Rolnik też może zostać piratem. I to nie komputerowym, a nasiennym. Agencja Nasienna sprawdza, czy materiał genetyczny wykorzystywany na polach uprawnych pochodzi z legalnych źródeł i, podobnie jak ZAIKS, ściga tych, którzy pozyskują go bez licencji. Pytanie tylko, czy na nasiona też powinna być taka licencja.
Agencja Nasienna (AN) działa od 2003 roku. Jej działalność jest związana z ustawą o ochronie prawnej odmian roślin. Według niej, rolnicy nie mogą wysiewać na swoich polach niczego, co nie zostało zakupione u licencjonowanego sprzedawcy i znajdujące się w rejestrze kwalifikowanych materiałów.
Jak opisuje na swojej stronie, Agencja zrzesza 20 hodowców roślin rolniczych a jej nadrzędnym celem jest “uporządkowanie rynku nasiennego w Polsce, z korzyścią dla rolników, firm nasiennych i hodowców”. Co to oznacza w praktyce? Że chociaż jest instytucją prywatną, posiada bardzo duże uprawnienia.
Głównym instrumentem kontroli rolników jest obowiązek informacyjny. Nie wolno wysiewać nasion, których nie zakupiono od oficjalnego sprzedawcy, a AN może to w każdej chwili sprawdzić, na przykład wysyłając niezapowiedzianą kontrolę, która sprawdzi materiał genetyczny roślin. Jeśli okaże się, że pochodzą z nielegalnego źródła – sprawa trafia do sądu.
A co jeśli rolnik chce wykorzystać własne nasiona, zebrane z plonów? Wtedy stosuje się tak zwane odstępstwo rolne. Co to znaczy. Jak tłumaczy INN:Poland prezes AN, Paweł Kochański “posiadacz gruntów może, bez zgody hodowcy, ale za opłatą w wysokości 50% licencji, ponownie wysiać na swoich gruntach nasiona, które uprzednio zebrał ze swoich gruntów”.
Jeśli są jakieś wątpliwości, co do korzystania z odstępstwa rolnego, Agencja może wysłać do rolnika oficjalne zapytanie, kiedy dokładnie korzystał z tej metody, a ten musi na nie odpowiedzieć. Jeśli tego nie zrobi, sprawa też może skończyć się w sądzie.
W rozmowie z INN:Poland przedstawiciel Pierwszego Portalu Rolnego (PPR) tłumaczy, że działalność Agencji Nasiennej ma tylko jeden cel – utworzenie monopolu. – W Polsce ten rynek jest wart kilkaset milionów złotych – tłumaczy. – A dzięki tym przepisom Agencja Nasienna może mieć wyłączność na opłaty licencyjne za te nasiona. Tłumaczą to potrzebą ochrony upraw, ale to de facto monopol, który szkodzi rynkowi i konkurencyjności. Do tego mają nieograniczone uprawnienia – podkreśla.
Jednym z ważniejszych argumentów za opłatami licencyjnymi ma być fakt, że dzięki nim firmy hodowlane pozyskują fundusze, niezbędne do prowadzenia dalszych badań nad ulepszaniem i tworzeniem nowych odmian roślin. Dlatego Agencja konsekwentnie i surowo ściga rolników. Jak podaje serwis Dobre Programy, do sądów wpłynęło dwa tysiące spraw, dotyczących odmowy udzielania odpowiedzi na formalne zapytanie dotyczące odstępstw rolnych.
Zapytany o oskarżenia o monopolizacje rynku nasiennego, Kochański odpowiada. – W Polsce jest kilkaset firm nasiennych, które posiadają licencje od hodowców na reprodukcję, produkcję i sprzedaż materiału siewnego – czytamy w wiadomości przesłanej do INN:Poland. – Działają one na wolnym rynku i każdy kto ma pieniądze może kupić od nich kwalifikowany materiał siewny ich własnej produkcji. A zatem, podobnie jak w prawie patentowym i autorskim, nie ma miejsca na monopol w produkcji nasiennej.
Przedstawiciel PPR tłumaczy również, że według AN jej działalność jest potrzebna do usuwania z rynku nie tylko nasion z szarej strefy, ale również modyfikowanych genetycznie. – Agencja wykorzystuje strach ludzi przed GMO do tego, by zawłaszczać rynek nasion. A spożywamy taką żywnosć już od lat 70. To fałszowanie rzeczywistości – podkreśla.
Zapytany o GMO, Kochański stwierdza, że nie to jest działka, którą grupa się zajmuje. - Stosunek Agencji Nasiennej Sp. z o.o. do odmian roślin GMO jest obojętny, ponieważ organizmy zmodyfikowane genetycznie ani nie są obiektem jej działań, ani nie leżą w sferze jej zainteresowań.
Ten model dystrybucji nasion występuje w 72 krajach. Warto jednak zadać sobie pytanie, czy patentowanie organizmów żywych jest konieczne. Agencja Nasienna uważa, że dzięki swojej działalności odciąża hodowców od konieczności produkcji własnych nasion, do tego nie byliby oni w stanie wyprodukować ilości niezbędnej do zaspokojenia potrzeb rynku.
Jednak w internecie przytacza się opinie, że krzyżowanie i tworzenie nowych gatunków roślin uprawnych jest znane, odkąd człowiek przestawił się ze zbieractwa na uprawę, a takie działanie oddaje rządom pełną władze nad tym, co i jak będzie zasiewane.