym tonie było zadzwonić, by upewnić się, że faks doszedł. Kolejnym problemem było to, że co chwila kończyła się rolka z papierem termicznym, na którym urządzenie drukowało.

Rafał Plutecki, szef Google Campus, opowiadał podczas otwarcia centrum, że kiedy w latach 90. poszedł z propozycją założenia mu maila do prezesa dużej firmy, ten odparł, że to zbędny wydatek, bo właśnie zakupił kilka nowych faksów.

Drogie kłopoty z zasięgiem
Drogie było nie tylko dzwonienie z telefonów komórkowych. Odebranie połączenia przychodzącego kosztowało początkowo 50 tys. złotych za minutę (5 nowych złotych). Standardem były też problemy z zasięgiem. Kiedy Era (obecnie T-Mobile) i Plus rozpoczęły działalność (październik 1996) ich sygnał można było odbierać tylko w największych miastach i przy głównych drogach łączących metropolie. Wystarczyło jednak zjechać kilkadziesiąt metrów i zasięg znikał.

Gdzie jest ta firma?
Żeby znaleźć np. siedzibę sklepu metalowego trzeba było mieć ze sobą dwie książki. Lokalną „Panoramę Firm” ze spisem wszystkich firm w okolicy oraz atlas Polski. To, co teraz mamy w jednej aplikacji w telefonie, ważyło kilka kilogramów, było nieporęczne i wymagało czasu. Co więcej, nigy nie było wiadomo, czy firma, której szukamy jeszcze istnieje, a może zmieniła siedzibę.

Bad sektory
Zacznijmy od tego, że w tamtych czasach nie każda firma korzystała z komputera. Internet w Polsce dopiero raczkował, a żeby przenieść dane pomiędzy dwoma urządzeniami używano dyskietek. Te mniejsze miały 3,5, te większe – 5,25 cala. Dyskietki niestety były zawodne i im dłużej się ich używało, tym częściej pojawiały się tzw. „Bad sectory”. Przez takie uszkodzenie nośnika traciliśmy nasze pliki.

Wypchane portfele
Do 31 grudnia 1994 roku wszyscy byliśmy milionerami. Hiperinflacja z początku okresu transformacji wymiotła z naszych portfeli monety. Za wszystko płaciliśmy banknotami, które nosiliśmy pozwijane w rulony. Ponieważ ówczesny system bankowy działał jeszcze bardzo wolno, a też nie każdy przedsiębiorca miał zaufanie zarówno do niego, jak i (a może przede wszystkim) do swoich kontrahentów, to za towar, czy usługi bardzo często płacono w gotówce. Z jednej strony nie było zatorów płatniczych, z drugiej zaś należności za faktury woziliśmy w walizkach. [block position="inside"]123741[/block]