Doping w kolarstwie to nie tylko specjalne środki chemiczne i przetaczanie krwi. Od czasu skandalu z Lancem Armstrongiem nieuczciwi sportowcy imają się różnych metod – również tych z zakresu technologii. Dlatego podczas tegorocznej edycji Tour De France kolarzy będą śledzić kamery termowizyjne, które sprawdzą, czy nie korzystają z ukrytych silniczków elektrycznych.
Taka forma technologicznej i niezbyt uczciwej przewagi dotychczas była uważana za mit. Jednak na początku bieżącego roku okazało się, że nie jest to tylko sportowa legenda.
W rowerze belgijskiej gwiazdy kolarstwa przełajowego, Femke Van den Driesshe, znaleziono ukryty wewnątrz ramy mały silniczek elektryczny, wspomagający pracę jej nóg. Miało to miejsce podczas Mistrzostw Świata w tej dyscyplinie, a zawodniczkę od razu zdyskwalifikowano.
Tour De France, jeden z najsłynniejszych wyścigów kolarskich, ma rozpocząć się już niebawem. Międzynarodowa Unia Kolarska (UCL), aby uniknąć skandalu podczas imprezy, postanowiła kontrolować uczestników podczas kolejnych etapów tego kultowego wydarzenia.
Na ich trasach zostaną umieszczone specjalne kamery termowizyjne. Ich zadaniem będzie skanowanie rowerów i sprawdzanie, czy któryś z nich nie emituje zbyt dużej ilości ciepła.
Jeśli któryś ze sportowców pokusi się na przerobienie swojego bicyklu, a system go wykryje, zostanie automatycznie zdyskwalifikowany. UCL poinformowało, że umieści około 3 do 4 tysięcy kamer. Jest to o tyle istotne, że taki silniczek, o mocy dochodzącej do 100 Watów, daje znaczącą przewagę nieuczciwemu sportowcowi.
System zostanie wdrożony na czas imprezy na wniosek rządu Francji. UCL zapowiedziało, że zastosuje również inne metody by sprawdzić, czy kolarze trzymają się przepisów, ale nie ujawniło ich opinii publicznej.