Eksperci i specjaliści ostrzegają, że po pieniądze ręce najrzadziej wyciągają autentycznie potrzebujący, a dzienny utarg z takiego “biznesu” dochodzi nawet do 500 złotych.
Robert Klimczak, dyrektor oddziału ds. osób bezdomnych Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Gdańsku mówi, że na taką kwotę mogą liczyć osoby żebrzące na głównych ulicach miasta. – Znam osoby, które wynajmują pokoje w pensjonatach i tam mieszkają – tłumaczy reporterowi Polsat News.
Repertuar sposobów na uzyskanie daniny pozostaje niezmienny. Część żebrzących udaje kalectwo lub niepełnosprawność, a inne sprzedają drobne bibeloty „co łaska”. Popularna jest również obecność dzieci oraz zwierząt, które wzbudzają większą litość przechodniów.
Straż Miejska ostrzega jednak, że wrzucając do pieniądze do puszki żebrzącego dziecka, sankcjonuje się jego pobyt na ulicy. Apeluje, by tego nie robić, bo opiekunowie nieletniego będą stale wysyłać go po datki.
Władze Gdańska mają zamiar aktywnie przeciwstawić się żebrakom. Przygotowano ulotki, które mają uświadamiać turystów, że zamiast pieniędzy, lepiej wskazać żebrzącym, gdzie znajdują się bezpłatne jadłodajnie i noclegownie. W ten sposób będzie również można zweryfikować, kto naprawdę potrzebuje pomocy.
Przedstawiciele organów porządkowych podkreślają, że wiele osób nie otrzymuje jej od instytucji państwowych i władz. Nie wynika to jednak z ich bierności czy złej woli, ale tego, że przeprowadzany wywiad środowiskowy wykazuje, że status materialny tych osób nie zmusza ich do żebrania i takiej pomoc nie jest im niezbędna do przetrwania.