Godzina konsultacji kosztuje od 100 do 700 złotych. To nie jest stawka prawnika w międzynarodowej korporacji, ale dietetyka. Do tego dochodzi prowizja za sprzedaż różnych odżywek, czasem kontrakty z ich producentami. A nawet specjalne zabiegi odchudzające po kilkaset złotych za jeden. Polacy są skłonni wydać fortunę, aby mieć szczupłą sylwetkę. A brak ustawy o zawodzie dietetyka, sprawia, że za plany żywieniowe biorą się nawet mechanicy samochodowi.
Justyna pochodzi z typowego śląskiego miasteczka. Kiedy jej koleżanki po maturze szły na socjologię, czy anglistykę, ona wybrała studia dietetyczne. W ciągu kilku lat zdobyła zawód i zaczęła w nim praktykę.
– Szukałam kierunku studiów, który będzie łączył się z moimi zainteresowaniami. Chciałam w życiu robić coś, co będzie sprawiało mi przyjemność. Sama jako nastolatka zmagałam się z otyłością, więc od najmłodszych lat tematyka prawidłowego odżywiania była mi bliska – mówi w rozmowie z INN:Poland Justyna. – Jestem na początku swojej kariery, ale już jestem zadowolona. Już pojawiają się małe sukcesy. Na pewno jest to bardzo przyszłościowy zawód dla mnie – dodaje.
Dietetyk za godzinę pracy zarabia 10 razy tyle, ile dostaje pracujące np. jako ratownik, czy kasjerka. Dlatego Osób, które chcą zarobić na modzie na zdrową dietę, jest coraz więcej. Justyna jest pozytywnym przykładem osoby, która ciągle rozwija swoją wiedzę, ale brak regulacji prawnych sprawia, że za doradztwo żywieniowe biorą się czasem zupełnie przypadkowi ludzie. Koszty wejścia w biznes dietetyczny są bardzo niskie. Jednak Justyna podkreśla, że do wszystkiego trzeba dojść samemu. Nieliczni mają szansę uczyć się zawodu od tych, którzy już w nim pracują.
– Mam ochotę zrobić mema, że na niewiedzy ludzie chcą zrobić biznes – mówi INN:Poland ze złością Katarzyna Wójs, dietetyczka z ośmioletnim doświadczeniem. – Przykładami mogę sypać jak z rękawa. Znam kasjerki, ekonomistki, mechaników samochodowych, którzy zajęli się dietetyką, widząc w tym świetny biznes. Im samym się udało schudnąć, a teraz próbują swoje plany sprzedawać innym osobom – wyjaśnia.
Katarzyna opowiada o klientce, która przyszła rozczarowana brakiem efektu. Zapłaciła 400 złotych za zabieg w kabinie z podciśnieniem. Dzięki temu miała wydalić w moczu tkankę tłuszczową z konkretnych części swojego ciała. Nie zawsze jednak kończy się tak dobrze.
– Trafiła do mnie kobieta, która po 28-dniowej diecie opartej o suplementy miała uszkodzony mięsień sercowy. Ktoś zarobił na sprzedaży produktu, nie robiąc klientce podstawowych badań, jak choćby morfologia – opowiada ze smutkiem. – Mam też trzy pacjentki z uszkodzeniami tarczycy. Kupiły znany system żywieniowy, ale nikt ich nie spytał o stan zdrowia. Złą dietą pogłębiły swoje problemy, a potem okazało się, że na stronie, z której skorzystały małymi literkami było napisane, że firma nie bierze odpowiedzialności za zdrowie pacjenta – kończy.
Gotowe plany żywieniowe można kupić w internecie już za 39 złotych. Internet i siłownie pełne są reklam suplementów diety. Choć twarzami kampanii są fitnesski i kulturyści, to kampaniami kierują koncerny farmaceutyczne. Tymczasem dobra dieta uwzględnia mnóstwo czynników zdrowotnych i jest dobrana indywidualnie. A to wymaga ciągłego poszerzania wiedzy.
– Kształcenie się jest bardzo wysokim kosztem. Jeden level, po którym otrzymuje się certyfitakt, to 1500-1700 złotych. Takich stopni są trzy. Do tego trzeba świetnie znać angielski. Gros światowych publikacji trafia do Polski po trzech-czterech latach – mówi Katarzyna Wójs. Jej zdanie podziela Justyna, która widzi, że same studia niewiele dadzą. Dopiero inwestowanie w siebie pozwala na odpowiedzialne wykonywanie tego zawodu. Trzeba się nieustannie rozwijać na różnych kursach, poszerzać wiedzę, ponieważ do dietetyka trafiają nie tylko osoby, które chcą schudnąć. Znakomitą robotę w kwestii uświadamiania, jak ważne jest zdrowe żywienie, zrobiła m.in. Anna Lewandowska.
– Bardzo często trafiają do mnie osoby wycieńczone dietą, którą stosują. Zdarzyło mi się na przykład odmówić kobiecie, która pomimo skrajnego wyczerpania chciała programu 700 kalorii. Tak samo odmówiłam rodzicom otyłego dziecka. Nie chcieli mu zrobić badań, więc nie wzięłam na siebie takiej odpowiedzialności - opowiada Katarzyna Wójs. – Ale o skali determinacji ludzi, którzy chcą dobrze wyglądać, niech świadczy fakt, że zgłaszają się do mnie osoby, które szukają preparatów z pasożytami. Albo już mają glisty, zarażają otoczenie, ale nie chcą tego leczyć. W zawodzie dietetyka jedynym ograniczeniem jest własne sumienie – kończy.